Rafał Makowski: W mojej koncepcji 2+2 to 5 (wywiad)
W styczniu doszło do nieoczekiwanej zmiany prezesa Polskiego Związku Kolarskiego. Po roku z pełnionej funkcji zrezygnował Grzegorz Botwina, którego zastąpił Rafał Makowski. – Zacząłem od rozmowy z całym zespołem, bo komunikacja to coś, na co najbardziej stawiam – zaznacza w rozmowie z TheSport.pl nowy sternik PZKol.
Ostatnie tygodnie i miesiące to szereg zmian w Polskim Związku Kolarskim. Nowy zespół zarządzający kolarstwem w naszym kraju rozpoczął intensywną pracę. Związek stara się o nowych sponsorów i pielęgnuje relacje z obecnymi partnerami. Na czele zarządu stoi Rafał Makowski. Nowy prezes myśli długofalowo i zapewnia, że wszystkie sprawy wychodzą na prostą. W rozmowie z TheSport.pl Makowski opowiada o niespodziewanej rezygnacji swojego poprzednika, pierwszych miesiącach pracy, nowym rozdaniu oraz pozyskiwaniu sponsorów.
Joachim Piwek: Kilka miesięcy temu na stanowisku prezesa Polskiego Związku Kolarskiego zastąpił pan Grzegorza Botwinę. Mocno podkreślano, że do zmian doszło w atmosferze dialogu i chęci rozwoju. Dla nowego prezesa musiało to być jednak duże zaskoczenie.
Rafał Makowski: Oczywiście, wieści o rezygnacji mojego poprzednika były ogromną niespodzianką, biorąc pod uwagę przebieg wyborów i działalność Grzegorza Botwiny w pierwszym roku. Byłem przekonany, że będzie kontynuował pracę i wdrażał swoją wizję. Zdecydował się jednak zrezygnować i zaproponował mi objęcie tego stanowiska.
Dla pana z pewnością nie była to łatwa decyzja.
To był trudny wybór, biorąc pod uwagę moje życie prywatne. Zaskakujący był też sposób, w jaki się to odbywało. Jeszcze niedawno byliśmy rywalami w wyborach, potem przez rok współpracowaliśmy i osiągnęliśmy pozytywną atmosferę, w której doszło do zmiany. Myślę, że to także potwierdza, że PZKol idzie w dobrym kierunku. Szukamy rozwiązań, stawiając dobro związku na pierwszym miejscu.
Pozytywne relacje z byłym prezesem trwały już od wyborów?
Nasze relacje wyglądały bardzo dobrze. Widywaliśmy się regularnie na zebraniach zarządu. Prezes powierzył mi odpowiedzialność za sprawy IT związku, a ja sam zdecydowałem się odpowiadać także za klasyfikacje, regulaminy i dokumenty. Starałem się wspierać prezesa doświadczeniem, które wniosłem jako członek do PZKol.
Jak wyglądały pierwsze dni po objęciu nowej funkcji? Co zrobił pan w pierwszej kolejności?
Zacząłem od rozmowy z całym zespołem, bo komunikacja to coś, na co najbardziej stawiam. W nowej roli przywitałem się ze wszystkimi członkami, przedyskutowaliśmy pierwsze działania, a ja zapewniłem, że liczę na dobrą współpracę. Zapowiedziałem też zmiany. W życiu organizacji to normalne.
Od jakich zmian rozpoczęła się pańska kadencja?
Zaczęliśmy od gruntownych zmian komunikacyjnych. Polski Związek Kolarski stał za firewallem, jeśli mogę pozwolić sobie na informatyczny żargon. Dialog z klubami i regionami był zbyt rzadki. Od razu zmieniłem to, stawiając na spotkania bezpośrednie. Co miesiąc umawiam także zebrania online z całym środowiskiem i w formie prezentacji przedstawiam kluczowe sprawy oraz nasze działania. Zmieniłem zasady organizacji w biurze, aby zaangażować istniejące w PZKol komisje. Są one teraz bardzo często proszone o wyrażenie swojej opinii na temat projektów, zanim decyzję podejmie zarząd. Sfera komunikacyjna to pierwsza poważna zmiana.
A jak pan podchodzi do zarządzania organizacją?
Jestem informatykiem i architektem, podejmowałem się różnych rzeczy i w każdym jednym projekcie stawiam na zespołowość. Nigdy nie chodzi o to, by jedna osoba wychodziła z siebie i ciągnęła za uszy cały projekt. Celem i zadaniem jest stworzenie zespołu, który zdoła stawić czoła wyzwaniom. W mojej koncepcji 2+2 to 5.
Wróćmy do zmian. Doszło do takich na innych poziomach?
Przede wszystkim ustabilizowaliśmy sytuację w związku. W grudniu zmienił się wiceprezes ds. sportowych, w styczniu prezes i dyrektor sportowy, a w lutym ponownie wiceprezes. Tak duża rotacja utrudniała sprawny tryb działania. Teraz mamy w związku sztab ludzi zaangażowanych w PZKol, którzy spotykają się codziennie i podejmują wspólnie decyzje na podstawie dogłębnych analiz.
A co z finansami? Zmiany zachodzące w związku mają przecież pomóc także odczarować wizerunek i pozyskiwać sponsorów.
Jeśli chodzi o aspekt finansowy, to żadnych przełomowych rozwiązań nie było. Związek cały czas pracuje nad pozyskiwaniem nowych partnerów. Na razie współpracujemy z Cloudware, BORN, No Limited, Quest i EKOI*. Trwają intensywne prace związane z poszukiwaniem sponsora zewnętrznego i gorąco wierzę, że w ciągu najbliższych tygodni będę mógł przekazać dobre wiadomości.
* po przeprowadzeniu wywiadu do grona partnerów PZKol dołączyła firma JAKO – przyp. red.
Pozyskanie sponsorów to główne zadanie na najbliższy czas i pańską kadencję?
Jestem uporządkowanym człowiekiem. Wiem, jak do sponsoringu podchodzą firmy. Każdy podmiot wie, co chce zainwestować, ale chce też wiedzieć, co z tego będzie miał. W przeszłości nie zawsze bywało to tak transparentne. Obecny zespół PZKol to zapewnia. Poprzez zmianę wizerunkową, a także przez uporządkowane i strategiczne zarządzanie chcemy przekonać potencjalnych sponsorów, że środki przekazane na polskie kolarstwo to dobra inwestycja. Teraz każdy będzie wiedział, co otrzyma w zamian.
Pomóc w tym mają nowe, odświeżone logo i cały system identyfikacji wizualnej. To ważny element nowego rozdania.
Tu ponownie działał zespół. System identyfikacji wizualnej to efekt współpracy z wrocławską agencją Publicon Services. Powstały dwie koncepcje, obie przypadły mi do gustu. Bardziej nowoczesne logo bardzo mi się podobało, ale nie zdecydowaliśmy się na tak poważną zmianę. Podchodzimy z dużym szacunkiem do ponad 100-letniej historii PZKol. Uznaliśmy, że lifting tradycyjnego herbu będzie na ten moment trafnym rozwiązaniem.
Po objęciu sterów w PZKol mocno podkreślał pan wzorowe relacje z Polskim Komitetem Olimpijskim i Instytutem Sportu oraz duże znaczenie tych kontaktów. Wspominał pan także o przychylności Ministerstwa Sportu. W ostatnim czasie związek działał na tym polu?
Te relacje wyglądają cały czas bardzo dobrze i stale staramy się je pielęgnować. Powiedziałbym nawet, że z PKOl-em kontakt jest wyśmienity. Z Ministerstwem Sportu pracujemy na bieżąco. Minister Kamil Bortniczuk przysłał do nas list, w którym wyraził jasne zainteresowanie związkiem i potwierdził, że szczególną uwagę przykłada do toru w Pruszkowie. Nie pojawiły się tam twarde deklaracje, ale czujemy dużą przychylność. Z PKOl-em z kolei cały czas opracowujemy szczegółowy plan działania.
Welodrom w Pruszkowie w ostatnich latach nie kojarzył się pozytywnie. Zarząd PZKol i spółka zarządzająca obiektem pomogła w poprawie sytuacji. Jak ma się sprawa przejęcia obiektu przez Centralny Ośrodek Sportu?
Plan na to przekazanie mamy szczegółowo rozpisany. Teraz jesteśmy jednak w fazie opracowania modelu finansowania Areny Pruszków. To jest bardzo duży obiekt, kwota jest olbrzymia i nie załatwimy niczego jednym podpisem. Musimy solidnie przyłożyć się do wypracowania formy finansowania.
Jest coś, czego obawia się pan, jeśli chodzi o swoją pracę dla związku?
Nie, nic takiego teraz nie widzę. W życiu wiele różnych ambitnych projektów już zrealizowałem i niczego się nie obawiam. Nie boję się wyzwania, przed jakim stoję i nie boję się ciężkiej pracy z nim związanej. Wiem, co chcę zrobić i z kim chcę to zrobić. Wiem też, kto mi sprzyja i uważam, że wszystko jest do zrobienia.
Jest pan spokojny o rozwój i przyszłość polskiego kolarstwa?
Jestem pewien, że na płaszczyźnie organizacyjnej i finansowej bardzo dobrze ze wszystkim sobie poradzimy. Są pewne zaległości na poziomie sportowym i mam świadomość, że rozwiązanie takich kłopotów wymaga dużo pracy, czasu i środków. Arenę Pruszków można załatwić w rok czy dwa, ale sportowo, zwłaszcza w szosie, mamy kryzys i chcemy to zmienić.
A co z amatorami? Rowery zdecydowanie trendują i w kolarzach-amatorach drzemie ogromny potencjał. Przez to można też spróbować pracować nad wizerunkiem całej dyscypliny.
Czasem zerkam z zazdrością na Czechy. Kraj czterokrotnie mniejszy od nas, w którym mnóstwo ludzi jeździ na rowerach i się ściga. To bardzo rozwinięte kolarsko państwo. W Polsce według różnych statystyk nawet 60% Polaków jeździ regularnie rowerem i to potencjał, z którego musimy korzystać. W przeszłości w wyścigach rodzinnych startowały zespoły, w których rodziły się gwiazdy. Wykorzystanie ruchu rowerowego jest konieczne, bo poszerza nam także bazę selekcyjną kolarzy i daje możliwość sprawdzenia większej liczby potencjalnych zawodników.
Z pewnością mogłoby to pomóc poprawić rezultaty, a jeśli z czasem pojawią się wyniki sportowe, to łatwiej będzie o kreowanie dobrego wizerunku i dalszy rozwój.
Wyniki to pochodna całokształtu funkcjonowania danego związku i dyscypliny oraz wizerunku, jaki kształtuje swoimi działaniami organizacja. Teraz zadaniem sportowym będzie wypracowanie i wdrożenie systemu, dzięki któremu polscy zawodnicy będą czuli sens i chęć uprawiania kolarstwa na poziomie elity. Obecnie bardzo mocno wspieramy kolarstwo i szkolenie na poziomie juniora. Później tworzy się luka.
Wie pan jak to zmienić?
To plan i cel długoterminowy. W tej kadencji przyjście sponsorów z pewnością pociągnie za sobą szereg pozytywnych zmian organizacyjnych i finansowych, także na poziomie poszczególnych klubów kolarskich. PZKol musi zacząć dobrze funkcjonować i przyciągać sponsorów. Wszystko jest ze sobą jasno związane. Chcemy przywrócić dobre warunki i normalność, a potem w pozytywnych barwach malować przyszłość kolarstwa w Polsce.
fot. facebook.com/PZKol/