Pogrzebmy populizmy – sportowcy czują stres!

Presja? Stres? A skąd, sportowcy nie czują stresu. Stres to ma samotna matka sześciu dzieci, która nie ma czego położyć na stole. Presję to ma pielęgniarka na oddziale onkologicznym. A sportowiec? No ludzie kochani; zagra jeden, może dwa mecze w tygodniu, przyjmie olbrzymi czek i na tym koniec. Każde słowo w kilku ostatnich zdaniach należałoby przekreślić grubą kreską i – dla pewności – jeszcze kilkakrotnie poprawić. Przekonanie o tym, że układ nerwowy sportowca jakkolwiek różni się od tego u dowolnego innego człowieka jest nie tylko u samych podstaw błędne, ale też, o czym mówi się mniej, bardzo niebezpieczne. Istnieje bowiem zagrożenie, że ktoś (a – nie daj Boże – jakiś sportowiec) w te bzdury uwierzy – tłumaczy nam Norbert Bradel, certyfikowany trener mentalny.

Opinia zawarta w leadzie nie jest (niestety) ani odosobniona, ani nawet niepopularna. Jako pierwszy z takiego poglądu zasłynął Jose Mourinho, który pytanie o presję po dwóch z rzędu porażkach odbił, mówiąc, że „presję to mają rodzice milionów dzieci na świecie, którzy nie mają za co kupić jedzenia. To jest presja, nie piłka nożna”.

Niemal identyczne słowa wielokrotnie wypowiedział Damian Lillard, zbierając z tego tytułu owacje za twarde stąpanie po ziemi. Polscy kibice mogą też kojarzyć wypowiedzi Mateusza Borka, który uznał, że zarabiający kilkadziesiąt tysięcy złotych piłkarz nie ma prawa odczuwać presji.

Dyskredytowanie stresu to rzecz jasna oczywisty populizm, ale i pewnego rodzaju mechanizm obronny. Trudno też nie doszukiwać się w tego typu wypowiedzi znamion patriarchalnego archetypu mężczyzny-superbohatera, który zaciska zęby i samodzielnie przeciwstawia się wszelkim trudnościom.

Na łasce stresorów

Warto sobie jednak zadać pytanie czym jest presja i tożsamy z nią stres. Norbert Bradel, trener mentalny pracujący na co dzień ze sportowcami, definiuje stres jako biologiczną, chemiczną i fizyczną reakcję organizmu na tzw. stresory, czyli bodźce lub wydarzenia wymagające pewnej reakcji, adaptacji.

– Tak naprawdę, to w tym kontekście nie ma żadnego znaczenia czy mówimy o sportowcu, trenerze, czy samotnej matce. Żadnego. To kwestia wyłącznie tych stresorów, które wpływają na daną osobę i jej odporności na stres; tego jak jest w stanie sobie z daną sytuacją poradzić – tłumaczy Bradel.

Szymon Kołecki mówi, że od początku kariery nieustannie odczuwa stres przed walką, dodając, że jeśli ktoś mówi, że miewa inaczej, jest albo kłamcą, albo psychopatą. Przykładów stresorów wśród sportowców jest multum, przykładowo:

  • Lęk przed rozczarowaniem innym/ niespełnieniem oczekiwań (trenerów, rodziców, kibiców)
  • Lęk przed utratą miejsca w drużynie w przypadku słabszych występów – presja ciągłego utrzymywania najwyższej formy celem zapewnienia bytu finansowego

Kiedy więc stresory spotykają się z brakiem kontrującej reakcji lub ich wyparciem, poziom ekspozycji emocjonalnej jedynie wzrasta. Duszenie (po angielsku choking) to słowo określające drastyczny spadek wyników, wynikających z przytłoczenia lękiem (ang. anxiety). Fizjologicznie, ciało wchodzi wówczas w stan ochrony przed zagrożeniem i wydziela masę hormonów stresowych, takich jak adrenalina czy kortyzol, przy jednoczesnym obniżeniu poziomu serotoniny i dopaminy.

Mówimy wówczas o gigantycznym obciążeniu całego układu nerwowego. W „najlepszym” przypadku objawia się to poprzez podwyższony rytm serca, potliwość czy poszerzenie źrenic, ale może także doprowadzić do ograniczenia mobilności czy zakresu widzenia, w efekcie znacząco wpłynąć na poziom występów.

Fascynującą zależność zaobserwowano w meczach NBA i WNBA. Przyjmując upływający czas na zegarze jako stresor, odnotowano, że w ostatnich 30 sekundach o 5,1% więcej zawodników chybia rzuty osobiste. Podobnie dopatrzono się zależności pomiędzy liczebnością publiczności, a skutecznością z linii – im więcej kibiców, tym większa szansa na pudło.

Na tym jednak nie koniec. Człowiek w stanie „chokingu” ma zaburzoną tzw. pamięć roboczą, przez co z dużym trudem przyswaja nowe informacje, jednocześnie skupiając się na negatywnych przeżyciach. Zatraca się w pętli zwątpienia, wstydu, poczucia winy i strachu, co zwiększa szansę na ponowne doświadczenie takiego stanu.

Dwa tysiące punktów

Jednym z najbardziej miarodajnych sposobów pomiaru ekspozycji emocjonalnej jest analiza tzw. indeksu stresu. To badanie zmienności rytmu pracy serca, który – co szczególnie korzystne w pracy ze sportowcami – można kontrolować stale, np. podczas treningu czy w czasie meczu.

– Ogólnie przyjmuje się, że powyżej 200 punktów mają osoby, które albo mają zdiagnozowaną depresję, albo są na jej pograniczu – tłumaczy nam Bradel, pokazując wykres przedstawiający pomiar stresu u trenera w dniu meczowym.

Wykres pomiaru indeksu stresu u trenera podczas zwycięskiego meczu (w okolicach 16:20 rozpoczęła się przerwa meczu)

Jak nietrudno zauważyć, w czasie trwania obu połów, indeks stresu badanego trenera osiągał nadzwyczajnie wysoki poziom (w momentach skrajnych powyżej 2 tysiące punktów!). – W tym miejscu na wykresie zbliżamy się już do obserwacji osoby, która ma problemy z depresją – wyjaśnia Bradel.

– U przeciętnego człowieka obciążenia stresowe nie są tak duże jak u sportowców; podczas meczu zdarzają się ekspozycje nawet 10-krotnie większe niż u osób nerwicowych czy depresyjnych. Z tą różnicą, że ci drudzy mają wysoki indeks stresu przez całą dobę – dodaje.

X

– Odporność na stres, albo inaczej umiejętność radzenia sobie w sytuacjach stresowych, jest dzisiaj kluczowa nie tylko dla sportowców, ale dla wszystkich. Mamy takie czasy, nazwijmy to, niepewne. Przy takiej ilości informacji, które nas przytłaczają, radzenie sobie i selektywne podchodzenie albo wybieranie sobie tych rzeczy, które nas interesują w taki sposób, żebyśmy sobie nie robili krzywdy, jest kluczowym aspektem – tłumaczy Bradel.

Wracając na boisko, omówiliśmy hipotetyczną sytuację wzrostu ekspozycji na stres wśród rozwijającego się piłkarza. Na etapie rozwoju, indeks będzie stosunkowo niski. Wówczas psychika piłkarza skupia się na szlifowaniu umiejętności, pobieraniu nauki i – co absolutnie najważniejsze – dążeniu do konkretnego celu, jak np. przebicie się do pierwszej drużyny.

W tym jednak momencie W momencie osiągnięcia celu, nierzadko zaczynają się pojawiać pierwsze wzmagające stres oczekiwania – od rodziców, trenerów czy nawet kibiców. – Obserwuję, że ci zawodnicy często nie mają jasno określonych kryteriów według których się oceniają – mówi Norbert Bradel. – Z jednej strony brakuje im rzeczowej samooceny, a z drugiej strony przytłacza presja, która napędza potrzebę bycia coraz lepszymi i powoduje, że zamykają się w takim kole, które finalnie potęguje wewnętrzny stres – dodaje, zaznaczając istotę pracy nad umiejętnością radzenia sobie w sytuacjach stresowych.

Wyraźnym przykładem takiej reakcji, który powinien znać każdy młody sportowiec, jest kariera duńskiego kajakarza Renégo Holtena Poulsena. Sześciokrotny mistrz świata był przez swoich rodaków, a także całe gremium ekspertów, typowany jako faworyt do złota na igrzyskach w Rio. Wówczas, z powodu między innymi choroby, nie sprostał oczekiwaniom i skończył na szóstym miejscu w półfinale.

Od tamtego momentu, poziom jego występów zapikował. Z każdym kolejnym wyścigiem w głowie miał przede wszystkim poczucie, że jeszcze kilkaset metrów i po wszystkim. Kiedy po kolejnym występie poniżej swojego potencjału przyznał swoim trenerom, że jedyne o czym myślał to półfinał z 2016 roku, zdiagnozowano u niego zespół stresu pourazowego.

Dopiero wtedy dostał odpowiedź dlaczego przez kilka lat, pomimo poprawiających się wyników siłowych, płynął z każdą kolejną próbą coraz wolniej. Miał nieprzepracowaną traumę, wynikającą z „przelania” stresu.

Sportowcy nie czują stresu?

I tak, zręczną klamrą, wracamy do naszego narracyjnego populizmu. Spytaliśmy Norberta Bradela wprost – co myśli, gdy słyszy takie porównanie.

– Uważam takie wypowiedzi za brak szacunku do człowieka jako takiego, i to nieważne czy mówimy o sportowcu czy kimkolwiek innym. Jak to w ogóle porównywać? Tak jak widać na wykresach, u sportowca stres może występować na nawet wielokrotnie wyższym poziomie niż u znerwicowanej, zestresowanej samotnej matki. Każdy ma ekspozycję na stres, pytanie tylko w jakiej skali. Ale de facto każdy ten stres przeżywa i bagatelizowanie tego uważam za nieodpowiedzialne – tłumaczy człowiek, którego praca opiera się na czymś, co rzekomo nie istnieje.

Puentę tego tekstu chcielibyśmy jednak postawić w nieco innym miejscu, ponownie oddając głos Bradelowi.

– Warto też uczulić, że to nie jest tylko kwestia wyczynowych sportowców, tych ludzi, których widzimy w telewizji. Czasami sytuacje stresowe zachodzą nawet w młodszych kategoriach wiekowych i warto by było, by trenerzy zwrócili uwagę, że pewne rzeczy mogą po prostu z tego względu nie wychodzić. Prawda jest taka, że jesteśmy ludźmi i każdy z nas ma swoje mocniejsze i słabsze strony. Jeśli nie będziemy podawać pomocnej dłoni tym, którzy mają kłopot by je zidentyfikować, a zarazem szufladkować je i zamykać w określonych przedziałach, mówiąc, że temu wolno się stresować, a temu nie, to jak możemy się dziwić, że mamy osoby niepokazujące pełni swojego potencjału?

Fot. Unsplash

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »