Przyćmione święto żużla na Stadionie Śląskim
Miało być wielkie święto żużla i jedna z największych imprez czarnego sportu w tym roku. Wyszło… na pewno nie zgodnie z oczekiwaniami. W sobotę na Stadionie Śląskim w Chorzowie odbyła się decydująca runda cyklu TAURON Speedway European Championship, czyli żużlowych mistrzostw Europy. Dobrą aurę wokół wydarzenia zepsuł stan nawierzchni.
To nie było pierwsze podejście specjalistów od żużla do chorzowskiego „Kotła Czarownic”. Historia czarnego sportu na Stadionie Śląskim sięga początku lat 70. To właśnie tam po pierwszy w historii polskiego żużla tytuł indywidualnego mistrza świata sięgnął Jerzy Szczakiel. Także po modernizacji stadionu speedway miał okazję pojawić się w Chorzowie – gościł cykl TAURON SEC w latach 2018 i 2019.
Tamte wizyty wypadły jednak co najwyżej solidnie. O ile organizacyjnie trudno było znaleźć mankamenty, o tyle tor nie dostarczył zbyt efektownych widowisk. Podobne obawy można było mieć przed tegoroczną rundą, która ponownie była finałem zmagań o mistrzostwo Europy.
Kłopoty z torem na Stadionie Śląskim
Już po sesji treningowej kibice dowiedzieli się, że w turnieju nie wystąpi Janusz Kołodziej. Zawodnik Fogo Unii Leszno od kilku miesięcy walczy z kontuzjami i zdecydował się nie startować na nawierzchni, która okazała się bardzo wymagająca. Zwłaszcza w pierwszej fazie zawodów żużlowcy mieli problem z opanowaniem motocykli, a kilku z nich zaliczyło upadki. Innym udało się uniknąć kraksy, ale przez tor tracili punkty. Piotr Pawlicki w swoim pierwszym starcie spadł z drugiego miejsca na ostatnią lokatę, co utrudniło mu walkę o medale cyklu.
Niestety, nie obyło się bez poważniejszych wypadków. Maciej Janowski na ostatnim wirażu 9. wyścigu próbował uniknąć wjechania w Jacoba Thorssella, co zakończyło się groźnie wyglądającym upadkiem. Mistrz Polski wpadł pod dmuchaną bandę, a wcześniej jego ręka mocno ucierpiała w kontakcie z motocyklem rywala. Upadł też Thorssell, ale Szwed wyszedł z sytuacji bez szwanku. Z kolei Janowski został zabrany do szpitala, a pod znakiem zapytania stanął jego występ w półfinale PGE Ekstraligi. Ostatecznie skończyło się na strachu i „Magic” wesprze Betard Spartę Wrocław.
Co dalej z żużlem na Śląskim?
Na szczęście z czasem zawodnicy zaczęli lepiej radzić sobie z warunkami i do końca zawodów obyło się bez groźnych sytuacji. Łotysz, Andrzej Lebiediew zapewnił sobie drugi w karierze tytuł Indywidualnego Mistrza Europy, a skład podium klasyfikacji generalnej uzupełnili Duńczyk Leon Madsen oraz – ku uciesze śląskich kibiców – rybniczanin, Kacper Woryna. Sam turniej padł z kolei łupem Andersa Thomsena.
Na organizatorów wylała się jednak fala krytyki. Atmosfera na stadionie i przed zawodami była bardzo dobra, a problemy z nawierzchnią znacząco pogorszyły odbiór żużla w Chorzowie. 300 kursów ciężarówek i 5 tysięcy ton nawierzchni na płycie obiektu nie wystarczyło. Nawet jeśli One Sport zdecyduje się na kolejny turniej, to wyzwaniem może być zachęcenie kibiców. W minioną sobotę na trybunach zasiadło około 20 tysięcy fanów.