Kto jest faworytem przed MŚ w Katarze?

Mundial za pasem – nie odliczamy już lat, miesięcy, lecz dni. Piłkarskie mistrzostwa świata rozpoczną się pod koniec listopada, a wrześniowe zgrupowanie reprezentacji pozwala wyciągać pierwsze wnioski. W którym miejscu są i z jakimi problemami spotykają się czołowe ekipy?

Niemcy – bez większych nadziei

Zacznijmy od Polski, która pod wodzą Czesława Michniewicza… oczywiście żarty na bok, ale przesuwamy się lekko na zachód, do byłych mistrzów świata. Flick próbuje ułożyć reprezentację, tak by nie tylko uniknąć kolejnej dla rodaków kompromitacji, ale wywalczyć w końcu medal po sześciu latach przerwy. Problemem może być nierównomierny rozkład sił w drużynie. Podczas gdy z pomocników może złożyć kilkanaście silnych kombinacji, tak brakuje tego jedynego snajpera, który będzie finalizował trud całej drużyny. Na pole position wobec braku Niemca w czołówce strzelców Bundesligi wychodzi Kai Havertz. Wiele pomysłów na grę reprezentacji pozwala myśleć, że selekcjoner kieruje się maksymą: „spójrzmy na taki Bayern Nagelsmanna”. Trudno się dziwić, środek pola oparty jest w większości na graczach z Monachium. Jedno zwycięstwo w ostatnich siedmiu meczów jest pewnego rodzaju ewenementem jeśli chodzi o występy Die Mannschaft. Pod względem konceptualnym drużyna przypomina nieco plac budowy, w którym jest wiele znaków zapytania dotyczących formy oraz sposobu i myśli przewodniej z jaką wyjdą na boisko przeciwko Hiszpanii, Kostaryce i Japonii. W kraju panuje, mimo ogólnej akceptacji dla Flicka, poczucie niepewności i pierwszy raz od dawna Niemcy na mundial jadą bez wyraźnych oczekiwań.

Francja – czy będą w stanie utrzymać tytuł?

Obrońcy tytułu, Francuzi to casus poprzednio omawianej ekipy – od marca zaledwie jedno zwycięstwo. Potencjał kadrowy z pewnością jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy na świecie. Problemem wydaje się jednak fakt, że to, co pozwoliło Trójkolorowym na złoto cztery lata temu, czyli atmosfera, teraz szwankuje. Każdy z zawodników był w innym momencie kariery. Kylian Mbappé dopiero wchodził na salony i jego ego nie było rozdmuchane tak bardzo jak teraz, Griezmanna świat futbolowy zdążył zweryfikować za słowa o siedzeniu przy jednym stole z Messim i Ronaldo, Pogbę wypluła Anglia, a sama reprezentacja oblała kolejny test na EURO. Selekcjoner jednak może przebierać w taktyce i desygnowanych na plac gry piłkarzach. Najważniejsza kwestia dotyczy tego, czy wybierze odpowiednio, bowiem pomiędzy trafnym wyborem a trefnym jest tylko jedna literka różnicy. Wydaje się, że przyszło pewne zmęczenie materiału, mimo nowych postaci takich jak Tchouameni, Camavinga czy syn marnotrawny, a od 17 października prawdopodobnie zdobywca Złotej Piłki – Karim Benzema, pewien model współpracy się wypalił. Dekada Deschampsa w roli selekcjonera reprezentacji dobiega końca i pytanie, czy sama przygoda z nią również nie powinna. Tego dowiemy się już za dwa miesiące.

Hiszpania – zaufanie i pewność

W Hiszpanii w przeciwieństwie do poprzednich turniejów w końcu panuje pewność i spokój. Luis Enrique poukładał ekipę na swoją modłę i mimo nielogicznych nieraz wyborów, zazwyczaj potrafił się wynikami obronić. Oglądając grę reprezentacji La Furia Roja wydaje się, że na zaciągniętym hamulcu ręcznym wychodzą na boisko i jest to prawdopodobnie celowa zagrywka selekcjonera. Odkrywanie wszystkich kart już teraz byłoby nierozsądne, zwłaszcza wobec silnych konkurentów z Ameryki Południowej. Potencjał, to jest najpotężniejszy oręż w ręku Enrique, bo brakuje gwiazd z najwyższej, światowej półki w kadrze. Do zbudowania silnej reprezentacji wcale takich nie potrzeba, o czym świadczy chociażby reprezentacja Norwegii czy Polski, którzy są z Haalandem czy Lewandowskim na całkiem innej półce. Średnia wieku kadrowiczów wskazuje, że nawet jeśli w Katarze nie zdobędą medalu, to w przyszłości będą mieli jeszcze wiele okazji na odniesienie sukcesu. Oczekiwania są jak zwykle w Hiszpanii już, na tu i teraz, ale wydaje się, że drużyna ma wszelkie narzędzia, żeby im sprostać.

 
Anglia – zmiany na tronie, lecz niestety nie w reprezentacji

Gareth Southgate jest prawdopodobnie jednym z najbardziej uciemiężonych ludzi w Anglii. Fala krytyki jaka wylewa się na selekcjonera reprezentacji jest już mu doskonale znana. Faktem pozostaje jednak to, że jest to jedyny trener w ostatnim półwieczu, który wszedł do najlepszej czwórki w dwóch imprezach z rzędu. Wnioski wyciągane po meczach Ligi Narodów, gdzie mamy do czynienia z innym poziomem koncentracji mogą być jednak złudne tak w przypadku Anglików, jak i pozostałych drużyn. Problemy widać jednak niemal w każdej formacji. Zwłaszcza w defensywie brakuje stabilnych punktów. Przywiązanie do nazwisk i niekoniecznie optymalne wybory jeśli chodzi o przydzielane pozycje to największe bolączki Southgate’a, a czas na eksperymenty dobiega właśnie końca. Ekstremalnie mało czasu mają do dyspozycji selekcjonerzy ekip jadących do Kataru, ale w tym wypadku raczej to nie czas jest największym problemem Anglików, którzy są na prostej drodze do zmarnowania kolejnej generacji piłkarzy występujących w najsilniejszej lidze świata.

 
Brazylia i Argentyna – samba i tango na razie poza Europą

Wychodzimy poza Europę i od razu zmienia się krajobraz. Zarówno w Argentynie jak i w Brazylii mamy krainę mlekiem i miodem płynącą. Sielankowa atmosfera w Argentynie i karnawał w Brazylii trwają w najlepsze. Leo Messi wyraźnie odetchnął po wymarzonym sukcesie z reprezentacją w Copa America, co wpływa również na resztę ekipy. Brazylijski potencjał kadrowy zaś sugeruje, że Canarinhos jak zawsze pojadą po złoto, tylko że tym razem mają ku temu zdecydowanie większe podstawy. Co może powstrzymać zatem te ekipy? Paradoksalnie słabsza niż zwykle Europa. Liga Narodów sprawia, że niemal każdy mecz jest między mocnymi zespołami. Jamajka, Honduras, Estonia to rywale Argentyny z trzech ostatnich spotkań. Tunezja, Ghana, Japonia i Korea Płd. to z kolei przeciwnicy Brazylijczyków. Przypomina to bardziej nasze sparingi z Litwą przed wyjazdami na wielkie turnieje i budowanie pewności siebie niż realny odczyt potencjału i sprawdzenie się z silnymi ekipami. O ile jakość takich zawodników jak Gabriel Jesus, Vinicius, Messi, Neymar czy Lautaro Martinez jest powszechnie znana, tak niemierzalna na ten moment jest siła Albicelestes oraz Kanarków. 

 
Holandia, Belga, Portugalia – drugoplanowi bohaterzy?

Nie można pomijać w zestawieniu reprezentacji, które będą walczyć o medal Holandii, Belgii czy Portugalii. Imponujący jest fakt, że od powrotu van Gaala, notabene ostatniego selekcjonera, który osiągnął z Holendrami sukces, ci jeszcze nie zaznali porażki. Grupa z Katarem, Ekwadorem oraz Senegalem nie jest wymagająca, także dopiero w fazie pucharowej przyjdzie poważniejsza weryfikacja dla Oranje, a przy większej stawce doświadczenie LvG może okazać się decydujące, podobnie jak w 2014 roku, gdy niekonwencjonalnie zmienił bramkarza przed rzutami karnymi. Siła Belgii wydaje się zdecydowanie mniejsza niż cztery lata temu, co pokazuje regres większości ówczesnych liderów i aktualne wyniki. Portugalczycy natomiast utknęli z mało przekonującym Santosem na ławce, gdzie mimo imponujących nazwisk w kadrze trudno o progres. Zwłaszcza, gdy liderem miałby pozostać Cristiano Ronaldo, który jest obecnie kulą u nogi na Old Trafford. Która z tych drużyn włączy się do walki o medale, a która z niewymienionych zaskoczy okaże się już niebawem.

Autor Sławomir Grajper

Udostępnij

Translate »