VAR: Dobro, czy zło konieczne?

W ostatnich tygodniach można zauważyć wzmożony ruch przeciwników VAR-u. Anglicy się zastanawiają, czy w ogóle ten system jest im potrzebny, a Włosi grzmią, że wyniki i tak są wypaczane, wskazując na mecz Juventusu z Salernitaną i niesłusznie anulowany gol Arkadiusza Milika. Po drugiej stronie barykady są sędziowie i statystycy, którzy twardymi argumentami pokazują, że futbol w erze VAR-u stał się dużo sprawiedliwszy.

Turyn, 11 września 2022 roku. Juventus podejmuje Salernitanę w meczu 6. kolejki Serie A. Będący zdecydowanym faworytem gospodarze napierają, ale po 90 min na tablicy wyników cały czas mamy niespodziewany remis 2:2. Jedną z bramek dla gości strzelił walczący o miejsce w kadrze na mundial w Katarze Krzysztof Piątek. W przerwie po drugiej stronie boiska melduje się Arkadiusz Milik, więc mamy typowy polski pojedynek we włoskiej elicie. Kończy się powoli czwarta (ostatnia) minuta doliczonego czasu gry, „Stara Dama” ma rzut rożny. Juan Cuadrado wrzuca prosto na głowę Milika, a ten pokonuje bramkarza i wprawia Allianz Stadium w stan euforii. Sam daje się ponieść emocjom i chociaż ma już na koncie żółtą kartkę, ściąga koszulkę i cieszy się wraz z kibicami. Dostaje za to oczywiście drugie żółtko i wylatuje z boiska, ale ten mecz i tak miał właśnie się zakończyć tym akordem. Tymczasem wydarzyło się to:

  

Leonardo Bonucci faktycznie wydaje się być na pozycji spalonej, a analizując te powtórki, można być tego w zasadzie pewnym. Głosy są podzielone jedynie co do tego, czy absorbował, czy nie absorbował uwagi bramkarza, ale jednak widać ruch głową do piłki. Ewidentnie starał się ją sięgnąć. Tu sprawa mogłaby się zamknąć, gdyby nie ujęcia z innych kamer, które zaczęły obiegać cały świat:

  
  

Żaden z arbitrów VAR nie brał pod uwagę ustawienia piłkarza stojącego najbliżej wykonującego stały fragment Cuadrado. Sęk w tym, że nie mógł tego zrobić, bo jak pokazały analizy włoskiego komitetu sędziowskiego, który musiał odnieść się do tej sytuacji, sędziowie VAR nie mieli do dyspozycji ujęcia, które pozwoliłoby wychwycić ustawienie piłkarza z Salerno.

Czy to tłumaczy arbitrów? Po części tak, bo to nie ich wina.
Czy to pokazuje niedoskonałość VAR-u? Oczywiście, że tak.
Czy w takim razie stosowanie VAR-u jest bez sensu? No właśnie nie, bo choć wszyscy mówią o technologii, to na końcu błąd zawsze musi wyłapać obsługujący ją człowiek, a samą technologię można i trzeba rozwijać.

– Trzeba zrozumieć i pogodzić się z faktem, że wprowadzenie VAR-u to rewolucja w sędziowaniu na najwyższym poziomie. Dzisiaj podpisuję się pod tym rozwiązaniem obiema rękoma, choć przyznam, że nie od początku tak było. Jako futbolowy romantyk nie byłem zwolennikiem tego rozwiązania. Obawiałem się, że zabije ducha piłki, jakiego dotąd znaliśmy, na jakim się wychowałem. Dzisiaj futbol jest bardzo szybki, intensywny. Jako sędziowie jesteśmy świetnie przygotowani, ale jednak jesteśmy tylko ludźmi. Niektóre sytuacje są wręcz niemożliwe do dostrzeżenia, nawet jeśli sędzia będzie ustawiony tak, jak był uczony. VAR nazywam naszym szóstym zmysłem. Dzięki niemu zawodnicy, kibice mogą nam ufać w jeszcze większym stopniu niż dotychczas – powiedział nam świeżo upieczony sędzia międzynarodowy Damian Sylwestrzak, znany z boisk PKO Ekstraklasy.

Liczby mówią same za siebie

Na potwierdzenie jego słów można przytoczyć liczby. Bardzo dobrze skuteczność waru oddają statystyki pomyłek sędziowskich w La Liga, gdzie w zgodnej opinii ekspertów mieliśmy do czynienia z najgorszym poziomem sędziowania wśród lig z TOP 5 w Europie. Szef Komitetu Technicznego Arbitrów w Hiszpanii Carlos Velasco Carballo bardzo wyczerpująco przedstawił skuteczność VAR-u.

– Procent dobrych decyzji naszych sędziów jest bardzo wysoki. Nasze instrukcje są takie, żeby w razie wątpliwości VAR nie wkraczał, ma to robić tylko przy wyraźnych błędach. To, co cały czas jest problemem, to średni czas trwania konsultacji sędziego głównego z arbitrami VAR. To trzeba przyspieszyć i będziemy nad tym pracować – zaznaczył Carballo.

Po około 2/3 sezonu 2020/21 w La Liga VAR wkroczył do gry sto razy. Z danych przedstawionych przez komitet wynika, że raz zrobił to niesłusznie, a trzynaście razy powinien był zostać użyty, ale tak się nie stało. 69 zagrań obejrzano na monitorze w celu dokonania interpretacji, a 31 sytuacji było jasnych. System był używany raz na 2,48 meczu. 33 interwencje dotyczyły goli, 44 rzutów karnych, dwa pomylenia zawodników i 19 czerwonych kartek.

W polach karnych doszło do 563 incydentów, z których 517 zostało poprawnie zinterpretowanych przez sędziego, a 46 błędnie. VAR poprawił 37 błędnych decyzji i tylko w dziewięciu przypadkach nie udało mu się tego zrobić. Oznacza to, że procent podejmowanych dobrych decyzji wzrósł dzięki temu systemowi do 98,4%. Jedna analiza trwa średnio 96 sekund bez sprawdzania na monitorze i 132 sekundy przy sprawdzaniu. To bardzo twarde liczby, które jak w soczewce pokazują wszystkie zalety i niedociągnięcia VAR-u.

Problemem jest też to, że to człowiek decyduje, w której milisekundzie trzeba zatrzymać obraz (moment podania) i ocenić ew. pozycję spaloną zawodnika drużyny atakującej. Pod uwagę brane są części ciała, którymi można strzelić gola i tu też pojawiają się kontrowersje. Najlepszym tego przykładem jest anulowany gol Patricka Bamforda z Leeds United:

Ta sytuacja odbiła się szerokim echem, ale miała też pozytywny skutek — choć oczywiście już nie w tym meczu. Sędziowie VAR przeszli jeszcze jedno, bardziej rozbudowane szkolenie dotyczące rysowania linii i przede wszystkim zaznaczania części ciała, którą zawodnik może zdobyć gola. Później tego typu kontrowersji w Premier League było znacznie mniej, a kolejnej tak rażącej pomyłki do tej pory nie stwierdzono. Nie zmienia to faktu, że raz na jakiś czas dyskusja o zasadności korzystania z VAR-u na Wyspach odżywa. Ostatnio przyczynkiem był mecz Chelsea z West Ham United i anulowanie arcyważnego gola gości, po rzekomym faulu na bramkarzu. Wątpliwości co do tej sytuacji i całej dyskusji o rezygnacji z VAR-u postanowił rozwiać Przemysław Pełka, ekspert pokazującej Premier League w Polsce platformy Viaplay.

  

Wnioski nasuwają się same: VAR to technologia niezbędna w piłce na najwyższym poziomie. Choć jest stosowana od nieco ponad pięciu lat, to wciąż jest w budowie. Jej twórcy i konstruktorzy rozumieją, że nawet taki szczegół jak grubość linii wyznaczającej spalonego powinien ulec zmianie i faktycznie obecnie jest ona szersza. Przypadek z Włoch pokazuje, że nie na każdym stadionie ustawienie kamer VAR pozwalała widzieć całą szerokość boiska, co doprowadziło do anulowania gola Milika. Z VAR-u nie można rezygnować, choć trzeba go udoskonalać, bo wciąż nie jest narzędziem w 100 proc. precyzyjnym. Jeszcze ważniejsze jest jednak ciągłe szkolenie i rozwój obsługujących go ludzi, zarówno sędziów, jak i techników. Jedno jest pewne — VAR z piłki nie zniknie. Może kiedyś zmieni nazwę, albo wraz z rozwojem technologii będzie działał na innych zasadach, ale pomoc sędziom w postaci możliwości zobaczenia trudnych do oceny sytuacji jest nieodzowna w świcie nowoczesnego i coraz szybszego futbolu.

FOT. Wikimedia Commons

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »