Spadki zasłużonych firm. Jaką drogą pójdzie Wisła?
Spadek Wisły Kraków to jedno z większych wydarzeń 2022 roku w polskiej piłce. Zasłużony klub, 13-krotny mistrz Polski, będzie musiał odbudowywać się w I lidze, co nie zawsze jest łatwe. Pokazało to kilka przypadków innych uznanych klubów w naszym kraju, które do dziś błąkają się po niższych ligach. Oto dlaczego Wisła powinna iść drogą Górnika Zabrze, a nawet… Cracovii i Zagłębia Lubin, a nie Ruchu Chorzów czy Widzewa Łódź.
Łódzki Klub Sportowy
ŁKS w 2012 roku pożegnał się z najwyższą polską klasą rozgrywkową, po tym jak zajął przedostatnie miejsce w tabeli. Łodzian prowadził wówczas formalnie Andrzej Pyrdoł, ale przy linii bocznej stał zazwyczaj Piotr Świerczewski. Ten drugi nie miał papierów uprawniających go do prowadzenia drużyny na poziomie ekstraklasy, dlatego Pyrdoł niejako świecił za niego oczami w PZPN-owskich tabelkach. To w tym sezonie byliśmy świadkami legendarnej sceny, która przeszła do historii polskiej piłki:
ŁKS spadł, a potem nie był nawet w stanie dokończyć sezonu na poziomie 1. ligi. Musiał się wycofać ze względu na brak środków. Całkowicie nowy twór z szyldem ŁKS-u musiał zaczynać od IV ligi. Budowany w zasadzie od podstaw klub wrócił do elity w 2019 roku, a za architektów tamtego sukcesu uznano dyrektora sportowego Krzysztofa Przytułę i trenera Kazimierza Moskala. Łodzianie jako beniaminek byli chwaleni za grę, ale tracili masę bramek i zajęli ostatnie miejsce w tabeli. Ponownie wylądowali na zapleczu, w zeszłym sezonie przegrali baraże o awans, a w tym nawet się do nich nie załapią.
Cracovia
ŁKS w sezonie 2011/12 poleciał z ligi z przedostatniego miejsca, a tabelę zamykały właśnie „Pasy”. O ich spadku przesądziły… derby z Wisłą Kraków, przegrane przy Reymonta 0:1. Po meczu pełen stadion zaśpiewał znienawidzonemu rywalowi utwór Andrei Bocelliego i Sarah Brightman — Time To Say Goodbye.
Katastrofa przyszła niespodziewanie. Wspierana przez giganta w swojej branży (Comarch) drużyna profesora Janusza Filipiaka miała doskonałe warunki, a piłkarze mogli być spokojni o kwestie organizacyjno-finansowe. Cracovia do ekstraklasy wróciła po rocznej banicji, dając się wyprzedzić jedynie Zawiszy Bydgoszcz. Wprawdzie już wtedy bezpośredni awans uzyskiwały dwie pierwsze drużyny, ale krakowianie musieli do samego końca bić się z Termalicą Nieciecza i Flotą Świnoujście. Od tamtego momentu nieprzerwanie grają w najwyższej klasie rozgrywkowej i zdobyli puchar oraz superpuchar Polski.
Widzew Łódź
Historia czterokrotnych mistrzów Polski także jest dość brutalna. W ekstraklasie ostatnio widziano ich w 2014 roku. Sezon 2013/14 zakończyli na miejscu spadkowym, już w tamtym momencie mając poważne problemy finansowe. Jak nietrudno się domyślić, spadek tylko je pogłębił. W 1. lidze łodzianie musieli grać młodzieżą i innymi mocno przeciętnymi zawodnikami. Skończyło się tym, że na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu 2014/15 stracili matematyczne szanse na utrzymanie na zapleczu krajowej elity.
W następnym sezonie Widzew przystąpił do rozgrywek 4. ligi, także jako nowy twór. Zerwał z przeszłością dzięki pomocy kibiców i lokalnego biznesu. To wciąż potężna marka w całym województwie, dlatego udało się zorganizować na nowo w pełni profesjonalny klub i piąć szczebel po szczeblu aż do 1. ligi. Oczywiście — wybojów nie brakowało. Sama kwestia awansu z 2. do 1. ligi była czymś niespotykanym, bo Widzew po fatalnej końcówce sezonu tylko słabością rywali, którzy nie wygrali swoich meczów w decydującej fazie, zapewnili sobie promocję. Po meczu wieńczącym sezon z awansem na zaplecze ESY zamiast świętowania i radości były wyzwiska i utarczki z pseudokibicami.
Kibice Widzewa to akurat fenomen na skalę krajową. Po otwarciu nowego stadionu wykupili rekordową w skali ligi liczbę karnetów — ponad 16 tys. Tyle, ile mieści cały obiekt. To pokazuje, jak oddana i zaangażowana jest to społeczność, która niewątpliwie zasługuje na powrót do ekstraklasy. Poprzedni sezon łódzki beniaminek zakończył na 9. miejscu. W obecnym celuje w bezpośredni awans, ale historia znów się powtarza. Z ostatnich czterech meczów RTS wygrał tylko jeden, pozostałe trzy przegrał. Ścigająca się z nim Arka Gdynia także ma obecnie serię trzech meczów bez wygranej. Widzew ma wszystko w swoich rękach — jeśli wygra w niedzielę z Podbeskidziem, uzyska bezpośredni awans wraz z Miedzią Legnica, która już wcześniej zapewniła sobie wygraną w Fortuna 1 lidze. Jeśli Widzewiakom się uda, to wrócą do elity po ośmioletniej przerwie.
KGHM Zagłębie Lubin
Ten spadek był niemałą niespodzianką, bo Zagłębie w sezonie 2013/14 miało trenera i kadrę na europejskie puchary, a zakończyli go na ostatnim miejscu w tabeli, za wspomnianym wyżej Widzewem. Miedziowych na starcie sezonu prowadził trener Pavel Hapal, który w 2010 roku zaszokował całą Europę awansując z maleńką MŠK Žiliną do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Już samo zdobycie mistrzostwa Słowacji było niespodzianką. W kadrze Miedziowych znajdowali się m.in.: Ľubomír Guldan, Adam Banaś, Đorđe Čotra, Łukasz Piątek, Róbert Jež, Dawid Abwo, Łukasz Janoszka, Arkadiusz Piech, Michal Papadopulos, czy Deniss Rakels. Do zespołu wchodzili 18-letni wówczas Krzysztof Piątek, 17-letni Jarosław Kubicki, 19-letni Jarosław Jach i 15-letni Filip Jagiełło.
Hapal pracę stracił już w lipcu, potem drużynę przez niecałe dwa miesiące prowadził Adam Buczek, następnie zastąpił go Orest Lenczyk, a kiedy stało się jasne, że do utrzymania będzie potrzebny cud, za Lenczyka przyszedł Piotr Stokowiec. Cudu nie było, Zagłębie spadło z hukiem, Michałowi Gliwie pseudokibice powybijali szyby w samochodzie, a Róbert Jež dostał od nich po głowie. Totalna patologia.
Mimo tego Zagłębie okazało się być wzorowym przypadkiem klubu, który spada i po roku wraca zupełnie odmieniony. KGHM mocno ograniczył finansowanie pierwszej drużyny i postawił na rozbudowę akademii, dziś jednej z najlepszych w tej części Europy pod względem infrastrukturalnym. Stokowiec zaczął stawiać na wychowanków, wspartych przez kilku bardziej doświadczonych piłkarzy, czego efektem był szybki powrót do ekstraklasy, zdobyty siłą rozpędu brązowy medal i fajna przygoda w eliminacji Ligi Europy, z których Miedziowi wyeliminowali m.in. serbski Partizan Belgrad.
Górnik Zabrze
Kolejny przykład na to, że po roku można wrócić i to stawiając na młodych. Zabrzanie początkowo nie radzili sobie za dobrze na zapleczu. Wylądowali tam w sezonie 2016/17 i nic nie wskazywało na to, że będą w stanie włączyć się do walki o awans. Trener Marcin Brosz dostał więc przyzwolenie? A może bardziej wytyczną? – by stawiać na młodych, na których w następnym sezonie będzie można budować drużynę na awans. Co się wtedy stało? Odpalił się Igor Angulo, gwiazdami drużyny zostali Damian Kądzior czy Rafał Kurzawa i jakoś to poszło. Zabrzanie wygrali sześć meczów z rzędu, trochę pomogli potykający się rywale i Górnik mógł cieszyć się z bezpośredniego awansu.
Ruch Chorzów
Górnik po awansie nie mógł liczyć na powrót wielkich „deRbów” Górnego Śląska, ponieważ minął się z pogrążonym w długach Ruchem Chorzów. „Niebiescy” byli niewypłacalni, za co PZPN karał ich ujemnymi punktami. W kolejnych latach degrengolada postępowała, aż w końcu w 2019 roku Ruch spadł trzeci raz z rzędu, tym razem do 3. ligi. 14-krotny mistrz Polski wylądował na czwartym poziomie rozgrywkowym w kraju. To był prawdziwy dramat dla kibiców. Dopiero w 2021 roku chorzowianie powrócili na szczebel centralny, ponieważ od jakiegoś czasu takowym jest eWinner 2 liga, czyli de facto trzeci poziom rozgrywkowy. Radzą sobie tam nieźle i wkrótce Ruch czekają baraże o awans do Fortuna 1 Ligi. Droga do ekstraklasy jeszcze daleka.
Reasumując: Dobrze zarządzana Wisła Kraków, z pomysłem i jakościowymi młodzieżowcami może szybko wrócić do ekstraklasy, ale równie dobrze, przy kolejnych nerwowych ruchach, ciągłym zmienianiu trenerów itd. – spaść jeszcze niżej. To będzie też prawdziwa próba dla kibiców. Jeśli będą przychodzić na 1. ligę tak tłumnie, jak fani Widzewa, z pewnością przyczynią się do załagodzenia strat finansowych. Te i tak będą ogromne, ale powyższe przykłady pokazują, że choć mogą, to nie muszą oznaczać katastrofy.