Pupil Fergusona odnalazł się w Grecji

W 2009 roku, mając niespełna 18 lat, przywitał się z Premier League dwoma golami w pierwszych dwóch występach. W obliczu problemów kadrowych Manchesteru United na młodego Włocha postawił sam sir Alex Ferguson. Federico Macheda miał wówczas u stóp cały świat i zapewne nie sądził, że jako 31-latek będzie cieszył się z przenosin do tureckiego MKE Ankaragücü.

Po dłuższej przerwie związanej z piłkarskim mundialem wracamy do naszego formatu #JaJeszczeŻyję, w którym przypominamy historię niespełnionych talentów światowej piłki. Dziś na tapet bierzemy byłego młodzieżowego reprezentanta Włoch, który jako 17-latek debiutował w Manchesterze United. Wielkim United, prowadzonym przez sir Alexa Fergusona, z 23-letnim Cristiano Ronaldo, Edwinem van der Sarem w bramce, Rio Ferdinandem, Nemanją Vidiciem, Wayne’em Rooneyem, Dimitarem Berbatovem, Paulem Scholesem czy Ryanem Giggsem.

Kilku wyżej wymienionych na przełomie marca i kwietnia 2009 roku borykała się z kontuzjami. To zmusiło Szkota do sięgnięcia po utalentowanych chłopaków z rezerw i zespołów młodzieżowych. Wtedy w oko wpadł mu młody Macheda, który już wtedy był dość wysoki jak na swój wiek i solidnie zbudowany.

– Jest w nim coś niesamowitego. To zdolność szybkiego myślenia, która sprawia, że zawsze potrafi znaleźć się tam, gdzie w danym momencie jest piłka. A ta umiejętność charakteryzuje tylko wielkich napastników – opowiadał o swoim odkryciu Ferguson.

Legendarny menadżer dał mu szansę w spotkaniu z Aston Villą, wprowadzając go na murawę w 61 min. Po upływie regulaminowego czasu gry na telebimie widniał wynik 2:2. Wtedy Macheda zrobił to:

Jak nietrudno się domyślić, to trafienie przesądziło o wygranej Czerwonych Diabłów i pozwoliło im umocnić się na fotelu lidera Premier League. O Machedzie zrobiło się głośno. Prasa zastanawiała się, czy dostanie szansę w kolejnym spotkaniu. Tydzień później ekipa z czerwonej części Manchesteru mierzyła się z Sunderlandem na wyjeździe. Tym razem Włoch w 75 min zmienił Berbatova przy stanie 1:1 i w pierwszym kontakcie z piłką przesądził o wygranej United! Pokazał w tej akcji to, o czym mówił jego szkoleniowiec. Był tam, gdzie być powinien.

Wydawało się, że po takim wejściu do seniorskiej piłki i to w zespole lidera Premier League, jego kariera wystrzeli. Z różnych przyczyn tak się jednak nie stało. Mistrzowski sezon 2008/2009 zakończył na 5 występach i 2 golach, z czego tylko raz zagrał od początku (w FA Cup). Potem było 10 występów, gol i asysta w sezonie 2009/10 i 12 meczów, gol i 3 asysty w rundzie jesiennej kampanii 2010/11. Wiosnę spędził na wypożyczeniu w Sampdorii Genua, ale tam także furory nie zrobił (16 występów, 1 gol).

Tułaczka po Europie

Na dobrą sprawę nigdy na dobre do Manchesteru United nie wrócił. Po zakończeniu wypożyczenia do Sampdorii było kolejne, do Queens Park Rangers, niemieckiego VfB Stuttgart czy drugoligowego wówczas angielskiego Doncaster Rovers. Nigdzie nie strzelił więcej niż 3 bramki. Jakimś przełamaniem była dopiero przeprowadzka do Birmingham City, gdzie w 18 występach zdobył 10 goli i dołożył do tego asystę. Wprawdzie Niebiescy grali wówczas w Championship, a nie w Premier League, ale w zgodnej opinii ekspertów to jedna z najtrudniejszych lig świata, więc jego dorobek zasługiwał na docenienie.

Było to ostatnie wypożyczenie Federico Machedy przez Manchester United. Skończył mu się kontrakt przy Old Trafford, więc mógł związać się z dowolnym nowym pracodawcą. Mógł zostać w Birmingham, ale wybrał inny zespół Championship — Cardiff City. W stolicy Walii w nieco ponad półtora roku uzbierał 33 występy, 8 goli i 1 asystę. Wynik znacznie poniżej oczekiwań, choć trzeba pamiętać, że wciąż był stosunkowo młodym zawodnikiem.

  

W marcu 2016 roku, jako niespełna 25-latek, trafił na trzy miesiące do Nottingham Forest. Zagrał w trzech z ostatnich 11 meczów i szybko został odesłany do Walii. Tam nikt już nie wiązał z nim przyszłości. To był najgorszy moment w jego karierze, ponieważ od 1 września do 14 grudnia 2016 roku w ogóle nie miał klubu. Trenował indywidualnie, a przez głowę przewijały mu się różne myśli, z zakończeniem kariery włącznie. Przyznał to w jednym z wywiadów po powrocie do ojczyzny.

Wrócił, bo w końcu porozumiał się z klubem tamtejszej Serie B — Novarą Calcio. Na północy Włoch odżył. W półtora sezonu rozegrał równe 50 spotkań (liga + puchar) strzelił 11 bramek i miał 2 asysty. Może te liczby nie rzucały na kolana, ale pozwalały wierzyć, że z Machedy jeszcze coś uda się wycisnąć. Abstrahując od cyferek, w Novarze stał się innym zawodnikiem, bardziej mobilnym, biorącym udział w budowaniu akcji. To docenili skauci greckiego Panathinaikosu, oferując Włochowi trzyletni kontrakt z opcją przedłużenia.

#JaJeszczeŻyję

W Grecji odmieniony Macheda stał się gwiazdą. Może nie taką jak przed laty Krzysztof „Gucio” Warzycha, ale 40 bramek i 10 asyst w 116 występach w barwach Koniczynek to wynik nie w kij dmuchał. Greckich kibiców rozkochał w sobie strzelając bardzo ważne gole. Trafiał w derbach i potrafił zdobywać bramki decydujące o zwycięstwach ateńczyków. Przez to trafił na radary klubów z lig TOP 5 w Europie. Oczywiście nie tych czołowych, ale w swoich szeregach widzieli go m.in. działacze barcelońskiego Espanyolu, mówiło się też o francuskim Stade Rennais.

Ostatecznie Włoch zakotwiczył w Turcji, gdzie dostał bardzo dobry kontrakt. MKE Ankaragücü pozyskało go latem 2022 roku na zasadzie wolnego transferu i zaoferowało 31-latkowi dwuletnią umowę, opiewającą na kwotę zbliżoną do miliona euro rocznie. To najlepszy deal w karierze rodowitego rzymianina.

  

Macheda nad Bosforem na tę chwilę nie zachwyca. Jego kariera z pewnością nie potoczyła się tak, jak przewidywał on i wszyscy dookoła w 2009 roku. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że obecnie wyciska ją jak cytrynę, by po przejściu na piłkarską emeryturę nie musieć się martwić o pieniądze. Niemniej ostatecznie stał się kolejnym niespełnionym talentem włoskiej piłki i właśnie tak zapamięta go historia.

FOT. Wikimedia Commons

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »