Rafał Tataruch: Nikomu nie wieszamy medali na szyi
Rafał Tataruch jest prezesem Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego od sześciu lat. W tym czasie dyscyplina przeżywa prawdziwy rozkwit.
Jest Pan prezesem Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego od 2018 roku. Jaki miał Pan plan na związek, na to, żeby powrócić do lat świetności polskiego łyżwiarstwa szybkiego?
RAFAŁ TATARUCH: Przede wszystkim sukcesy sprzed lat odnosiła grupa wspaniałych sportowców. Wszyscy cieszyliśmy się z medali, ale na tym się skończyło. Nie było rozwiązań systemowych, poważnej struktury szkolenia, niestety sporo w tym wszystkim było przypadkowości. Kiedy przeszedłem do związku sześć lat temu, wraz z moim zespołem postanowiliśmy to zmienić.
Sądząc po ostatnich spektakularnych wynikach udało się.
Myślę, że tak. Mamy świetnego dyrektora sportowego, zatrudniliśmy bardzo dobrych trenerów kadr, a co najważniejsze stworzyliśmy piramidę szkolenia z bardzo mocną i szeroką podstawą.
Ta podstawa to?
Mamy program popularyzujący łyżwiarstwo szybkie „Złota Łyżwa”. Polega on tam, że przekazujemy środki do klubów na organizację grup naborowych, wynagrodzenie trenerów, treningi najmłodszych, organizację zawodów i przeprowadzenie z nich streamów. To ostatnie jest już standardem nawet podczas rywalizacji najmłodszych. Nie zawsze rodzice, dziadkowie mają czas dopingować swoją pociechę na żywo. Wychodzimy więc im naprzeciw. To także dodatkowy ukłon w stronę sponsorów. Dzięki temu udaje nam się stworzyć warunki do tego, żeby jak największą grupę dzieciaków i młodzieży zachęcić do łyżwiarstwa szybkiego.
Co w dzisiejszych czasach, podobnie jak w innych dyscyplinach wcale nie musi być takie łatwe.
Niestety, takie mamy czasy. Z tego co obserwujemy, to dużo więcej dziewczynek niż chłopców wybiera łyżwiarstwo. Dla wielu chłopców nie jesteśmy dyscypliną pierwszego wyboru. Jest nią przede wszystkim piłka nożna, na czym ubolewam. Każdy chce być Lewandowskim i takie często też są marzenia rodziców. W piłkę gra więc spora grupa chłopców, którzy nie zawsze mają do tego predyspozycję. Mimo to, dzięki warunkom, które zapewniamy zarówno trenerom, jak i dzieciakom do treningu, udaje nam się zachęcić sporą grupę.
Co dalej?
Oczywiście niektórzy odchodzą, niektórzy traktują łyżwiarstwo szybkie jako rekreację, inni przechodzą do wyczynu. Stworzyliśmy system szkolenia. Mamy kadry w rocznikach młodszych niż juniorzy. Już takie dzieci obejmujemy szkoleniem centralnym. Następny krok to oczywiście kadry narodowe juniorów i w końcu na samym szczycie piramidy są nasi seniorzy. Mnie osobiście niesamowicie cieszy to, że dzisiejsi juniorzy, którzy chociażby podczas ostatniego Pucharu Świata Juniorów w Tomaszowie Mazowieckiem zdobywali medale, wywodzą się z naszego programu „Złota Łyżwa”. To oznacza, że to, co sobie zaplanowaliśmy rzeczywiście działa i przynosi efekty.
Imprezy międzynarodowej rangi, które organizujecie w ostatnich latach, pomagają w rozwoju dyscypliny?
Bardzo. Nie tylko dlatego, że nasi zawodnicy mają okazję rywalizować „u siebie”, ale także dlatego, że staramy się zakorzenić w świadomości kibiców. Na Pucharach Świata czy mistrzostwach Europy, które organizowaliśmy, na trybunach zasiadało nawet po kilka tysięcy osób. To znaczy, że zaczynamy być naprawdę dostrzegani.
A co z obiektami?
Jeżeli chodzi o łyżwiarstwo szybkie na długim torze, to póki co, mamy jedynie kryty tor w Tomaszowie Mazowieckim. Są też tory odkryte. W przypadku short-tracku sytuacja jest dużo prostsza, bo rywalizacja może odbywać się na lodowiskach 30×60 m. Takie mamy m.in. w: Białymstoku, Gdańsku, Sanoku, Elblągu czy w Świdnicy. Perspektywy jeśli chodzi o tor długi mamy całkiem niezłe. Opóźnia się otwarcie obiektu w Zakopanem, ale w najbliższych miesiącach z pewnością do tego dojdzie. Kolejna inwestycja planowana jest na warszawskich Stegnach. Powstanie wspaniały obiekt finansowany wspólnie przez ministerstwo oraz miasto Warszawę, który będzie bardzo ważnym miejscem nie tylko z perspektywy zawodowych sportowców, ale wszystkich tych, którzy zwyczajnie lubią jeździć na łyżwach.
Łatwo jest w dzisiejszych czasach, przy takich wynikach, znaleźć sponsorów, którzy inwestują w łyżwiarstwo szybkie?
Łatwo nie jest, ale radzimy sobie. Przede wszystkim mamy środki zapewnione z ministerstwa. Dzięki tym pieniądzom realizujemy nie tylko szkolenie centralne, ale również wspomniany program upowszechniający dyscyplinę. Co za tym idzie, musimy dbać o brending podczas zawodów, dbać o to, żeby we wszelkich informacjach pojawiała się wzmianki, o tym skąd pochodzą środki. Naszym czołowym sponsorem jest Polska Grupa Energetyczna PGE, która również angażuje się nie tylko w kadry seniorskiej, ale również szkolenie dzieciaków. Mamy również sponsorów produktowych m.in. firmę 4F, która dostarcza nam odzież sportową czy Weron, który zaopatruje zawodników w odżywki.
Igrzyska olimpijskie w Mediolanie coraz bliżej. Myślicie o nich, stawiacie sobie konkretne cele?
Myślimy przede wszystkim o tym, żeby stworzyć zawodnikom, ale również trenerom, jak najlepsze warunki do przygotowania się do najważniejszej imprezy czterolecia. Owszem, każdy chciałby, żebyśmy zdobyli jak najwięcej medali, ale nie zakładamy, ile ich będzie i jakiego będą koloru. Nie wieszamy nikomu medalu na szyi i zawsze proszę media, żeby również tego nie robiły. Zawodnicy muszą mieć komfort przygotowań zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Zapewniamy im możliwe jak najszersze wsparcie: motoryczne, psychologiczne, dietetyczne i mamy nadzieję, że to zaprocentuje. Oczywiście na niektóre sytuacje nie ma się czasem wpływu i z nimi trzeba się pogodzić.
Mówi Pan o igrzyskach w Pekinie i sytuacji kiedy nasze zawodniczki, zamiast trenować i startować spędzały czas w zamknięciu w związku z pozytywnymi testami na Covid-19?
Między innymi. To, co wydarzyło się w Pekinie, było dla wielu z nas traumatyczne, zwłaszcza dla Natalii Maliszewskiej, która przyjechała walczyć tam o medale czy Natalii Czerwonki. Robiliśmy, co mogliśmy, żeby zostały zwolnione z tej kwarantanny. Nasz szef misji olimpijskiej Konrad Niedźwiedzki podczas spotkań komisji medycznej tak walczył, że miał często odbierany mikrofon. Pozbieraliśmy się jednak po tym, co nas spotkało, idziemy dalej i myślimy już tylko o przyszłości.