Talenty, które odmówiły Polsce

Piłkarska reprezentacja Polski rozpoczyna maraton meczów w Lidze Narodów UEFA. Selekcjoner Czesław Michniewicz powołał aż 39 zawodników, ale finalnie na zgrupowaniu stawi się 38, ponieważ mający polskie pochodzenie i paszport Gabriel Slonina na ostatniej prostej zdecydował się wybrać kadrę Stanów Zjednoczonych. Nie on pierwszy i zapewne nie ostatni.

W ostatnich latach prawdziwy natłok — jak mawiał Jan Tomaszewski — farbowanych lisów, mieliśmy przed Euro 2012. Ówczesny selekcjoner Franciszek Smuda powoływał kogo tylko się dało, a jak jeszcze ten zawodnik szkolił się w Niemczech, to już w ogóle było super dla samego „Franza”. Tak oto w kadrze na organizowane w Polsce i na Ukrainie Euro 2012 znaleźli się Sebastian Boenisch, Eugen Polański, Adam Matuszczyk i kilku innych ananasów. Debiut przed Euro zaliczył także uważany niegdyś za duży talent Sebastian Tyrała. Ten sam, który od 2014 roku obijał się o półamatorskie ligi w Niemczech, a w wieku 33 lat zakończył karierę, bo nawet na nie był za słaby.

Kiedy stery w Polskim Związku Piłki Nożnej objął Zbigniew Boniek Polacy odeszli od zasady naturalizowania na siłę. Takie podejście miało dobre i złe strony, bo jakby nie patrzeć w historii piłkarska centrala przegapiła kilka wielkich talentów, które dziś mogłyby i powinny grać dla Polski. Nie będziemy w tym miejscu po raz enty przypominać historii Lukasa Podolskiego i Miroslava Klose, ale warto zobaczyć co robią dziś inni piłkarze, którzy nie dali się namówić na grę w biało-czerwonych barwach.

Gabriel Slonina

Historia najświeższa i już nieco dziwna. To nie kto inny jak właśnie otoczenie 17-letniego bramkarza Chicago Fire różnymi sposobami starło się zainteresować PZPN-em jego osobą. Wszak nieczęsto zdarza się, by tak młody bramkarz — w lidze, w której nie ma przepisu o obowiązkowym młodzieżowcu — grał regularnie. Nie mówimy o byle jakiej lidze, bo MLS z roku na rok rośnie w siłę, są tam coraz większe pieniądze, coraz wyższy poziom i co za tym idzie coraz większe zainteresowanie.

Slonina urodził się w USA, jako syn polskich emigrantów. Zwłaszcza ojciec młodego bramkarza dwoił się i troił, by chłopak miał szansę reprezentować kraj, z którego pochodzi. Rodzice pielęgnują polskie tradycje, w domu rozmawia się po polsku, a sam Gabriel porozumiewa się w naszym ojczystym języku bardzo płynnie. Wewnętrznie był jednak rozdarty.

W momencie otrzymania powołania od Czesława Michniewicza Amerykanie wręcz rzucili się na niego. Rozmowy z władzami związku, z selekcjonerem pierwszej reprezentacji USA itd. doprowadziły do tego, że finalnie Slonina podziękował za nominację do polskiej kadry i zadecydował, że będzie reprezentował kraj, w którym się urodził, żył i od małego uczył gry w piłkę.

  

Matt Miazga

By nie szukać daleko, innym zawodnikiem, który wygrał grę dla USA zamiast koszulki z orłem na piersi, jest Matt Miazga. W 2015 roku głośno było o tym w polskich mediach, bo 19-letni środkowy obrońca New York Red Bulls zbierał bardzo dobre recenzje na boiskach MLS i zainteresował swoją osobą skautów z największych lig w Europie. Ostatecznie zdecydował się na transfer do angielskiej Chelsea.

PZPN czynił jakieś starania, by nakłonić go do gry dla kraju przodów. Dziadek był Polakiem, ojciec także płynnie mówił po polsku, ale już sam Matt niespecjalnie czuł się Polakiem. Ostatecznie dostał powołanie do prowadzonej wówczas przez Marcina Dornę kadry U-21, co potraktował trochę jak zniewagę. Wyznał to później w długim wywiadzie z tygodnikiem „Piłka Nożna”.

– Rozmawiałem kilka razy przez telefon ze Zbigniewem Bońkiem. Opowiadał o piłkarzach występujących w reprezentacji Polski, o panującej tam atmosferze. Namawiał mnie, ale powiedziałem, że podejmę decyzję, jak przyjdzie powołanie. Dostałem jednak tylko zaproszenie do kadry U-21. To był 2015 rok, gdy już regularnie występowałem w New York Red Bulls. W październiku skontaktował się ze mną Juergen Klinsmann. Gdy dostałem szansę debiutu w reprezentacji USA, nie zastanawiałem się długo. O tym marzyłem od dziecka. Ja mam wielki szacunek do Polski, skąd pochodzi moja rodzina, ale wychowywałem się w Ameryce. Tutaj dorastałem, stawiałem pierwsze kroki na piłkarskim boisku. Jestem produktem amerykańskiego systemu szkolenia. Poza tym z Polski ostatecznie nie dostałem powołania, a z USA owszem.

W reprezentacji Stanów Zjednoczonych rozegrał już ponad 20 spotkań. Wprawdzie wciąż formalnie jest piłkarzem Chelsea, ale nigdy nie dostał tam poważnej szansy, nigdy nie był pierwszym wyborem dla zmieniających się trenerów. Mający dziś 26 lat stoper jest regularnie wypożyczany. Grał w holenderskim Vitesse, francuskim Nantes, angielskim Reading, belgijskim Anderlechcie, a obecnie trafił do hiszpańskiego Deprotivo Alaves.

  

Filipe Luís Kasmirski

Pora przejść do zawodników, których odpuszczenie było bezdyskusyjnym błędem. Reprezentant Brazylii Filipe Luís, rzadziej tytułowany jako Filipe Luís Kasmirski, choć tak brzmi jego pełne imię i nazwisko. Nie ma w tym przypadku, ponieważ dziadek piłkarza ze strony ojca pochodził z okolic wielkopolskiego Kalisza. Do Brazylii wyemigrował podczas wojny. Drugi dziadek pochodził z Austrii, a obie babcie miały włoskie pochodzenie. Dzięki temu Filipe legitymuje się także włoskim paszportem, co znacznie ułatwiło mu karierę w Europie.

  

Ta była nie byle jaka. Filipe Luís to m.in. mistrz Hiszpanii i dwukrotny triumfator Ligi Europy z Atletico Madryt, mistrz Anglii i zdobywca Pucharu Ligi Angielskiej z Chelsea Londyn, zdobywca Pucharu Króla (puchar Hiszpanii) i mistrz Copa America z reprezentacją Brazylii. Kasmisrski mocno interesował się swoimi korzeniami, kiedyś nawet przyleciał do Polski, by pogłębić wiedzę o kraju przodków, ale PZPN nigdy się nim nie zainteresował. Szkoda, bo to mógł być piłkarz, o jakim mawiał Jakub Wawrzyniak, twierdząc, że w kadrze jest zastępcą lewego obrońcy, który nie istnieje.

Laruent Koscielny

Znowu obrońca, za to taki, który przynajmniej przez pewien czas — podobnie jak Kasmirski — grał w czołowym klubie jednej lig z TOP 5. Laruent Koscielny już w Bordeaux uchodził za wielki talent, ale początkowo nikt w Polsce się tym nie interesował. W pewnym momencie, kiedy temat podłapały media, ojciec piłkarza zaapelował: walczcie o mojego syna!

— Niektórzy nie mieli pewności, czy da radę w Ligue 1. A teraz słyszę głosy, że Arsenal to za wysokie progi. Nie, Laurent będzie tam błyszczał. Może też błyszczeć w reprezentacji Polski, ale obawiam się, że przy takim podejściu polskiej federacji nic z tego nie będzie i wybierze grę dla Francji — mówił przy okazji transferu do ekipy Kanonierów Bernard Koscielny. Nie mylił się.

  

PZPN dopiero po przenosinach do Anglii na poważnie zainteresował się Koscielnym, ale było już za późno. Na grę dla Polski namawiał go m.in. klubowy kolega Wojciech Szczęsny, w pewnym momencie stoper zgodził się nawet spotkać z selekcjonerem Franciszkiem Smudą, ale ostatecznie spotkanie odwołał. Potem dał mocny wywiad, w którym powiedział że… nigdy nie chciał grać dla Polski.

— Nigdy nie żałowałem, że odmówiłem Polsce. Wojciech mnie namawiał, ale nie miałem dylematu. Nie zaprzeczam mojemu pochodzeniu, lecz jest ono dla mnie kwestią dość odległą. Nie czuję się Polakiem, czuję się Francuzem — wypalił przed Euro 2012 w rozmowie z Onetem.

Paulo Dybala

W końcu jakiś napastnik. Uznaliśmy, że nie warto tu nawet wspominać takich zawodników jak Robert Acquafresca czy Adrien Hunou. Pewnie znalazłoby się ich więcej, ale nikt nie zrobił nawet porównywalnej kariery, co chłopak, który przez Palermo trafił do wielkiego Juventusu.

  

Polakiem był jego dziadek. Kiedy Paulo zaczął przebijać się w Serie A, zainteresowały się nim polskie media. Szybko udało się ustalić, że rewelacyjny nastolatek ma polskie korzenie. On sam się ich nie wypiera, ale już wtedy jasno zadeklarował, że czuje się Argentyńczykiem i marzy o grze dla Albicelestes.

Dodał także, że należy mu się szacunek za tak mocną deklarację w momencie, kiedy w ataku tej drużyny są takie nazwiska jak Leo Messi, Kun Aguero, Carlos Tevez, Javier Pastore czy Ezquiel Lavezzi. I trudno z nim polemizować.

Ilu jeszcze takich piłkarzy chodzi po świecie? Przykład Soloniny pokazuje, że PZPN cały czas musi trzymać rękę na pulsie.

FOT. Wikimedia Commons

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »