Ulubieniec Nawałki i angielskich kibiców

Autorski cykl #GdzieIchWywiało na „The Sport” przybliża kariery byłych reprezentantów Polski, lub piłkarzy w mocno związanych z polską piłką, którzy dziś znajdują się poza piłkarskim mainstreamem. Co robią, jak sobie radzą i dlaczego są tam, gdzie są. Tym razem przybliżmy sytuację Pawła Olkowskiego, który po wyjeździe z ekstraklasy grał w Bundeslidze, Championship, a obecnie w tureckiej Super Lig.

Paweł Olkowski to postać dobrze znana kibicom polskiej ekstraklasy, kojarzona przez niedzielnego fana, oglądającego głównie mecze reprezentacji Polski, ale raczej wątpliwe, by ci drudzy wiedzieli, co dzieje się z nim dziś. Aż trudno w to uwierzyć, ale 13-krotny reprezentant naszego kraju właśnie skończył 32 lata, a przecież dopiero co opuszczał rodzimą ligę jako „młody zdolny”.

Ogromny wpływ na zbudowanie jego pozycji na polskim, a później europejskim rynku miał Adam Nawałka. Obaj panowie pierwszy raz zetknęli się w Górniku Zabrze, którego były selekcjoner prowadził w latach 2010-2013. To za jego kadencji trafił do Zabrza z GKS-u Katowice i niemal z marszu stał się podstawowym prawym obrońcą. To był piłkarz w „Nawałkowym” stylu: aktywny w ofensywie, z dobrym dośrodkowaniem, który przede wszystkim nie zapominał o mitycznej odbudowie pozycji po stracie piłki. Zawsze nadążał z powrotami do defensywy, co dla Nawałki było absolutnie kluczowe.

Kiedy Nawałka zastępował na stanowisku selekcjonera zdymisjonowanego za fiasko w eliminacjach do mundialu w Brazylii Waldemara Fornalika, rozpoczął wielkie testowanie. Wielkie, by nie powiedzieć gigantyczne, bo przez kilka pierwszych zgrupowań przez kadrę przewinęło się ponad 70(!) piłkarzy. Olkowski był akurat jednym z pierwszych sprawdzanych przez swojego byłego klubowego trenera, za którym nie zdążył nawet zatęsknić. Ostatni mecz w barwach Górnika za Nawałki rozegrał 28 października, a 15 listopada w debiucie Nawałki w kadrze rozegrał pełne 90 minut w towarzyskim starciu ze Słowacją na stadionie we Wrocławiu.

Kultywowanie polskich tradycji w FC Köln

Sezon 2013-14 był najlepszym w karierze 23-letniego wówczas Olkowskiego. 30 spotkań na poziomie ekstraklasy, okraszone dwoma golami i dziewięcioma asystami, a do tego debiut i kolejne pięć występów w dorosłej kadrze (poza meczem ze Słowacją zagrał także z Irlandią, Norwegią, Mołdawią, Niemcami i Litwą). To nie mogło umknąć uwadze zagranicznych skautów i choć już wcześniej Górnik dostawał oferty za swojego prawego obrońcę, to dopiero ta z Niemiec była satysfakcjonująca pod względem finansowym dla klubu (niecały milion euro + bonusy) i samego zawodnika. Porozumienie udało się wypracować już w styczniu, ale oficjalnie 1 lipca 2014 roku sześciokrotny wtedy reprezentant Polski podpisał trzyletni kontrakt z występującym w Bundeslidze FC Köln, dołączając do szerokiego grona piłkarzy z naszego kraju, reprezentujących wcześniej ten klub. Pierwszy był Andrzej Rudy, potem Andrzej Kobylański, Tomasz Zdebel, Tomasz Kłos, Adam Matuszczyk, Sławomir Peszko i Kacper Przybyłko, ale prawdziwą legendą, ikoną wręcz „Kozłów” był Lukas Podolski, który do dziś otwiera tam wszystkie drzwi.

  

Olkowski w Niemczech szybko się przebił. Już w pierwszym sezonie rozegrał 30 spotkań (liga + puchar), strzelił dwa gole i zanotował trzy asysty. W kolejnym było przyzwoicie (20 meczów, 2 asysty), w jeszcze następnym także (16 występów, 3 asysty), ale potem – szkoda gadać. Po drobnej kontuzji mięśniowej praktycznie w ogóle przestał grać, a zespół spadał do 2. Bundesligi. Polak zdawał sobie sprawę, że na następną kampanię trzeba sobie poszukać nowego pracodawcy.

Polish Cafú

W lipcu 2018 roku był już piłkarzem zasłużonego angielskiego klubu Bolton Wanderers F.C. Występujący wtedy w Champioship (drugi poziom rozgrywkowy w Anglii) zespół miał ambicje, by powalczyć o miejsca dające prawo do gry w barażach o Premier League. Reprezentant Polski miał w tym pomóc i choć celu zrealizować się nie udało, to na pewno nie była to wina Olkowskiego. Wychowanek Gwaraka Zabrze w Boltonie notował najlepszy czas w swojej karierze.

  

W jednym sezonie jednej z najtrudniejszych lig świata był absolutnie pierwszoplanową postacią w swoim zespole. Błyszczał w niemal każdym meczu, mimo że Boltonowi szło jak po grudzie. Tylko indolencji napastników i graczy ofensywnych Olkowski „zawdzięcza” to, że zakończył tę kampanię z zaledwie trzema asystami w 39 występach. Sam dołożył do tego dwa gole. Kibice go uwielbiali, ale dziś już chyba nikt w Polsce nie pamięta, że to właśnie on, a nie Matty Cash, był jako pierwszy nazywany na Wyspach Brytyjskich „Polish Cafú”.

  

Turecki bankomat

Olkowski mimo tak dobrego okresu spędził w Boltonie zaledwie sezon, ponieważ klub podpadł w potworne problemy finansowe i zwyczajnie stał się niewypłacalny. Doszło nawet do tego, że wraz z kolegami z zespołu odmówił występu w spotkaniu z Brentford. Zespół dał do zrozumienia, że nie będzie dłużej akceptował piętrzących się opóźnień w wypłatach. „The Trotters” nie wygrzebali się z tarapatów i zostali zdegradowani do Ligue One, ale Polak nie czekał, aż to się stanie i rozwiązał obowiązujący do 2020 roku kontrakt.

Wydawało się, że zostanie w Anglii, bo wyrobił sobie tam markę i wzbudzał zainteresowanie kilku klubów, lecz dość nieoczekiwanie postawił na… beniaminka ligi tureckiej. Klub Gazişehir Gaziantep FK nie działa na wyobraźnię polskiego kibica, nie mógł też zadziałać na jego, skoro nawet w samym mieście nie jest numerem jeden. Olkowskiego przekonały pieniądze, jakie mógł tam zarobić, a te przekładały się też na cały projekt, bo chwilę wcześniej sprowadzono m.in. legendę tamtejszych boisk Moussę Sowa.

  

Pod względem sportowym – zwłaszcza na początku – były ciężary. Sezon 2019/20 zakończył z zaledwie 13 występami (9 w lidze i 4 w pucharze). Poprzedni był już lepszy jeśli chodzi o regularność – 33 występy na 43 możliwe, z czego zdecydowana większość w pierwszym składzie – ale wynikowo było kiepsko. 9. miejsce na koniec sezonu – dla klubu z takim budżetem – zostało odebrane jak porażka.

W obecnym sezonie „Olkoś” miał problemy z mięśniem uda, potem ponownie zachorował na COVID-19 i jest przyspawany do ławki. Praktycznie nie gra i choć jego konto regularnie zasilane jest przez sowitą pensję, to raczej nie ma szans, by przedłużył wygasający latem 2022 roku kontrakt. Od kilku lat jego nazwisko wymienia się w kontekście powrotu do ekstraklasy, ale teraz w końcu zaczyna o tym myśleć sam piłkarz, więc możliwe, że latem będzie robił za profesora w defensywie Lecha Poznań, Legii Warszawa, Pogoni Szczecin czy innej Lechii Gdańsk.

Fot. twitter.com/PawelOlkowski/

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »