Uchodźca, który zagra na mundialu

Awer Mabil, skrzydłowy reprezentacji Australii, ma za sobą nietuzinkową historię. Jego droga na mundial w Katarze prawdopodobnie była najdłuższą, jaką można było sobie wyobrazić. Urodzony w Kenii uchodźca z terenów dzisiejszego Sudanu Południowego spłaca swój dług wobec szóstego największego kraju świata.

Rok 1994, Sudan. Północnoafrykański kraj ogarnięty jest wojną domową, która pochłania setki tysięcy ofiar i właśnie przybiera na sile. Wedle źródeł ONZ w konflikcie rozpoczętym jeszcze w latach 80′ zabitych zostało około 1,5 mln ludzi, a blisko 4 mln było zmuszonych do ucieczki. W tej drugiej grupie jest będąca w ciąży matka Awera wraz z ojcem, rodzeństwem i całą rodziną decyduje się na ucieczkę do Kenii. Tam trafiają do liczącego około 200 tys. mieszkańców obozu dla uchodźców w Kakumie. Miejsce to istnieje do dziś, ale — na szczęście — nie przypomina już tego z 1995 roku, kiedy urodził się Awer Mabil.

  

– Urodziłem się w nieco większym szałasie. Mój pokój hotelowy w Katarze jest większy niż „dom”, w którym mieszkaliśmy z całą rodziną – wspomina tamte chwile czarnoskóry skrzydłowy. Opowiada tę historię zaraz po tym, jak stał się bohaterem narodowym piłkarskiej Australii. Latem popularni Socceroos grali baraż o udział w katarskim mundialu z Peru. Po 90 minutach było 0:0, dogrywka także nie przyniosła rozstrzygnięcia i o losach awansu decydowały rzuty karne. Pierwsze pięć serii jedenastek także było remisowe. Szóstą rozpoczął Mabil i mimo potężnej presji z wielkim spokojem pokonał bramkarza Orlando City (MLS) Pedro Gallese. Po golu pobudzał siedzących za bramką australijskich kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu. Uderzający po nim Alex Valera został zatrzymany przez tańczącego „Dudek dance” golkipera Socceroos Andrew Redmayne’a. Co ciekawe, ten ostatni został wpuszczony na boisko specjalnie na konkurs jedenastek, bo przez cały mecz i dogrywkę w bramce stał znany z gry w mocnych europejskich klubach Mathew Ryan.

W pierwszym odruchu to Redmayne był noszony na rękach, ale media szybko podłapały historię strzelca decydującego dla Australii karnego, który mając 9 lat, musiał chodzić na pieszo około 1,5 godziny w jedną stronę, by w ogóle móc pooglądać piłkę nożną w telewizji. O tym, że kilka lat później to jego ludzie będą oglądać, nawet nie marzył.

Wdzięczność za danie życia

Rodzina Mabila trafiła do Australii dzięki koneksjom jednego z dalszych członków rodziny. Wuj Awera wcześniej dotarł na Antypody i pomógł krewnym załatwić status uchodźców. Dzięki temu mogli wyruszyć w daleką i kosztowną podróż, zakończoną happy endem. Pierwsze kroki na australijskiej ziemi postawili latem 2006 roku, tuż przed mundialem w Niemczech. Niespełna 11-letni wówczas Awer mógł zacząć nadrabiać zaległości, bo przez wspomnianą odległość do najbliższego telewizora piłkę oglądał sporadycznie. Od 5 roku życia grał w nią w Kenii, bo dla jego, jego braci oraz innych dzieci w obozie była jedyną formą rozrywki.

Państwo Mabil chcąc dać mu namiastkę „normalności”, po ułożeniu sobie życia w Australii poprosili wolontariuszy pomagającym uchodźcom o załatwienie synowi możliwości gry w piłkę. To był bardzo dobry moment, bo Socceroos w Niemczech awansowali do 1/8 finału, gdzie walczyli jak równy z równym z Włochami. Odpadli po mocno kontrowersyjnym rzucie karnym, ale pokolenie z Markiem Viduką, Harrym Kewellem czy Timem Cahillem jeszcze przez długie lata było wspominane z rozrzewnieniem. Przyczyniło się też do boomu na piłkę nożną, akademie powstawały jak grzyby po deszczu.

Awer przed 11. urodzinami trafił do szkółki Adelaide United, gdzie dzieci trenowały już od 9. roku życia. Miał pewne zaległości, ale też wielki talent, przez co szybko zaczął robić różnice w rozgrywkach młodzieżowych. Zainteresowało się nim Narodowe Centrum Treningowe Południowej Australii. Był jednym z najlepszych chłopaków z rocznika 95′ na kontynencie. W 2013 roku zadebiutował w tamtejszej A-Legue w barwach Adelide, a potem poszło już samo.

Mimo przyjścia na świat w Kenii, w jednym z wywiadów przyznał, że najbardziej czuje się obywatelem Sudanu Południowego. Legitymuje się też australijskim paszportem, dzięki czemu mógł grać w młodzieżowych kadrach, a później w dorosłej reprezentacji „Kangurów”.

– Nigdy nie miałem wątpliwości, że chcę reprezentować Australię. Ten kraj dał mi i mojej rodzinie wszystko. Dał życie. Nie nowe życie, tylko życie, bo to, co przechodziliśmy w obozie w Kenii, nie można nazwać prawdziwym życiem – mówił, nie kryjąc łez po debiucie w seniorskiej kadrze.

  

Po wspomnianym barażu opowiadał, że czuł ogromną pewność, podchodząc do jedenastki. – Wiedziałem, że strzelę. To był jedyny sposób, by podziękować Australii w imieniu swoim i całej rodziny – powiedział dziennikarzom.

Algorytm kazał go kupić

Awer Mabil nie grał długo w Australii. Po bardzo udanym sezonie 2014/15 wpadł w oko… no właśnie, nie tyle skautom, co systemowi komputerowemu. Duńskie FC Midtjylland na podstawie danych przetwarzanych przez stosowny algorytm wytypowało go jako idealnego kandydata do wzmocnienia lewego skrzydła. Wilki wyłożyły za niego blisko milion euro i choć początkowo był wypożyczony do klubu Esbjerg fB, a potem portugalskiego Pacos de Ferreira, to rozegrał trzy pełne sezony, w trakcie których asystował i strzelał gole m.in. w eliminacjach, a potem fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Dopiero latem 2021 roku ponownie opuścił Midtjylland, przenosząc się na kolejne wypożyczenie, tym razem do Turcji. W tamtejszej Kasimpasie grał regularnie, mimo że nie zawsze wychodził w pierwszym składzie. Przez cały ten czas przylatywał na kadrę, więc wciąż był na radarze skautów i dyrektorów sportowych. Po awansie na mundial w Katarze był do wzięcia za darmo i trafił do La Liga. Kontrakt zaoferowało mu Cádiz CF. Gra w tych rozgrywkach to dla niego kolejne spełnienie marzeń.

  

Wyłącznie od niego zależy, jak sprawdzi się w Hiszpanii, a potem na mundialu w Katarze. O wyjazd na mundial — jeśli zdrowie pozwoli — może być spokojny. To jeden z największych pewniaków w ekipie selekcjonera Grahama Arnolda.

FOT. Wikimedia Commons

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »