Przez Belgię, Słowację i Włochy do kadry Michniewicza
Nowy selekcjoner reprezentacji Polski czasu na pracę i poznanie się z kadrowiczami ma niezwykle mało. W marcu rozegrane zostaną baraże, które najprawdopodobniej zadecydują o jego być albo nie być w kadrze. Nie oznacza to jednak, że Czesław Michniewicz skupi się tylko na zgranych kartach. Jego asem w rękawie może stać się Jakub Kiwior.
Już dawno nie było tak nieszablonowych karier wśród reprezentantów Polski w piłce nożnej. Wprawdzie wyjazdy zagraniczne w bardzo młodym wieku należą do normy, Wojciech Szczęsny czy Grzegorz Krychowiak nigdy nie zagrali w polskiej ekstraklasie, ale Kiwior poszedł jeszcze inną drogą.
Nie jest synem polskich emigrantów, jak np. Eugen Polański czy Ludovic Obraniak. Nie był też talentem, na którym w Polsce zupełnie by się nie poznano, bo jednak w bardzo młodym wieku trafił do akademii GKS-u Tychy, największego klubu w mieście gdzie się urodził. Pierwsze treningi podjął w wieku… 4 lat. Mając lat 8, został dostrzeżony przez trenera Krzysztofa Bergera.
– Wśród dzieci wyróżnia się blondynek, któremu piłka wręcz klei się do buta. No, może tylko do lewego, ale zawsze. To 8-letni Kuba Kiwior, nasz Roberto Carlos! Potrafi pięknie złożyć się do strzału. Wykonuje rzuty wolne i rożne. Brazylijczycy polskiej piłki rodzą się w Tychach – żartował wówczas Berger.
Dość szybko trafił też do kadry województwa śląskiego w swoim roczniku (2000), dzięki czemu szybko dostrzegli go spece od szkolenia w piłkarskiej centrali. Kiwior zadebiutował w reprezentacji Polski do lat 16.
Fiołkowa szkoła
Jedną z najważniejszych decyzji w swoim dotychczasowym sportowym życiu podjął w 2016 roku. Po wielu rozmowach z różnymi klubami, agencją menadżerską i przede wszystkim rodzicami zdecydował się na przeprowadzkę do Brukseli. Bardzo zabiegał o niego tamtejszy Anderlecht, choć na stole leżały oferty z Borussii Dortmund i Ajaxu Amsterdam. Rodzice dali jeden warunek – Kuba może iść do Anderlechtu, ale nie sam. Poleciał z nim ojciec, który poświęcił się, zawiesił działalność firmy budowlanej i podporządkował życie karierze syna.
– Nigdy nie przypuszczałem, że piłkarska pasja Kuby sprawi, że tak bardzo zmieni się również życie całej naszej rodziny. Zamieszkałem z Kubą w Belgii, klub zapewnił nam piękny apartament. Na nic nie mogliśmy narzekać. Blisko na stadion, blisko do bazy treningowej i szkoły – mówił wówczas.
Początkowo w Brukseli Kwior miał problem z grą. Nie chodziło o umiejętności, bo te miał na tyle duże, że niemal z marszu został zgłoszony do rozgrywek młodzieżowej Ligi Mistrzów. Prawdziwą przeszkodą były kwestie proceduralne – a to dokumenty z Polski nie przyszły na czas, a to był problem z tłumaczeniem. Przez papierologię młody zawodnik stracił blisko pół roku, ale za to mógł w tym czasie trenować z różnymi rocznikami, różnymi trenerami, a nawet grał w spotkaniach o stawkę z seniorskim zespołem rezerw popularnych Fiołków, co – jak sam podkreśla – dużo mu wtedy dało.
Dzięki temu wciąż był powoływany do młodzieżowych reprezentacji Polski, a to dla młodych zawodników najlepsze okno wystawowe. Ojciec zawodnika nie ukrywa, że cały czas dostawał sporo ofert, telefonów i zapytań. Ciągle nie malało zainteresowanie ze strony Ajaxu, a w pewnym momencie wręcz natrętnie na przeprowadzkę do Anglii nakłaniali go działacze Middlesbrough. Ostatecznie został w Belgii, czego później mimo wszystko żałował.
Czas dorosnąć i przestać żyć złudzeniami – Słowacja
W rezerwach i młodzieżowych zespołach Anderlechtu szło mu świetnie. Z drużyną U-17 zdobył mistrzostwo Belgii, strzelając jedynego gola w spotkaniu, które o tym przesądziło. Mimo to ani on, ani jego ojciec nie widzieli większych szans na szybki debiut w pierwszej drużynie, a to był naturalny kolejny krok do zrobienia. Wtedy podjęli jedną z najtrudniejszych decyzji.
– Usiedliśmy z ojcem i moimi managerami z agencji Fair Sport zastanawiając się, co będzie teraz dla mnie najlepsze. Nie chciałem żyć złudzeniami o grze w pierwszej drużynie, wędrując od wypożyczenia do wypożyczenia. Dlatego wybraliśmy Słowację i przenosiny do FK Železiarne Podbrezová – tłumaczył młody piłkarz w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.
Na pierwszy rzut oka trudno połączyć kropki, skoro przed chwilą słyszeliśmy o zainteresowaniu Ajaxu, Borussii czy klubów z Anglii, a nagle chłopak ląduje w maleńkim klubie ligi słowackiej, mającej jeszcze gorsze notowania niż polska ekstraklasa. Strona zawodnika tłumaczyła to w ten sposób, że po pierwsze: Jakub i jego ojciec obiecali sobie, że powrót do polskiej piłki będzie ostatecznością, a po drugie: chodziło o klub z małego miasta, gdzie Jakub mógłby zamieszkać sam, usamodzielnić się, a ojciec wróci do Polski. Odległość też miała znaczenie, bo trasa Tychy – Podbrezová zajmuje około 3,5 godziny samochodem.
Tamtejszy klub – Železiarne – walczył o utrzymanie w słowackiej elicie i choć z już Kiworem w składzie (po transferze grał w każdym możliwym spotkaniu) ta sztuka się nie udała, to sam zawodnik tak wyrobił sobie nazwisko, że został wykupiony za około 200 tys. euro przez MŠK Žilina. Tam – pod okiem dobrze znanego w Polsce Pavola Staňo, niegdyś obrońcy Polonii Bytom, Jagiellonii Białystok, Korony Kielce, Podbeskidzia Bielsko-Biała i Bruk-Bet Termalici Nieciecza, a dziś trenera, równie szybko stał się kluczową postacią.
„Nowoczesny lewonożny stoper, o którym będzie głośno. (…) Ma potencjał, by zaistnieć w wielkim futbolu”. „Pan pojedynków” – to tylko niektóre nagłówki słowackiej prasy, opisujące występy Kiwiora w Žilinie. Był tak ceniony, że znalazł się w jedenastce rundy jesiennej, a potem całego sezonu.
Jakub Kiwior i Dawid Kurminowski w najlepszej XI rundy jesiennej Fortuna Liga. pic.twitter.com/caFdiBpL7D
— Tomek Hatta (@Fyordung) December 22, 2020
Włoski uniwersytet dla defensorów
Złośliwi powiedzą – to tylko liga słowacka. Może i tak, ale nie przeszkadzało to wówczas selekcjonerowi kadry U-20 Jackowi Magierze w regularnym powoływaniu go. Na zgrupowaniach nie odstawał, a wręcz przeciwnie – grał po 90 minut w niemal każdym spotkaniu. Reprezentacja do lat 20 z Kiwiorem w składzie m.in. rozgromiła rówieśników ze Szwajcarii 5:1 i pokonała 4:3 Niemców. To było kolejne okno wystawowe dla tyszanina.
Od września 2020 roki „przejął” go trener kadry U-21 Czesław Michniewicz i także dostrzegł jego potencjał. Kiedy był zdrowy – grał w każdym meczu w podstawowym składzie. Kiedy odchodzącego do Legii Warszawa Michniewicza zastąpił Maciej Stolarczyk – nic się nie zmieniło. Kiwor wciąż przyjeżdżał na każde zgrupowanie i od niego rozpoczynało się ustawianie obrony.
To, co zmieniło się w przygodzie lewonożnego stopera z młodzieżową reprezentacją, to adres, na jaki wysyłane są powołania. Już nie Žilina, lecz La Spezia, gdzie swoją siedzibę ma walcząca o utrzymanie w Serie A Spezia Calcio. 21-letni Polak stał się jej piłkarzem w sierpniu ubiegłego roku, a Słowacy zarobili na tym transferze 1,5 mln euro, robiąc doskonały interes.
Polscy trenerzy – z Michniewiczem na czele – podkreślają, że Serie A to prawdziwy uniwersytet taktyczny i doskonała szkoła dla obrońców. Wie coś o tym chociażby jeden z filarów naszej reprezentacji Kamil Glik. Chciał go stosunkowo młody stażem szkoleniowiec klubu z Lingurii Thiago Motta – reprezentant Włoch, były pomocnik Barcelony, Interu Mediolan czy Paris Saint-Germain. Wprawdzie Kiwior trochę poczekał na debiut w Serie A, bo od ligi słowackiej dzieli ją przepaść, ale 1 grudnia po raz pierwszy zobaczyliśmy go na boiskach najwyższej klasy rozgrywkowej.
Od tamtej pory regularnie gra w pierwszym składzie po 90 minut. Jego klubowym kolegą jest wypożyczony z Atalanty Bergamo Arkadiusz Reca, reprezentant Polski ze znacznie dłuższym stażem w Serie A. 26-letni Reca łącznie w tym sezonie rozegrał tylko niecałe 100 minut więcej. Nie dziwi więc ten obrazek:
Selekcjoner Czesław Michniewicz po obiedzie z Kubą Kiwiorem i Arkiem Recą 😉🍝 pic.twitter.com/LAKhKUwMCR
— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) February 8, 2022
Trudno powiedzieć, czy już na – oby dwumecz, a nie jeden mecz – barażowy z Rosją i lepszym z pary Szwecja/Czechy na liście powołanych znajdzie się obiecujący obrońca, który dobrze czuje się także jako defensywny pomocnik i ma doświadczenie na lewej obronie, a nawet lewej pomocy, może spodziewać się powołania już teraz. Jeszcze trudniej przypuszczać, że zadebiutuje w którymś z tych spotkań, ale z pewnością jest piłkarzem wartym obserwowania. W zgodnej opinii ekspertów od włoskiej piłki mówimy o przyszłym reprezentancie Polski z potencjałem na duże granie.