Polak z Włoch, który oczarował Cypr

Autorski cykl #GdzieIchWywiało na „The Sport” przybliża kariery byłych reprezentantów Polski, lub piłkarzy w mocno związanych z polską piłką, którzy dziś znajdują się poza piłkarskim mainstreamem. Co robią, jak sobie radzą i dlaczego są tam, gdzie są. Zaglądamy do Mariusza Stępińskiego, który po czteroletnim pobycie we Włoszech podbija ligę cypryjską.

Mariusz Stępiński to jeden z pierwszych polskich napastników nazywanych z racji na wiek i okoliczności potencjalnym następcą Roberta Lewandowskiego. Kiedy dzisiejszy kapitan reprezentacji Polski podbijał serca kibiców i ekspertów na boiskach Bundesligi, pochodzący z małej miejscowości w gminie Błaszki Stępiński powoli przebijał się do pierwszej drużyny wówczas jeszcze ekstraklasowego Widzewa Łódź.

W najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce zadebiutował w rundzie jesiennej sezonu 2011/2012, mając zaledwie 16 lat. Stał się w ten sposób najmłodszym w historii zawodnikiem, mającym na koncie występ w pierwszej drużynie Widzewa Łódź. Już przez wzgląd na to wydarzenie ogniskował na sobie uwagę skautów, menadżerów, dziennikarzy i kibiców. Pierwszego gola strzelił dopiero w następnym sezonie, który zakończył na 25 występach (większość z ławki), 5 trafieniach i 4 asystach. To wystarczyło, by znaleźć się na listach życzeń zachodnich klubów. Ich apetyt potęgował fakt, że był do wzięcia za darmo, bo kończył mu się kontrakt. Niemiecka Norymberga, kontraktując go w lipcu 2013 roku, musiała zapłacić jedynie ekwiwalent za wyszkolenie Widzewowi — około 120 tys. euro.

FOT. 1. FC Nürnberg

Stępiński podpisał w Norymberdze trzyletni kontrakt, ale nie był to najlepszy wybór. Nigdy nie zadebiutował w pierwszej drużynie, grał tylko w rezerwach występujących na czwartym szczeblu rozgrywkowym u naszych zachodnich sąsiadów (23 mecze, 6 bramek i 3 asysty), więc po roku wrócił do Polski. Wypożyczyła go Wisła Kraków. Tam także szału nie było, bo sezon zakończył na 25 występach, zaledwie 2 golach i 4 asystach, więc po zakończeniu wypożyczenia Niemcy bez żalu oddali młodego napastnika do Ruchu Chorzów za symboliczne 100 tys. euro.

Złoty interes „Niebieskich”

W Ruchu w końcu mocniej na niego postawiono i nie przejechano się. Trener Waldemar Fornalik zrobił z utalentowanego 20-latka napastnika wyjściowego składu, a ten odpłacił się za zaufanie już w pierwszym sezonie, strzelając 15 bramek w 34 meczach. Dołożył do tego także 3 asysty. Kolejny sezon także rozpoczął w barwach Ruchu, chociaż już wtedy wydawało się, że znów szybko ucieknie za granicę. Pod koniec sierpnia „Niebiescy” dostali za swojego napastnika ofertę z tych nie do odrzucenia. Francuskie FC Nantes należące do polskiego biznesmena Waldemara Kity zaoferowało 2 mln euro z bonusami.

  

Od tamtej pory poszło samo — od razu dostał miejsce w składzie i po sześciu pierwszych występach miał na koncie trzy gole i tyle samo asyst. Francuzi zachwycali się zmysłem snajperskim Polaka, doceniali też jego wysoko uniesioną głowę w polu karnym i umiejętność dostrzeżenia i przede wszystkim obsłużenia lepiej ustawionego kolegi.

  

Wszystko zaczęło się psuć, kiedy trenera Rene Girarda zastąpił Sérgio Conceição. Portugalczyk przestał stawiać na Polaka, w pewnym momencie popularny Stępień był u niego czwartym wyborem. Rywalizację przygrywał m.in. z byłym piłkarzem Widzewa czy Górnika Zabrze Préjucem Nakoulmą. Sytuację zaognił agent Polaka, który wysłał SMS-a do prezesa Kity, sugerując mu, że chyba stracił panowanie nad klubem. To rozsierdziło multimilionera, a kiedy dowiedział się, że ten sam agent zaczepiał trenera na dwie godziny przed meczem, by porozmawiać o sytuacji swojego klienta, postanowił zerwać z nim wszelkie kontakty.

W efekcie za Stępińskim nie miał kto się wstawić, a ten nie chcąc czekać w nieskończoność na swoją szansę, postanowił poszukać wypożyczenia. Ofert mu nie brakowało, ale ostatecznie postawił na walczące o utrzymanie w Serie A Chievo Werona.

Włochy to styl życia

Przebił się w Chievo i choć była to jedna z najmniej skutecznych ekip w całej Serie A, to sezon 2017/18 zakończył z 5 trafieniami, które pomogły w zapewnieniu spokojnego utrzymania. Włosi byli z niego na tyle zadowoleni, że wykupili go z Nantes za 2,5 mln euro. Szczęśliwi byli wszyscy: Nantes, bo w ostatecznym rozrachunku na nim zarobiło, Chievo, bo zyskało wartościowego napastnika, z potencjałem rozwojowym i sprzedażowym oraz sam Stępiński, który we Włoszech zakochał się od pierwszego wejrzenia.

Urodzonemu w Sieradzu napastnikowi Italia i sam region położony u podnóża Alp Weneckich spodobał się na tyle, że po następnym sezonie (36 występów, 6 goli i 2 asysty), gdy Chievo spadało do Serie B, wybrał przenosiny do lokalnego rywala — Hellasu Werona. Dzięki temu pozostał w miejscu, które szczerze pokochał i nie musiał nawet zmieniać mieszkania.

Formalnie cały czas jest zawodnikiem Hellasu, bo w 2020 roku podpisał czteroletni kontrakt. W pierwszym skończyło się na 21 występach, 3 golach i asyście, a potem poczuł, że jego szanse na regularną grę nie są zbyt duże. Nie chciał opuszczać Włoch, dlatego zszedł o poziom niżej. O jego wypożyczenie mocno zabiegało mające aspiracje sięgające awansu Lecce. Spełnił oczekiwania i w 33 występach strzelił 10 bramek i posłał trzy otwierające drogę do bramki partnerom z zespołu podania. Przed rozpoczęciem aktualnej kampanii chciał wrócić do Hellasu, ale wtedy pojawiła się nieoczywista oferta.

Świadomy krok w tył

Rosyjski oligarcha Władimir Fiedorow zainwestował w drugoligowy klub na Cyprze — Aris Limassol. Na początku stworzył drużynę, która miała wywalczyć spokojny awans do tamtejszej elity. To udało się bez większych problemów, a królem strzelców został… Daniel Sikorski, z 24 trafieniami na koncie. Tak, TEN Daniel Sikorski.

Po awansie Aris nie zamierzał bronić się przed spadkiem, dlatego właściciel wyłożył duże pieniądze na transfery. Na szczycie listy życzeń znalazł się właśnie Stępiński i finalnie udało się go wypożyczyć z opcją wykupienia po obecnym sezonie.

– Właściciel bardzo naciskał, żebym tutaj przyszedł i przekonał mnie, że to może być ciekawy projekt. Bardzo mnie chciał, dzwonił do mnie wiele razy. Zaufałem mu, bo to wszystko wyglądało bardzo poważnie. Uważam też, że trzeba być w miejscach, w których ludzie cię chcą, szanują i dlatego wybrałem Aris. Od początku moje myślenie było takie, żeby rok pograć na Cyprze, złapać minuty, strzelić kilka bramek i wrócić do Włoch. Zobaczymy, jak te plany zweryfikuje rzeczywistość – powiedział w jednym z wywiadów Stępiński.

Potem przemawiał już głównie na boisku: 24 mecze, 9 goli i 3 asysty to całkiem przyzwoity wynik. Aris walczy o miejsce premiowane grą w europejskich pucharach, przez chwilę miał nawet realne szanse na zajęcie 2. lokaty, dającej przepustkę do gry w eliminacjach Ligi Mistrzów.

– Kiedy zdecydowałem się na przyjazd na Cypr, chodziło mi o granie, łapanie minut, poczucie pewności siebie. Tak więc jest to taki świadomy krok w tył. Liga cypryjska nie zaskoczyła mnie niczym. Jest OK. Na pewno jest troszkę lepsza niż polska Ekstraklasa, bo jest tu bardziej zacięta rywalizacja, więcej jest też jakości w drużynach – tłumaczył.

Niestety wszystko wskazuje na to, że w tym sezonie nie poprawi już swoich cyfr. W drugiej połowie marca doznał zerwania ścięgna Achillesa i nie zdąży wrócić do gry przed zakończeniem rozgrywek. Aris mimo to chce go wykupić, ale Polak chętniej wróciłby do Włoch. Wedle portalu transfermarkt.de jest najbardziej wartościowym piłkarzem całej ligi, wycenianym na 2,5 mln euro. Został także nominowany do nagrody dla napastnika sezonu, którego wybiera się po zakończeniu fazy zasadniczej. Można powiedzieć, że oczarował kibiców i opinię publiczną na Cyprze.

Będziemy dalej śledzić rozwój sytuacji u tego niezwykle doświadczonego jak na swój wiek napastnika, bo pamiętajmy, że w tym roku skończy 27 lat.

FOT. instagram.com/p/CUFr1A4s5G3/

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »