Rocznik 2006 wchodzi do Ekstraklasy

Przepis o obowiązkowym młodzieżowcu w rozgrywkach PKO Ekstraklasy ma prawie tylu samo zwolenników, co przeciwników. Ludzie popierający ten zapis zyskali nowy, trudny do podważenia argument: oto do gry w polskiej elicie wkracza rocznik 2006, czyli 15-letni chłopcy. Jeden z nich — Karol Borys ze Śląska Wrocław — wyszedł ostatnio w pierwszym składzie na mecz z Piastem Gliwice. Idzie nowe?

Karol Borys od lat uchodzi za jeden z największych talentów piłkarskiego Śląska Wrocław. Jego umiejętności techniczne robiły ogromne wrażenie na rówieśnikach i trenerach już w momencie, kiedy grał w zespole do lat 12. Już w tamtym momencie widać było, że mamy do czynienia z nietuzinkowym talentem.

  

W Śląsku Wrocław przebijał się przez kolejne szczeble zespołów młodzieżowych, praktycznie zawsze grając ze starszym rocznikiem, a niekiedy nawet z chłopakami starszymi o dwa lata, co w tym wieku robi ogromną różnicę. Borys zawsze się wyróżniał techniką i szybkością, był też — i nadal jest — piłkarzem na wskroś uniwersalnym. Może zagrać na każdej pozycji w ofensywie, choć ze względu na warunki fizyczne trudno wyobrazić go sobie na środku ataku, na co uwagę zwraca ekspert i komentator Canal+Sport Remigiusz Jezierski.

– To nie jest tak, że nie mógłby tam zagrać, bo można wskazać przypadki takie jak Messi czy nawet Griezmann, którzy też tuzami jeśli chodzi o warunki fizyczne nie są, a przy odpowiednio zbudowanej reszcie ofensywy są w stanie błyszczeć. Niemniej faktycznie na szpicy widziałbym go najmniej, bo tam najtrudniej byłoby pokazać mu swoje walory ofensywne – mówi Jezierski, który ogląda praktycznie każdy mecz Śląska Wrocław, często je także komentuje.

Karol Borys skorzystał na nieobecności kontuzjowanego Petra Schwarza, a także niedostatecznie dobrej w ocenie sztabu szkoleniowego trenera Ivana Djurdjevica formie Javiera Ajenjo Hyjka i Adriana Bukowskiego. Wyszedł w pierwszym składzie na mecz z Piastem, który w tym sezonie wprawdzie gra poniżej oczekiwań, ale na swoim stadionie jest bardzo groźny, bo w Gliwicach przegrał tylko raz.

– Ja nie jestem zwolennikiem teorii, że młody polski piłkarz musi być gotowy na grę w ekstraklasie. Właśnie nie. Jeśli nie jesteś klubem walczącym o mistrzostwo Polski czy europejskie puchary, a tak jest obecnie w przypadku Śląska, to właśnie stawiasz na takich chłopaków z potencjałem i sprawdzasz ich w boju. Nawet jak nie są gotowi, to mają się stać poprzez grę, to ma być dla nich weryfikacja. Kiedy okazuje się, że sobie radzą, to praktycznie z miejsca wyjeżdżają i ok, na tym to powinno polegać. Proszę zobaczyć, ile mówi się o występie Karola Borysa czy wcześniej Dariusza Stalmacha w Górniku, a ile mówiliśmy o kolejnym przeciętnym meczu Petra Schwarza, Patricka Olsena, Michała Chrapka albo Krzysztofa Mączyńskiego. To też wiele mówi. W tej lidze takie talenty muszą grać kosztem przeciętnych obcokrajowców. Nawet jeśli popełniają błędy – podkreśla Jezierski.

Borys zagrał w środku pomocy obok Patricka Olsena i wypadł nadspodziewanie dobrze. Nie było to oszałamiające spotkanie w jego wykonaniu, ale 15-letni chłopak (28 września skończy 16 lat) nie popełnił żadnego rażącego błędu, nie szukał przy tym najprostszych rozwiązań i cały czas pokazywał się do gry.

– Emocje, które towarzyszyły mi kiedy wychodziliśmy na boisko, były ogromne. Drużyna zapewniła mnie, że będzie mnie wspierać i faktycznie tak było. Dobrze wszedłem w mecz, bo w pierwszym kontakcie od razu zaliczyłem dobre zagranie i to też pomogło. Nie ukrywam, że w drugiej części drugiej połowy powoli zaczęło brakować sił i pewnie też dlatego zostałem zmieniony. Grało mi się tak dobrze, że będę robił wszystko, by w każdym spotkaniu wychodzić w pierwszym składzie i grać po 90 minut – ocenił swój debiut młody pomocnik.

Beneficjenci przepisu o młodzieżowcu

Nie można udawać, że gdyby nie przepis o młodzieżowcu, który i tak został mocno zliberalizowany tuż przed rozpoczęciem obecnego sezonu, to tacy piłkarze jak Borys, a wcześniej np. Krzysztof Kolanko (także rocznik 2006) czy Dariusz Stalmach (rocznik 2005) pewnie znacznie dłużej czekaliby na swoje szanse. Przepis ten niejako wymusza na włodarzach klubu, a przede wszystkim dyrektorach sportowych inny model budowania kadry na mecze PKO Ekstraklasy. Kładzie się większy nacisk na szkolenie i wprowadzanie młodych Polaków, zamiast np. ściągania kolejnych tanich, lecz nic niewnoszących do ligi Słowaków, Czechów, Serbów itd.

Przykładowy Borys, Kolanko i Stalmach już na tym etapie swoich karier wzbudzają zainteresowanie największych klubów w Europie. Karol Borys ma za sobą m.in. testy w Manchesterze United. W ich trakcie odwiedził go nawet selekcjoner reprezentacji Polski Czesław Michniewicz. Borys dotknął wielkiej piłki, zobaczył, jak funkcjonuje wielki klub od środka i wrócił do Wrocławia, by tu przebijać się do składu.

  

Dariusz Stalmach wybrał inną drogę. Najmłodszy debiutant w historii Górnika Zabrze rozegrał w barwach tego zasłużonego klubu 22 spotkania. Postawił na niego trener Jan Urban, ale warto dodać, że Stalmach tylko czterokrotnie wychodził w pierwszym składzie. Mimo to ściągnął na siebie zainteresowanie włoskiego giganta, jakim jest AC Milan i podpisał 3-letni kontrakt z mistrzem Italii, odrzucając jednocześnie oferty z Niemiec, Belgii i innych włoskich klubów. Spekuluje się, że Rossoneri zapłacili za niego 700 tys. euro.

  

Zarówno Borys jak i Śląsk Wrocław wolą, by piłkarz najpierw okrzepł na poziomie seniorskim, rozegrał kilkadziesiąt meczów w ekstraklasie i dopiero później zaczął myśleć o podboju europejskich lig. Zyskają na tym wszyscy, bo sam piłkarz nie będzie musiał przebijać się od rozgrywek Primavery, jak obecnie Stalmach, a klub będzie mógł zarobić znacznie większe pieniądze. Zresztą od Primavery Milanu w ostatnich latach odbił się już jeden polski talent, który dziś próbuje się odbudować w… drugoligowych rezerwach Śląska Wrocław. To Przemysław Bargiel (nie mylić z Łukaszem Bejgerem i Sebastianem Bergierem), pierwszy piłkarz urodzony w XXI wieku (rocznik 2000), który zadebiutował w ekstraklasie (wówczas był piłkarzem Ruchu Chorzów).

Zbyt wczesne wyjazdy nie zawsze kończą się dobrze, choć są różne szkoły i zwolennicy takich ruchów wskazują na kariery Wojciecha Szczęsnego czy Grzegorza Krychowiaka. Niemniej polskie kluby zaczynają rozumieć, że na swoich talentach mogą zarabiać duże pieniądze, a oni sami niekoniecznie odstają poziomem od zawodników sprowadzanych z zewnątrz. Potrzebna jest tylko odwaga w stawianiu na nich i mądre prowadzenie. O to w przypadku wrocławskiego talentu powinniśmy być spokojni.

FOT. slaskwroclaw.pl

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »