Polski sport olimpijski bez pieniędzy i szkolenia
Boks, podnoszenie ciężarów, zapasy, szermierka, judo, strzelectwo sportowe – to dyscypliny, w których przed laty Polacy zdobywali najwięcej medali podczas igrzysk olimpijskich. Dziś niestety tak kolorowo nie jest. Dlaczego w indywidualnych, olimpijskich sportach jesteśmy coraz słabsi?
We wszystkich wymienionych dyscyplinach sytuacja wygląda podobnie. Sukcesy odnosi młodzież, która często w kategorii seniorskiej przepada. Jaki jest tego powód? W dużej mierze związane jest to z finansowaniem polskiego sportu i tego, że brakuje środków dla sportowców w wieku młodzieżowca. Szansę na wsparcie od państwa dostają tylko nieliczni. Pozostali muszą radzić sobie sami, liczyć na wsparcie rodziców albo iść do pracy. A przecież sportu wyczynowego, na wysokim poziomie właściwie nie da się uprawiać, pracując dodatkowo.
Rusza program #team100 wspierający najzdolniejszych polskich sportowców. Inicjatorem jest @MSiT_GOV_PL i Polska Fundacja Narodowa. pic.twitter.com/MUULuLY5D3
— Paweł Ozdoba (@PawelOzdoba) June 21, 2017
– W Polsce mamy pełno programów, dofinansowań dedykowanych sportowi dzieci i młodzieży. To dobrze, bo trzeba najmłodszych aktywować, ale niestety brakuje środków dla starszych zawodników, którzy kończą wiek juniora – mówi Bolesław Bałd, dyrektor sportowy w ekipie kolarskiej TC Chrobry Głogów, w której jeżdżą zawodnicy w kategorii U-23.
– W większości dyscyplin, może poza siatkówką, nie mamy systemu, który szkoliłby zawodnika od dziecka do potencjalnego mistrza olimpijskiego – dodaje Bałd. Trenerzy wielu dyscyplin przyznają, że koszty zajęć w najmłodszych kategoriach wiekowych są w stanie pokrywać rodzice.
– W naszym klubie trenuje kilkaset dzieciaków – mówi Zbigniew Zamęcki – jeden z bardziej doświadczonych trenerów judo w Polsce. – Rodzice płacą za zajęcia, do tego dochodzą dofinansowania. Nie ma problemu z opłaceniem trenerów. Problem zaczyna się kiedy z tych kilkuset osób uda nam się wyselekcjonować kilku zawodników, którzy mają szansę odnieść sukces. Z takimi osobami trzeba dużo więcej pracować, jeździć na zawody. Zaczyna brakować środków dla trenerów, ale także dla zawodników. Zanim sportowiec osiągnie sukcesy, dostanie się do kadry, otrzyma stypendium. Jest bardzo trudno – tłumaczy Zamęcki.
– Bardzo wiele osób odchodzi ze sportu albo po maturze, kiedy musi decydować czy iść na studia, czy do pracy. A druga grupa rezygnuje po studiach – przyznaje Andrzej Kijowksi – prezes Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego.
– Kadra Polski ma zapewnione środki do życia, treningi, wyjazdy szkolenia. Z tym nie mamy problemu. Często jednak zawodnicy, którzy nie odnieśli jeszcze sukcesu na miarę centralnego finansowania, a mają potencjał, kiedy kończą studia, chcą założyć rodzinę, decydują się skończyć ze sportem i pójść do pracy, bo nie mają środków do życia. A przecież rodzice nie będą utrzymywać dorosłych osób – opowiada Andrzej Kijowski.
Wtóruje mu Krzysztof Głowacki – trener florecistów, którzy obecnie walczą o kwalifikacje na igrzyska olimpijskie. – Bardzo dużo osób odeszło z szermierki właśnie w wieku młodzieżowca. Kadra nam się przez to mocno uszczupliła. Sporty walki mają to do siebie, że nie wystarczy mieć dwóch dobrych zawodników. Oni muszą mieć z kim walczyć, muszą mieć sparingpartnerów. Jeszcze niedawno młodzi szermierze, którzy nie łapali się do kadry A, ale stanowili jej zaplecze, dostawali pieniądze za to, że uczestniczyli w obozach, walczyli z tymi najlepszymi. Niestety dziś na to nie ma środków i nie ma już tych zawodników – tłumaczy Głowacki.
W klubie Wrocławianie sparingpartnerami są szermierze z Wenezueli. – Kadra florecistów w tym Leszek Rajski i Andrzej Rządkowski z naszego klubu mają to szczęście, że mogli uczestniczyć w zgrupowaniu z włoskim zawodnikami we Włoszech, a także przed Pucharem Świata w Japonii. Dzięki temu podnoszą swój poziom – dodaje Głowacki.
Problem z finansowaniem pojawia się również w kolarstwie. – Do kategorii junior jest naprawdę nieźle. Takie grupy jak nasza, czyli młodzieżowe niestety są niedofinansowane. Warto wiedzieć, że my ścigamy się już w wyścigach dla elity, czyli z ekipami zawodowymi – mówi Bolesław Bałd.
– Musimy więc dysponować sprzętem na bardzo wysokim poziomie. Jeden rower to koszt 40-50 tys. zł, do tego dochodzą stroje, odżywki, wyjazdy na zgrupowania, wyścigi, zatrudnienie obsługi. Koszty są ogromne. Warto też dodać, że nasi kolarze otrzymują tylko stypendia, a z czasem chcą godziwie zarabiać. Owszem otrzymujemy wsparcie od urzędów, ale potrzeby są znacznie większe – tłumaczy.
– Właściwie poza naszą ekipą nie ma w Polsce drugiej grupy szkolącej młodzieżowców, bo to się zwyczajnie nie opłaca. Nasze możliwości przyjmowania kolarzy też są ograniczone. Juniorzy, którzy nie znajdą u nas miejsca lub w innych klubach amatorskich, lub za granicą kończą karierę. A przecież nie każdy zostaje mistrzem świata w wieku 18 lat. Część zawodników rozwija skrzydła znacznie później. Bez odpowiedniego systemu szkolenia czy finansowania w wielu dyscyplinach nie będziemy w stanie wychować przyszłych mistrzów świata. Owszem będą trafiały się pojedyncze jednostki, ale o powtarzalności sukcesów nie ma mowy – kończy Bałd.
AS
FOT. Freepik