Jak zabrać polskiemu piłkarzowi alibi?

Czy mecze reprezentacji Polski w czerwcowej Lidze Narodów były kontrolowanym miszmaszem czy taktyczną audycją? Im więcej myśli się o tych czterech spotkaniach, tym więcej pojawia się pytań. Zacznijmy więc od podstaw: jak zabrać piłkarzom potencjalne alibi, że tych niewiadomych na pięć miesięcy przed mundialem jest zbyt dużo – pyta Michał Zachodny, komentator Viaplay.

Pierwszego rywala na mistrzostwach świata w 2002 roku Polska się przestraszyła, cztery lata później biało-czerwoni Ekwador zlekceważyli. W 2012 trener nie potrafił pomóc drużynie po stracie jednego zawodnika, w 2018 zespół zaczął od dwóch sprezentowanych przeciwnikowi goli, w 2021 ze Słowacją to także Polacy byli architektami własnej porażki.

Czesław Michniewicz ma więc przed mistrzostwami świata bardzo proste zadanie: spojrzeć w przeszłość, na długą listę popełnionych błędów i działać na odwrót. Najlepiej zaczynając od bycia przewidywalnym.

Selekcjoner mówił to o Belgach, ale niech to wybrzmi również w kontekście Polski: oni pod wodzą Roberto Martineza grają co mecz tak samo, tym samym ustawieniem, chcą utrzymywać się przy piłce i zdominować przeciwnika. Hiszpan ma łatwiej, bo kadrę prowadzi od sześciu lat, osiągnął z nią sukces na turnieju, do tego wpłynął na ważne zmiany w federacji. Do tego ma do dyspozycji „złotą generację” piłkarzy.

A jednak Martinez jest przewidywalny i w obrębie konkretnego systemu daje zawodnikom pole do popisu. Tymczasem w Polsce, gdy po czerwcowych meczach dyskutuje się o zestawieniu kadry, bardzo rzadko pada pytanie o wiodące ustawienie biało-czerwonych. To znajomy niepokój, tak przecież wyprawialiśmy się na mistrzostwa świata do Rosji.

Którym Nawałką będzie Michniewicz?

Michniewicz stara się to ukryć. Gdy w czerwcu zapytano go o różnorodność stosowanych ustawień, to odrzucał tę kwestię mówiąc, że przecież nie było wielkich rotacji. Tymczasem, patrząc na całą jego kadencję, pierwszy i ostatni z dotychczasowych meczów graliśmy systemem z trójką środkowych obrońców, był też nieudany eksperyment z taktyką bez skrzydłowych, różne warianty zestawień linii defensywnej, a także pomocy. Przed Holandią zastanawiano się, czy nie powinien jednak na mocniejszych rywali wrócić do bazy trzech stoperów, ale Michniewicz odrzekł, że nie ma czasu na doszlifowanie tego systemu. A mimo to zrobił to po powrocie do Warszawy na ostatnie starcie z Belgią.

Nawiasem mówiąc, system z rombem w środku pola i bez skrzydłowych Michniewicz doskonale zna, sprawdzał go w młodzieżowej reprezentacji (2:0 z Litwą, 2:2 z Wyspami Owczymi), a także w Legii (0:3 z Karabachem). Mógłby też wrócić do eksperymentu Jerzego Brzęczka, który jesienią 2018 roku tak ustawił reprezentację na mecz z Portugalią (2:3) i już w przerwie dokonywał zmiany, biorąc na siebie kiepską grę.

Po wygranej ze Szwecją w finale baraży o MŚ Wojciech Szczęsny powiedział, że znów zobaczył drużynę „nawałkową”. Był to komplement za organizację, konsekwencję i poświęcenie, bo to te aspekty zaważyły o zwycięstwie. Jednak w czerwcu kadra też miała coś w sobie z okresu pracy tego selekcjonera, ale raczej z drugiej, właśnie przed mundialowej części. Wówczas po eliminacjach Adam Nawałka zaczął wdrażać inny system, w niektórych meczach wracając do tego, co przyniosło efekt w trakcie Euro we Francji, by w samym turnieju w Rosji rotować tak bardzo, że sami piłkarze byli zagubieni i niepewni.

Walka z alibi

W nauczkach z przeszłości nie ma bowiem prawdy o tym, jaki jedyny system jest właściwy dla reprezentanta Polski. Jeśli już, to selekcjoner dowiedziałby się, że doborem taktyki, ustawienia nie może dać temu piłkarzowi najmniejszego powodu do zwątpienia lub szukania alibi. A w tym jednym elemencie jesteśmy naprawdę mistrzami świata.

Piotr Stankiewicz w książce „21 polskich grzechów głównych” pisze, że „Rzeczpospolita Polska to jeden wielki system umywania rąk”. Definiuje również „kozłoofiaryzm” jako „przekonanie, że podstawową i najpilniejszą odpowiedzią na każdą porażkę czy katastrofę jest wskazanie konkretnej jednostki za nią odpowiedzialną”. Jest w tym wszystkim prawda o mentalności szukania najprostszej drogi wyjścia na wypadek niezaistniałych jeszcze problemów. Krótko mówiąc: dostrzegając alibi polski piłkarz – choć nie tylko on – chwyci się niego bardziej kurczowo, niż wiary w plan A, który ma doprowadzić do zwycięstwa. A wówczas winny jest jeden.

Dlatego im bardziej przejrzysty, konkretny i znajomy jest ten plan, im dłużej wdrażany i szlifowany, tym rośnie szansa, że uwierzy w niego piłkarz. Michniewicz słynie z przejrzystości tłumaczenia taktyki nie tylko na odprawach z zawodnikami, ale i na spotkaniach z kibicami. Robi to w sposób przemyślany, jedno wynika z drugiego, nie komplikuje przekazu specjalistyczną terminologią, nie obraża się, gdy dostanie pytanie łatwe lub oczywiste. Jednak podobnej jasności nie ma, gdy raz jeszcze spojrzymy na systemy przez niego wykorzystywane w ostatnich meczach. Był to kontrolowany miszmasz.

Sprzedać pomysł

Zmienność reprezentacji i jej elastyczność ma swoje atuty. Mówimy o zawodnikach w środku pola i widzimy pomocników o bardzo różnym profilu. Patrzymy na skrzydłowych i wiemy, że część z nich w swoich klubach spełnia rolę wahadłowych. Zastanawiamy się nad doborem środkowych obrońców i mamy w głowie słowa selekcjonera o braku lewonożnych stoperów. Myślimy o wsparciu dla Roberta Lewandowskiego, lecz na dobrą sprawę nie wiemy, czy lepiej mu w duecie napastników, czy w otoczeniu kreatywnych pomocników.

Oczywiście, że nowoczesny futbol jest definiowany przez szkoleniowców, którzy potrafią w trakcie meczu zmieniać systemy, przesuwać pionki po planszy tak, by odnieść jak największą korzyść – zdobyć wolną przestrzeń w kierunku bramki przeciwnika. Michniewicz po przejęciu kadry wskazywał na podobne kwestie, gdy zostawał trenerem Legii: chciał, by jego zespół potrafił operować w różnych systemach, także w trakcie spotkań. A jednak mistrzostwo Polski z warszawskim klubem zdobył dzięki temu, że po porażce z Podbeskidziem na starcie rundy wiosennej i przed meczem z Rakowem Częstochowa przestawił piłkarzy na 3-4-3 i tego się trzymał do samego końca. Czyli nie tylko potrafi sprzedać taktyczny pomysł zawodnikom, ale także konsekwentnie się przy nim trzymać.

Po czerwcu wiemy, że nie mamy jednego, konkretnego systemu w którym reprezentacja czuje się naprawdę dobrze, a w każdym problemy miała podobne. Dociągnięcie ataków do pola karnego było trudne bez i ze skrzydłowymi w składzie. Doskok do przeciwnika w pressingu niskim również pozostawiał wiele do życzenia, co uwidocznili Belgowie w każdym z dwóch meczów, gdy przecież grali na różnie ustawiony blok obronny Polaków. A to i tak tylko dwie z kilku najbardziej palących kwestii.

Dlaczego nam nie wyszło?

Może czerwiec był dla niego tylko okresem przygotowawczym, dwutygodniową audycją taktyczną na tle bardzo dobrych rywali i teraz, gdy zasiądzie do oglądania powtórek z meczów i treningów, wybierze najlepsze rozwiązanie. Może też wiedział, że jeszcze za wcześnie na ostateczny szlif wyjściowej jedenastki, ograniczania się w obrębie konkretnych profili, bo sytuacja klubowa zbyt wielu reprezentantów jest niepewna i latem się zmieni. Może po prostu Michniewicz widzi więcej.

Jednak doświadczenia z gry reprezentacji Polski na wielkich turniejach w XXI wieku są nasze, wspólne. Wiemy, co dzieje się, gdy zespół w przededniu mistrzostw traci pewność siebie (2002), gdy już jest wewnętrznie rozbity zaskakującymi zmianami (2006), gdy zaczyna zbyt odważnie w obliczu mocniejszego rywala (2008), gdy zbyt wiele zostawia przypadkowi i niedopowiedzeniom (2012), gdy trener nie sprzedaje swojego planu piłkarzom (2018), gdy jest to wszystko zbyt wymagające dla drużyny (2021). Tym bardziej jednym z pierwszych punktów w przygotowaniach do mundialu i w dyskusji na temat „co zrobić, by nam się udało” powinno być znalezienie odpowiedzi na pytanie: a dlaczego poprzednio nam nie wychodziło?

 

Przewidywalność też jest w cenie. Szwajcarzy i Czesi byli rozczytani, a dotarli do ćwierćfinału ostatniego Euro. Szwedzi i Rosjanie w 2018 roku również osiągnęli tę fazę, choć daleko im było do skomplikowanych rozwiązań taktycznych i elastyczności. Podobne osiągnięcie biało-czerwonych w Katarze byłoby sukcesem większym od tego z 2016 roku. Pytanie, czego kadrze potrzeba padnie jeszcze wielokrotnie, ale jedna z odpowiedzi jest w osobie selekcjonera. Michniewicza uważa się za pragmatyka i taktyka, może więc to czas, by inaczej wyważyć proporcje tych cech w jego dalszej pracy przed mundialem: na korzyść tej pierwszej oczywiście.

Fot. Wiki Commons

Udostępnij

Translate »