Michał Świerczewski – nowa jakość w polskiej piłce

Mało jest takich historii w polskim biznesie i piłce nożnej, z jakim mamy do czynienia w przypadku Michała Świerczewskiego, właściciela Rakowa Częstochowa oraz giganta na rynku e-commerce. Założyciel i CEO firmy x-kom, którego majątek zbliża się do 2 miliardów złotych, nie zamierza się zatrzymywać i zadowalać tym, co osiągnął w biznesie oraz sporcie. – Lubię rywalizację, a jeszcze bardziej lubię wygrywać – powiedział w wywiadzie dla weszlo.com.

Michał Świerczewski to dziś nazwisko rozpoznawalne nie tylko w świecie nowych technologii, branży komputerowej i teleinformatycznej, ale także w świecie futbolu. 45-latek z Częstochowy ma wyjątkowo krótkie CV. W zasadzie dałoby się skrócić je do trzech liter: CEO. Jeśli mówimy o biznesmenach w świecie polskiej piłki, to w pierwszej kolejności na myśl przychodzą takie postaci jak Dariusz Mioduski z Legii Warszawa, Jarosław Królewski z Wisły Kraków, ewentualnie Janusz Filipiak z Cracovii, bo na szczęście nie ma w nim już takich ekstrawertyków jak Antoni Ptak czy Józef Wojciechowski.

W przeciwieństwie do pierwszej trójki, Świerczewski do swojego majątku i potęgi rozwijanego od zera biznesu doszedł stosunkowo szybko. W przeciwieństwie do Mioduskiego nie jest absolwentem Harvardu, który przez lata zarządzał potężną spółką Kulczyk Investments, będąc prawą ręką najbogatszego Polaka. Nie ma tytułu profesora jak Janusz Filipiak, który w swej karierze naukowej pracował m.in. w paryskich centralnych laboratoriach badawczych France Télécom i na australijskim University of Adelaide. Nie kończył nawet dwóch kierunków jak Królewski, absolwent studiów inżynierskich i socjologicznych na Akademii Górniczo-Hutniczej. Nie miał na to czasu. Zaraz po studniach informatycznych na Politechnice Częstochowskiej wraz z dwoma kolegami założył mały sklep z komputerami. To był 2002 rok. Wtedy były to duże, stacjonarne komputery PC, ale biznes szybko się rozwijał.

Od zera do miliardera

Świerczewski od początku był szefem. Nawet kiedy był to mały, około 30-metrowy sklepik przy ul. Wolności w Częstochowie, w którym poza nim pracowali dwaj pozostali założyciele. Nawet miejsce, w którym otworzono pierwszy x-kom, nie było przypadkowe. Sklep oddalony był o kilka minut spacerem od uczelni i cieszył się sporą popularnością wśród studentów. Chwalili konkurencyjność cen, kupowali spore ilości płyt CD – w wiadomym celu – a z czasem także komputery.

Świerczewski to wizjoner, który nie lubi wyznaczać sobie górnych granic. Sklep prosperował bardzo dobrze, ale przełomowym momentem było wejście w sprzedaż internetową. Jak wyznał w jednym z wywiadów, początkowo miał obawy, czy tego typu działalność się sprawdzi. Miał wątpliwości czy warto w to inwestować, ale niedługo potem żałował, że zrobił to… tak późno. Gdy w 2007 r. firma x-kom pojawiła się na Allegro, bardzo szybko została największym sprzedawcą na platformie.

Biznesmen z Częstochowy wiedział, że nie można poprzestać na oferowaniu swoim klientom komputerów stacjonarnych, podzespołów i akcesoriów do nich. Czuł, że idąc z duchem czasu, musi zacząć sprzedawać laptopy, a później także smartfony, w które wszedł natychmiast gdy tylko weszły na rynek na szerszą skalę. To sprawiło, że w 2008 roku firma notowała obroty na poziomie 5 mln złotych, a do 2012 roku zwiększyła zatrudnienie do około 200 osób.

Nie każdy wie, że zaraz po x-komie Świerczewski zainwestował w al.to – sklep z zabawkami, grami planszowymi, produktami dla mam i dzieci oraz ze sprzętem RTV i AGD. Później dołożył do tego Combat, gdzie można kupić m.in. wiatrówki, artykuły obronne czy latarki. To jego dwie biznesowe odnogi.

Jego biznesy rosły w siłę, ale oczywiście głównym obszarem jego działalności jest x-kom. Szło tak dobrze, że zaczął tworzyć sieć salonów na terenie całego kraju. W 2010 roku firma zanotowała 150 mln zł przychodów, w 2015 r. – ponad miliard zł, a w 2021 – 2,5 mld zł, w tym prawie 100 mln zysku netto.

Strateg odbudowujący ukochany klub

Michał Świerczewski kilkukrotnie wyznał, że mocno przeżył spadek Rakowa Częstochowa z ówczesnej ekstraklasy w 1998 roku. Już wtedy był jego zagorzałym kibicem pojawiającym się na stadionie. Wtedy jeszcze nie marzył, że za kilkanaście lat będzie prezesem firmy, która najpierw stanie się głównym sponsorem występującego w tamtym momencie na trzecim poziomie rozgrywkowym klubu (rok 2011), a 30 grudnia 2014 roku jego 100% udziałowcem. Jak w biznesie, tak i w sporcie od początku miał konkretny plan, wizję rozwoju i strategię, która miała zaprowadzić częstochowian do ekstraklasy i to w przeciągu najbliższych 5 lat.

W biznesie nauczył się, że najważniejsi są odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach. Trochę czasu zajęło mu znalezienie odpowiedniego trenera, ale kiedy w końcu trafił na zupełnie w tamtym momencie nieznanego Marka Papszuna, porozmawiał z nim i znalazł nić porozumienia, to nie zamierzał go wypuszczać.

  

To z Papszunem najpierw awansował do Fortuna I ligi, a potem – w sezonie 2018/2019 – wygrał rozgrywki na zapleczu ekstraklasy, by jako mistrz I ligi zawitać na piłkarskich salonach w naszym kraju. Jeszcze przed awansem podkupić Papszuna chciało m.in. KGHM Zagłębie Lubin, ale właściciel klubu dał zaporową cenę – 5 mln złotych. Potem jeszcze zwiększył ją, pisząc na Twitterze o 30 mln złotych, by dosadnie dać do zrozumienia niedowiarkom, że nie odda Papszuna.

– Najbardziej obawiałem się pierwszego sezonu w Ekstraklasie. Brakowało mi doświadczenia, nie do końca wiedziałem, na co nas będzie stać, ale po wszystkim uświadomiłem sobie, zresztą zgodnie ze wcześniejszymi przypuszczeniami, że nie taki wilk straszny, jak go malują – mówił w wywiadzie udzielonym portalowi weszlo.com w sierpniu 2021 roku. Kampanię 2019/2020 Raków zakończył na 10. miejscu, z 13-punktową przewagą nad strefą spadkową i z ośmioma punktami za 3. w tabeli Piastem Gliwice. Później było już tylko lepiej.

Kolejnym celem biznesmena z Częstochowy było zajęcie najlepszego miejsca w historii klubu w najwyższej klasie rozgrywkowej na przypadające w 2021 roku 100-lecie jego istnienia. Chyba sam nie wierzył jednak, że będzie to wicemistrzostwo oraz pierwsze w historii trofeum, jakim był Puchar Polski. Raków wygrał w finale z Arką Gdynia 2:1.

  

Kolejny sezon to kolejne wicemistrzostwo i każdy inny wynik niż tytuł w obecnej kampanii będzie dla samego Świerczewskiego i wszystkich w Częstochowie dużym rozczarowaniem, choć na takowe się nie zanosi. Jako człowiek ukształtowany w biznesie nie zamierza się rzucać od razu na Ligę Mistrzów. Z otoczenia Rakowa da się usłyszeć, że właściciel będzie zadowolony z fazy grupowej europejskich rozgrywek w przyszłym sezonie. Marzeniem jest Liga Mistrzów, dużym sukcesem będzie Liga Europy, ale nawet Liga Konferencji może być bardzo ciekawym doświadczeniem, niosącym ze sobą wielkie emocje, co w obecnej edycji udowadnia Lech Poznań.

Czy w Częstochowie mamy do czynienia ze scenariuszem idealnym? Wciąż młody i bardzo ambitny biznesmen, odnoszący wielkie sukcesy w branży, który z równą starannością dba o klub, który kupił, bo go kocha i ma na niego pomysł. Jedyne, czego mu teraz brakuje, to lepsza infrastruktura. Akademia i przede wszystkim stadion godny XXI wieku, a nie dziwny twór przy Limanowskiego, z pętlą tramwajową zamiast jednej z trybun. Tu wykazać się już musi podmiot publiczny, a konkretnie miasto, które na ten moment nie planuje takiej inwestycji. A szkoda, bo żal byłoby zniechęcić takiego człowieka. Człowieka, który jest nową jakością w polskiej piłce. Oby więcej biznesmenów z czołowej 20. najbogatszych Polaków rankingu Forbes obudziło w sobie miłość do piłki i zainwestowało w kluby z miast, z których pochodzą, lub którym po prostu kibicują. Takich ludzi nam trzeba.

FOT. Twitter.com/MichalS1978

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »