mma

Waluś nie żyje. Czas na otrzeźwienie?

W piątek stało się to, co od dłuższego czasu wydawało się nieuniknione. W jednym z wrocławskich szpitali zmarł Artur „Waluś” Walczak, zawodnik federacji PunchDown, organizującej gale walk na ciosy z otwartej ręki. Czy to przestroga dla idących w coraz większe absurdy organizatorów gal typu FAME MMA, PunchDown czy GROMDA?

22 października 2021 roku. We Wrocławiu odbywa się gala PunchDown 5, na której potężnie zbudowani mężczyźni obdzielają się uderzeniami „z liścia”. Zasady są proste – jeden uderza otwartą dłonią na policzek lub okolice szczęki. Drugi nie może się bronić, trzymać gardy, ani nawet zrobić uniku głową, bo wszystko traktowane jest jako faul. Pojedynki składają się z trzech ciosów każdej ze stron, wykonywanych na przemian. Jeśli nie ma nokautu, o wyniku końcowym decydują sędziowie. Liczy się siła i odporność na ciosy.

Naprzeciw siebie stają dwaj dość już znani w tej raczkującej dyscyplinie zawodnicy. Były uczestnik zawodów strongman, mający też kilka walk w formule MMA Artur „Waluś” Walczak i mający na koncie mistrzostwo PunchDown Dawid „Zaleś” Zalewski. W pewnym momencie uderza ten drugi. „Waluś” się przewraca, ale zgodnie z zasadami bezpieczeństwa jest asekurowany przez dwóch mężczyzn, którzy go łapią i maksymalnie łagodzą upadek.

 

Walczak w pierwszym odruchu próbuje wstać, ale szybko pojawiają się obecni na miejscu ratownicy i na noszach przenoszą go do pokoju medycznego. Tam „Waluś” odzyskuje przytomność, jest w stanie rozmawiać, ale nie pamięta zdarzenia, a ratownicy zaczynają zauważać problemy natury neurologicznej. Wzywana jest karetka, która przewozi pochodzącego z Gniezna zawodnika do szpitala. Tam lekarze usuwają część krwiaka, jaki pojawił się w mózgu (nie dało się usunąć całego) i wprowadzają go w śpiączkę. Rokowania są bardzo złe. W sieci pojawia się zalew informacji, nie zawsze prawdziwych i sprawdzonych, ale wszystkie były jednoznacznie negatywne. Walczak już się nie wybudził. 26 listopada poinformowano o jego śmierci. Miał 46 lat.

Niestety stało się to, z czym wszyscy musieli się liczyć od samego początku, czyli od zgłoszenia się do udziału w tych zawodach. Tzw. slap fighting był znany już wcześniej, zwłaszcza na wschodzie. Ta „dyscyplina sportu” cieszy się dużą popularnością np. w Rosji. Dzięki temu jakąś wiedze o konsekwencjach udziału w tego typu zawodach mieli tamtejsi lekarze.
Zarówno rosyjscy jak i polscy specjaliści nie mają wątpliwości, że tego typu uderzenia nie pozostają bez wpływu na ludzki organizm. Niekiedy skutki widoczne są od razu gołym okiem: stłuczenia, krwawienia podskórne, uszkodzenia rogówki, pęknięcie bębenków usznych (mogące doprowadzić do całkowitej utraty słuchu), zwichnięcie żuchwy, złamanie kości twarzy czy nawet uszkodzenie kręgosłupa na odcinku szyjnym. Niestety są także skutki widoczne po znacznie dłuższym czasie, nawet po latach, takie jak encefalopatia bokserska, zwana też demencją pięściarzy.

Nieprawdziwe okazały się informacje, jakoby organizatorzy gali PunchDown zlekceważyli procedury bezpieczeństwa i nie zagwarantowali odpowiedniej opieki medycznej. Całe zaplecze było dobrze przygotowane, ale to nie uchroniło „Walusia” przed ciężkim nokautem i jego konsekwencjami.

Walki na gołe pięści

Jak zatem patrzeć na gale walk na gołe pięści? W PuchDown zawodników oddziela prostokątny stół, uniemożliwiający (przynajmniej teoretycznie), zadanie ciosu z pełnym skrętem tułowia. Na dodatek uderzać można wyłącznie otwartą dłonią. Teraz skonfrontujmy to z „Najlepszymi momentami z gali GROMDA”

Trudno zrozumieć, jak tego typu dyscyplina może być uprawiana w Polsce legalnie, zwłaszcza w kontekście ostatniej tragedii na PunchDown 5 we Wrocławiu. I nie przemawiają do nas opinie osób broniących tego typu wydarzeń, sugerujących, że „w boksie i MMA także zdarzają się śmiertelne wypadki”.

Zdarzają się, ale nie można dłużej udawać, że nie ma różnicy między biciem się po twarzy bez możliwości obrony, czy uderzaniu gołymi pięściami po głowie (i nie tylko), a walkami w tłumiących siłę ciosu rękawicach, czy nawet małych rękawiczkach do MMA. Wprawdzie teraz może być trudno udowodnić, że śmiertelne wypadki w boksie czy MMA są rzadsze, gdyż zwyczajnie organizacje slap fightingu czy walk na gołe pięści mają zdecydowanie krótszą historię.

Przy tym wszystkim organizacje typu FAME MMA, High League czy MMA VIP, organizujące walki youtuberów, influencerów czy celebrytów w klatach, to mały pikuś pod względem bezpieczeństwa, a to właśnie to – zwłaszcza początkowo – nazywane było większą patologią.

– Paradoksalnie ryzyko poważnego urazu w bitce dwójki amatorów, czy półzawodowców, bo według mnie niektórzy mają już taki status z FAME MMA, jest dużo mniejsze, niż w starciu dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn, okładających się bez rękawic – powiedział nam proszący o anonimowość sędzia punktowy, mający na koncie pracę zarówno przy galach FAME jak i KSW.

Czy śmierć Artura Walczaka coś zmieni? Czy odpowie za nią ktoś, kto dopuścił do legalnego organizowania tego typu zawodów w Polsce? Czy znajdą się ludzie, którzy będą potrafili się temu sprzeciwić i doprowadzić do zmian w przepisach? A może ta tragedia zostanie potraktowana jako „wypadek przy pracy”? Ta sytuacja da nam odpowiedź na pytanie, czy istnieją jeszcze jakieś granice.

Udostępnij

Translate »