Skakał jak Jordan, biegał jak Bolt, wylądował na Islandii

Na pierwszych metrach był szybszy niż Usain Bolt, skakał wyżej niż Michael Jordan, tylko ta piłka nie zawsze chciała się słuchać. Miłosz Przybecki, uznawany swego czasu za jednego z najszybszych skrzydłowych w Europie, 5 lat temu zniknął z boisk ekstraklasy. W #GdzieIchWywiało przypominamy o 31-letnim już piłkarzu, który dziś gra na Islandii. A dokładnie w tamtejszej… 5. lidze.

Miłosz Przybecki w czasach Polonii Warszawa Józefa Wojciechowskiego należał do najciekawszych piłkarzy młodego pokolenia na polskich boiskach. Błyszczał w ekstraklasie, miał na koncie występy w młodzieżowej reprezentacji Polski, pytały o niego większe kluby. Przez chwilę znalazł się nawet w orbicie zainteresowań selekcjonera Waldemara Fornalika, który przebudowywał kadrę po nieudanym Euro 2012 i sprzątał po Franciszku Smudzie.

Sezon 2012/13 był pod względem liczb najlepszy w karierze przebojowego prawoskrzydłowego, ale później miał jeszcze wiele dobrych momentów w Zagłębiu Lubin, Pogoni Szczecin czy Ruchu Chorzów, lecz ostatecznie spadł z „Niebieskimi” z ekstraklasy w sezonie 2016/2017. W tamtej feralnej dla niego kampanii wydarzyło się coś, co ciągnie się za Przybeckim do dziś.

– Zdarzyło się. Będzie się to za mną ciągnąć. Ale czy tylko z tego będę zapamiętany? Nie chciałbym, żeby tak było, coś tam chyba jeszcze zrobiłem. Jedna sytuacja nie powinna decydować o moim obliczu – opowiadał o tamtej sytuacji rok później w rozmowie z portalem transfery.info. W tamtym momencie walczył z Ruchem o utrzymanie, ale już w I lidze. Liczył, że pomoże zasłużonemu klubowi — i zarazem sobie — w szybkim powrocie do ekstraklasy. Zamiast tego Ruch zaliczył kolejny spadek.

I liga, II liga i poziom zero na Islandii

Do drugiej ligi z Ruchem nie zszedł, ale o ekstraklasie na razie też mógł tylko pomarzyć. Zakotwiczył w mającej ekstraklasowe aspiracje Chojniczance Chojnice. W półtora roku rozegrał tam 22 mecze, zdobył jednego gola i miał jedną asystę. Nie pomógł ekipie z Chojnic w osiągnięciu celu i tuż przed wybuchem pandemii przeniósł się do drugoligowej Resovii Rzeszów. Tam był bardzo krótko i mimo że Resovia awansowała, to on sam został w drugiej lidze, wiążąc się z Pogonią Siedlce.

W tym klubie na poziomie eWinner 2 ligi wyglądał całkiem przyzwoicie. Przede wszystkim regularnie grał, zdobył 9 bramek i miał 13 asyst w 62 występach. Po dwóch latach, mając 31 lat na karku, dość niespodziewanie opuścił Polskę. Pierwszy zagraniczny wyjazd nastąpił późno i chyba nie tak wyobrażał go sobie sam Przybecki np. w 2014 roku. Zakotwiczył w zespole KFK Knattspyrnufelag Kopavogs. Tak, nam też to nic nie mówi. Trudno, żeby było inaczej, bo mowa o zespole z piątej ligi islandzkiej, z 36-tysięcznego miasteczka na zachodzie wyspy, tuż obok stolicy — Rejkiawiku.

To najniższy poziom rozgrywkowy na Islandii. Złośliwi powiedzą, że przynajmniej tym razem nie spadnie, ale chyba nie o to chodziło w karierze chłopaka, który przebijając się w ekstraklasie, skakał jak Michael Jordan, a na pierwszych kilkunastu metrach był szybszy niż sam Usain Bolt. I nie są to przerysowane, śmieszne porównania, tylko udowodnione specjalistycznymi pomiarami fakty. Do wyników szybkościowych dotarło nawet słynne studnio EA Sport. Kanadyjczycy wydający m.in. serię gier FIFA w grze FIFA 14 umieścili go w dziesiątce najszybszych piłkarzy w całej grze. Szybsze były takie gwiazdy jak Lionel Messi, Theo Walcott czy Pierre-Emerick Aubameyang. Co ciekawe — równie szybki był zdaniem elektroników Holender Luciano Narsingh, wówczas grający w PSV Eindhoven, a dziś w Miedzi Legnica. Z kolei temat dosiężnego Przybeckiego poruszany był kiedyś w programie Liga+Extra.

Rękę do jego przeprowadzki na Islandię przyłożyli dwaj inni występujący w KFK Knattspyrnufelag Kopavogs Polacy. To Jakub Górski (niegdyś rezerwy Lechii Gdańsk i Rakowa Częstochowa) i przede wszystkim Hubert Kotus (Ruch Chorzów, Warta Poznań czy Stal Rzeszów), który pomaga Polakom z niższych lig przeprowadzać się do krajów skandynawskich, znajdować tam kluby i normalną pracę. KFK jest liderem deild karla w grupie B i jest na dobrej drodze do awansu do IV ligi na Islandii, ale umówmy się — większość z nas nawet nie wiedziała, że jest tam aż tyle szczebli rozgrywkowych. Do dzisiaj pokutuje u nas myślenie, że na Islandii więcej jest wulkanów, niż piłkarzy…

Daleko wywiało Przybeckiego. Tą decyzją, podjętą w wieku 31 lat, musiał pogodzić się z faktem, że do ekstraklasy już nie wróci. Jako takiej zawodowej piłki pewnie już też nie. Ale co sobie przy tym pozwiedza i pożyje na Islandii, gdzie nawet kelnerzy zarabiają lepiej niż niejeden pracownik korporacji na kierowniczym stanowisku w Polsce, to jego.

FOT. Travel Football Work Management

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »