Rafał Wajda: oprócz przyjemności oferujemy ciężką pracę

9 grudnia w Lublinie ruszają Mistrzostwa Świata WTKU w Karate Tradycyjnym. W związku z tym wydarzeniem rozmawialiśmy z Rafałem Wajdą – trenerem Krakowskiego Klubu Karate Tradycyjnego, największego tego typu klubu w Polsce, o procesie szkolenia karateków, roli karate w wychowaniu młodych sportowców oraz o nadziejach co do nachodzącej imprezy w Lublinie.

Damian Filipowski: Jakie są Pana sportowe oczekiwania w związku ze zbliżającymi się mistrzostwami świata?

Mamy bardzo liczną i zdolną grupę dzieci. Z kolei seniorzy potwierdzili swoje aspiracje już na mistrzostwach Europy Fudokan w Rimini. Nie chcę przeliczać sukcesu na medale albo wymieniać nazwisk, ale zawsze bijemy się o zwycięstwo.

Czy sądzi Pan, że sukces na imprezie tej rangi może przełożyć się na wzrost zainteresowania treningami w Waszym klubie?

W jakimś stopniu na pewno. Prawda jest taka, że zawodników wyczynowych w klubie jest mniej niż 10 procent. Ich sukces to z pewnością kolejna cegiełka do popularyzacji karate tradycyjnego w Polsce, jak i promocja dla samego klubu.

Czy środowisko karate integruje się międzynarodowo? To jasne, że mamy różnego rodzaju zawody, ale czy organizujecie wspólne szkolenia, albo wymiany szkoleniowe?

W naszym klubie mamy bardzo liczną kadrę dzieci. Wyślemy na mistrzostwa świata do Lublina około 70 młodych adeptów. Mamy też starszych zawodników – tutaj możemy pochwalić się 16 reprezentantami kraju. Staramy się rywalizować na każdym poziomie, na równi z zawodami traktujemy szkolenia organizowane np. przez Polski Związek Karate Tradycyjnego. Niedawno nasi zawodnicy byli w Rimini. Zapraszamy zagranicznych instruktorów na Gasshuku, a reprezentanci jeżdżą na zgrupowania kadry Polski. 

Rodzice chcą aktywizować swoje dzieci. Szukają im zajęć, które pomogą wyciągnąć je z domu, sprzed komputera. Czy na młodego człowieka, który trafia do klubu, od razu patrzy Pan jak na sportowca?

Droga młodej osoby, która zaczyna trenować z nami karate do poziomu sportowca, jest bardzo długa i  kręta. Myślę, że motywacją 90-ciu procent młodzieży pojawiającej się u nas w klubie jest chęć ruchu. W Polsce pojawia się problem otyłości wśród najmłodszych. Drugi aspekt, z którym mamy do czynienia to czynnik wychowawczy. Rodzic jest zawsze autorytetem dla swoich dzieci, ale dobrze jest, jak na to dziecko popatrzy osoba  z boku, która będzie dla dziecka wzorem. Często taki wzór idzie z telewizji i niekoniecznie jest dobry. W klubie dziecko ma możliwość spotkania się ze swoim senseiem – nauczycielem, który czasem coś podpowie, czasem skarci, czasem pochwali, ale zawsze nada kierunek. Do tego dochodzi rywalizacja. W głowie rodzica zawsze są sukcesy, medale, puchary. Jeżeli dziecko złapie bakcyla, to perspektywa wygrywania na pewno go napędza. W karate mamy możliwość zdobywania kolejnych stopni i to jest na pewno motorem napędowym. 

Zauważa Pan, że przez to, w jakim świecie żyjemy, dzieci mają inne autorytety? Czy jako wychowawca młodzieży ma Pan przez to więcej pracy? Jest Panu trudniej zainteresować młodego człowieka sportem, a potem utrzymać jego koncentrację?

Tak, praca jest o wiele trudniejsza. Zarówno trener, jak i zawodnik musi wykonać wielką pracę, żeby osiągnąć wynik. To, co jest przedstawione w social mediach i przez wszystkich celebrytów wydaje się bardzo proste. Kreowany jest obraz, że wystarczy kliknąć, albo się powygłupiać i już można zarobić pieniądze. Młody człowiek myśli, że można osiągnąć cele bez wysiłku. My oprócz przyjemności oferujemy ciężką pracę. W karate, żeby coś osiągnąć, trzeba bardzo ciężko pracować. 

Jak w karate tradycyjnym określa się talent sportowy? Jak wygląda proces skautingu, wyszukiwania talentów?

Uprawiać karate tradycyjne może tak naprawdę każdy. My nie robimy żadnych castingów ani selekcji. Szansę dajemy każdemu. Są przecież wczesno-rozwojowcy i późno-rozwojowcy. Oczywiście na treningu możemy zaobserwować, że ktoś ma większy lub mniejszy talent – np. lepszą motorykę, koordynację czy jest predysponowany psychicznie, bo jest odważny. Nie raz obserwowałem jednak, jak zawodnicy te cechy nabierają z czasem poprzez trening. Na początku wszyscy mają jednakowe szanse. Każdy może mile zaskoczyć.

Czy są jakieś cechy motoryczne albo wolicjonalne, których nie da się wytrenować? Czy jest cecha, z którą trzeba się po prostu urodzić?

Wszystko można wytrenować albo poprawić. Jeżeli ktoś ma mocną psychikę, jest silniejszy mentalnie, to na pewno pomaga, bo nie trzeba nad tym aż tak mocno pracować. To samo ma się z cechami fizycznymi. Osoba uzdolniona może osiągnąć lepszy wynik mniejszym nakładem pracy, ale w karate jest często tak, że osoby mniej zdolne, ale uparte i wkładające więcej pracy, robiące to systematycznie, mają lepsze wyniki. Nigdy nie można powiedzieć, że ktoś jest skazany na sukces. 

Jaka jest ścieżka kariery w karate?

To z pewnością nie jest kurs. To nie trwa miesiąc, rok ani nawet dwa. Szkolenie jest wieloletnie. Tym bardziej że trening zaczynają osoby coraz młodsze. Nie można wprowadzić skomplikowanych technik już na samym początku. Małe dzieci mają przede wszystkim zajęcia ogólnorozwojowe. Mamy debiutantów w wieku 4 lat. Z drugiej strony, jeżeli na zajęcia przychodzi 15-latek, to musi zdawać sobie sprawę, że trenujący od najmłodszych lat zawodnik, nawet w formie zabawy wykonuje ogromną pracę i będzie miał przewagę techniczną. Krótko mówiąc, im wcześniej rozpoczynamy przygodę, tym lepiej. Karate to proces długofalowy. Jeżeli zawodnik chce zaistnieć na arenie międzynarodowej, trenować musi minimum kilka lat. 

Czy karate może być lekarstwem dla trudnej młodzieży? Często rodzice przyprowadzają do klubu dzieciaki, które mają opinie nadpobudliwych i trudnych?

Myślę, że jest to bardzo dobre miejsce dla takich dzieci. Trening to zajęcia przede wszystkim fizyczne, czyli to, co taki dzieciak potrzebuje na każdym etapie rozwoju, zwłaszcza jeżeli jest nadpobudliwy i potrzebuje dużo uwagi. Rodzice dzwonią i zadają takie pytania, mając jednocześnie nadzieję, że dziecko pod wpływem instruktora i grupy będzie spokojniejsze i wyszumi się na treningu, a dodatkowo wyniesie jakąś naukę z zajęć karate.

Na koniec poruszmy aspekt biznesowo organizacyjny. Pana klub mieści się w Krakowie, gdzie nie brakuje zajęć dla najmłodszych. Współpracujecie z innymi dyscyplinami czy raczej rywalizujecie o klienta?

Każda organizacja i dyscyplina ma swoją specyfikę. Każdy klub pozyskuje zawodników dla siebie. Oczywiście nadrzędną rzeczą jest propagowanie aktywności fizycznej – czy to będzie klub karate, piłki nożnej, czy może judo. My mamy kampanie promocyjne, prowadzimy nabory do kolejnych grup wiekowych. Jeżeli ktoś pracuje z pasją oraz robi „dobrą robotę”, to pocztą pantoflową rozchodzi się informacja, że warto przyjść do niego na zajęcia. Dobra praca obroni się sama. 

Fot. Krakowski Klub Karate

Damian Filipowski

Udostępnij

Translate »