Wątor: Wiele razy żałowałam, ale zawsze zostawałam
Angelika Wątor – jedna z najlepszych polskich szablistek – opowiada o swoim kalendarzu charytatywnym, powrocie do sportu po urodzeniu dziecka i najważniejszym, sportowym celu.
Do sprzedaży trafił kolejny kalendarz charytatywny Twojego pomysłu. Dlaczego zdecydowałaś się pomagać akurat zwierzakom?
ANGELIKA WĄTOR: Wychowywałam się w domu pełnym zwierząt, w którym przede wszystkim dużo było psów. Kocham je od zawsze. Do tego trzeba dodać to, że chyba od zawsze miałam potrzebę pomagania. Tak właśnie powstał kalendarz.
Trudno jest namówić gwiazdy sportu i nie tylko do udziału w akcji?
W tym roku, w związku z tym, że mam ośmiomiesięcznego synka i bardzo mało czasu, zaprosiłam osoby dobrze mi znane, którze należą do Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego. Udało mi się zaprosić do współpracy: Aleksandrę Mirosław, Klaudię Zwolińską, Arkadiusza Kułynczyna, Urszulę, Łoś, Magdalenę Piekarską-Twardochel, Patrycję Chudziak, Marcina Lewandowskiego, Oktawię Nowacką, Tadeusza Michalika, Mateusza Masternaka oraz Igę Baumgart-Witan.
Kalendarz cieszy się zainteresowaniem?
Powiem szczerze, że nie jego sprzedaż jest dla nas najważniejsza, a rozpowszechnianie informacji o świadomej adopcji psów. Od trzech lat beneficjentami mojej akcji jest Fundacja Judyta. Co ciekawe, właśnie z Judyty mam swojego pierwsza psa, który zresztą był również na okładce kalendarza. Każdy z uczestników podczas sesji bierze również udział w nagrywaniu materiału, w którym opowiada historię pieska, z którym pozuje. To ma pomóc w znalezieniu im domu, dobrych, świadomych właścicieli.
Udaje się?
Całkiem nieźle. Ja adoptowałam drugiego pupila, którego podał mi na ręce Akop Szostak – mówiąc, że Shiva potrzebuje kompana. Psa adoptowała również moja fotograf, operator kamery nawet dwa, a także mój menedżer. Z tego co pamiętam także Edyta Herbuś. Tak jak mówiłam, promocja świadomej adopcji jest najważniejsza, ale miłe jest też to, że ludzie pytają z zaciekawieniem kiedy odbędzie się kolejna edycja. Często też dostaje pytania odnośnie adopcji, co pokazuje tylko, że akcja przekonuje ludzi, że psiaki z Fundacji to świetna decyzja.
Przejdźmy do sportu, jesteś utytułowaną szablistką, a od ośmiu miesięcy mamą. Jak znajdujesz czas na wszystko?
Nie ukrywam, że jest bardzo trudno, ale będąc w ciąży wiedziałam, że chcę jak najszybciej wrócić do sportu. Domagało się tego także moje ciało, które od zawsze przyzwyczajone było do wysiłku, którego nagle zabrakło.
Sporo się obecnie mówi o traktowaniu zawodniczek w ciąży. Ty czułaś się zaopiekowana przez swój związek sportowy, ministerstwo?
Od jakiegoś czasu zmieniłam podejście do życia. Niczego nie oczekuję od innych, a cieszę się tym, co otrzymuję. Udało mi się otrzymać specjalne stypendium ministerialne, za co jestem bardzo wdzięczna. Po powrocie, po urodzeniu dziecka od razu otrzymałam możliwość trenowania z kadrą, wyjazdów na Puchary Świata. Dzięki temu jestem już piąta na naszej liście klasyfikacyjnej. Nie miałam na co narzekać. Trudno jest mi natomiast to wszystko teraz poukładać. A najgorsze są chyba rozstania z synkiem.
Niedawno rozmawiałam z łyżwiarką szybką Kają Ziomek o powrocie do sporu po urodzeniu dziecka. Powiedziała, że to, że jest mamą, zbudowało ją psychicznie, bo ma poczucie, że w sporcie już tylko może, a nie musi, bo dziecko jest najważniejsze. Czujesz podobnie?
Czuję dokładnie tak samo. W sporcie są ogromne oczekiwania: trenerów, działaczy, kibiców. Sami też nakładamy na siebie wielką presję. Urodzenie dziecka pozwoliło mi się na chwilę zatrzymać, popatrzyć na to wszystko zupełnie inaczej i rzeczywiście mam wrażenie, że nic nie muszę, a mogę. Nie zmienia to jednak faktu, że podczas treningów daje z siebie jeszcze więcej niż przed ciążą. Być może, wynika to z tego, że chcę na maksa wykorzystać czas kiedy nie jestem z dzieckiem. Gdybym tego nie robiła, miałabym wyrzuty sumienia, że straciłam kolejne godziny, które mogłabym poświęcić małemu.
Jesteś doświadczoną utytułowaną zawodniczką. Doświadczyło Cię również nieraz życie, a powrót po ciąży nie jest Twoim pierwszym powrotem do ukochanej dyscypliny. Zawsze pokazywałaś w swoich mediach społecznościowych to, co się z Tobą dzieje, nawet jeśli były to bardzo trudne momenty. Z jakim odbiorem wśród ludzi się spotkałaś?
Rzeczywiście, miałam poważną kontuzję kolana. Słabszych momentów w moim życiu było dość sporo. Dzieliłam się nimi również z obserwującymi mnie osobami, bo uważam, że w mediach społecznościowych jest za mało prawdy, a życie, także życie sportowca nie jest tylko kolorowe i piękne. Podczas ciąży np. w związku z problemami zdrowotnymi bardzo przytyłam, dodatkowo strasznie puchłam. Wyglądałam nieciekawie i na początku bardzo się wstydziłam pokazać się ludziom, ale to zrobiłam. Spotkałam się ze skrajnymi reakcjami. Jedni hejtowali i radzili, żebym przestała jeść za troje, inni wręcz przeciwnie. Sporo kobiet dziękowało mi, że pokazuję także cienie bycia w ciąży.
Sporo kontrowersji wzbudziła Ada Sułek, która trenowała niemal do ostatniego dnia przed rozwiązaniem, wróciła również bardzo szybko do reżimu treningowego po porodzie. Ty miałaś podobnie, czy dałaś sobie więcej czasu?
Przede wszystkim bardzo szanuję Adę za to, że przecierała szlaki, że pokazała, że można, mimo hejtu. Ja niestety nie mogłam w ciąży trenować przez co, jak wspomniałam, mój organizm zaczął wariować. Miałam bardzo wysokie ciśnienie, które unormowało się dopiero wtedy, kiedy zaczęłam się ruszać. Wróciłam dość szybko, bo czułam, że jest mi to bardzo potrzebne. Zaczęłam od treningów motorycznych, a na planszy pojawiłam się nieco później.
Wracając do szermierki, jesteś sportowcem spełnionym?
Absolutnie nie. Moim marzeniem od zawsze było zdobycie złotego medalu olimpijskiego. To jest to, o czym marzę, do czego dążę każdego dnia i wierzę, że mi się to uda, mimo to, że życie nieraz mnie doświadczyło.
W Paryżu medal zdobyły polskie szpadzistki. Dzięki temu o szermierce w Polsce było głośniej, myślisz, że to pomoże Wam np. zdobyć sponsorów?
Niestety wątpię w to. Szermierka to wciąż niszowa dyscyplina, mało medialne w naszym kraju i odnoszone wyniki nie bardzo to zmieniają. Dodatkowo szabla, którą trenuję nie jest tak czytelna dla kibica jak szpada. O sponsorów indywidualnych jest bardzo ciężko. Dlatego ja staram się robić też coś poza sportem, szukam innej drogi. Taki sport wybrałam. Piękny, ale często niewdzięczny.
Żałujesz?
Wiele razy żałowałam, zwłaszcza że jako dziecko byłam bardzo sprawna i miałam możliwość uprawiania różnych innych dyscyplin. Nieraz drażniło mnie to, że jest to tak niewymierny sport, że bardzo trudno coś sobie założyć, zaplanować, bo za dużo czynników ma wpływ na osiągany wynik sportowy. Jednak mimo to, że nieraz na szermierkę się obrażałam, wciąż przy niej zostaję i walczę dalej. To chyba jest jednak prawdziwa miłość.