Wilk z Brzegu dojrzewa w wylęgarni napastników

Dzisiaj w #GdzieIchWywiało zaglądamy do 20-letniego polskiego napastnika, który mając 18 lat trafił do Bundesligi za 5 mln euro. Tyle zarobiło na nim KGHM Zagłębie Lubin, negocjując warunki transferu z VfL Wolfsburg. Dzisiaj młodzieżowy reprezentant Polski wylądował w lidze, w której swoje wielkie kariery zaczynali m.in. Zlatan Ibrahimović, Ronaldo Nazario, Luis Suaraz czy nasz Arkadiusz Milik. Bartosz Białek zaczyna się przebijać w Eredivisie i niebawem może wrócić do niemieckiej ekstraklasy.

Bartosz Białek już jako dziecko uchodził za duży talent. W wieku szkolnym wyróżniał się wzrostem i tężyzną fizyczną, a przy tym był dobrze skoordynowany i nienaganny technicznie. Piłka mu nie przeszkadzała. Prężnie działająca Akademia Piłkarska KGHM Zagłębie, jedna z najlepszych kuźni talentów w Polsce, nie mogła przegapić pojawiania się takiej perełki w sąsiednim regionie, bo z Lubina do Brzegu na Opolszczyźnie, skąd pochodzi ten chłopak, jest około 150 kilometrów.

Białek w akademii Miedziowych szybko przebijał się przez kolejne szczeble, praktycznie zawsze grając w drużynach ze starszego rocznika. Mając 16 lat zadebiutował w trzecioligowych rezerwach, a nieco ponad rok później miał za sobą debiut i pierwsze gole na poziomie PKO Ekstraklasy. Szansę w obliczu problemów z napastnikami dał mu słowacki trener Martin Ševela i była to jedna z najlepszych decyzji, jaką podjął w trakcie swojej niespełna dwuletniej kadencji na Dolnym Śląsku. Białek już wtedy trafił do notesów regularnie bywających w Lubinie skautów z najlepszych lig europejskich. Zapytań o niego było całe mnóstwo, ale Zagłębie nie zamierzało sprzedawać go za bezcen. Miedziowi przystali dopiero na opiewającą na 5 mln euro ofertę niemieckiego Vfl Wolfsburg.

Kontuzja, która przerwała piękny sen

Wolfsburg wiązał z nim bardzo duże nadzieje. Napastnik podpisał kontrakt do 30 czerwca 2024 roku, na mocy którego inkasował całkiem przyzwoite jak na swój wiek i stosunkowo niewielkie doświadczenie pieniądze. Zaczęło się pięknie, bo trener Oliver Glasner szybko dał mu zadebiutować. Polak wchodził na ogony i już w trzecim meczu wpisał się na listę strzelców. Kilka kolejek później wyszedł w pierwszym składzie, a w swoim ósmym występie dołożył kolejne trafienie.

  

Miał wówczas status zmiennika z aspiracjami. Do końca sezonu 2020/21 zaliczył łącznie 19 występów, choć de facto do końca rozgrywek nie doczekał… W kwietniu 2021 roku doznał zerwania więzadła krzyżowego, które wykluczyło go z gry na długie osiem miesięcy. Ta paskudna kontuzja przerwała jego piękny sen. W międzyczasie Wolfsburg trzykrotnie zmieniał trenerów, a on sam po powrocie nie mógł liczyć na regularne występy.

Wszyscy, począwszy od zawodnika, poprzez jego agentów, trenera, a także klub wiedzieli, że nie dając mu grać, hamują jego rozwój. Mimo to jeszcze przed rozpoczęciem obecnej kampanii dyrektor sportowy „Wilków” Marcel Schaefer w wywiadzie udzielonym Canal+ stwierdził, że nie zamierza pozbywać się Białka.

– Mogę zapewnić, że dostanie swoje szanse. Wiele zależy od jego rozwoju. Miał dwie poważne kontuzje, ale ciągle w niego wierzymy. Nie planujemy go wypożyczać tego lata – zapowiadał z dużym przekonaniem w głosie. Narracja zmieniła się dopiero po rozpoczęciu sezonu, kiedy wpłynęła oferta wypożyczenia z holenderskiego Vitesse Arnhem. Niemcy doskonale wiedzą, że Eredivisie to jedna z najlepszych w Europie wylęgarni napastników, gdzie wielkie nazwiska dojrzewały i stawały się gwiazdami europejskiego formatu. Uznano, że gdzie jak gdzie, ale akurat do Holandii warto puścić wciąż młodego i perspektywicznego wilczka ze swej watahy.

  

Białek dołączył tym samym do kolegi z młodzieżowej reprezentacji Polski, mającego już na koncie kilka występów w kadrze A Kacpra Kozłowskiego. Popularny Koziołek także został wypożyczony przez Vitesse z angielskiego Brighton. Obaj mają tam nabrać doświadczenia i okrzepnąć w solidnej europejskiej lidze, nastawionej przede wszystkim na ofensywę. Zresztą Vitesse słynie ze stawiania na młodych piłkarzy. Białek ma wypełnić lukę po starszym o rok Loïsie Opendzie, który tego lata odszedł za 10 mln euro do francuskiego RC Lens. Młodego Belga mogą kojarzyć kibice reprezentacji Polski, bo w tym roku debiutował w kadrze w meczu Ligi Narodów, przegranym przez Biało-Czerwonych w Brukseli aż 1:6. Openda ustalił wówczas wynik.

Czy Białek wejdzie w jego buty? To typ napastnika o nieco innej charakterystyce, bazujący bardziej na swej fizyczności i umiejętności gry głową, ale tacy zawodnicy także się sprawdzali w Eredivisie. To wypożyczenie wydaje się rozwiązaniem ze wszech miar dobrym: trafia do zespołu, który bardzo go chce i za samo wypożyczenie płaci 200 tys. euro. Na miejscu ma rodaka i kilku niemieckich piłkarzy, więc z aklimatyzacją problemu być nie powinno. Z Kozłowskim wspólny język znalazł też na boisku, bo pierwszego gola dla Żółto-Czarnych zdobył właśnie po podaniu rodaka.

  

No i trener. Wprawdzie w momencie, w którym trafił do Eredivisie szkoleniowcem Vitesse był Niemiec Thomas Letsch, ale pod koniec września zastąpił go Phillip Cocu. Jako piłkarz jedna z legend Barcelony, jako trener trzykrotny mistrz Holandii z PSV Eindhoven, zdobywca pucharu tego kraju oraz dwukrotny triumfator w meczach o superpuchar Holandii. Co ważne, zarówno Letsch jak i Cocu wystawiają Białka w wyjściowym składzie, więc wciąż młody Wilk z Brzegu ma teraz wszystko w swoich rękach. Pora potwierdzić swój talent i rozwinąć go na miarę potencjału.

To ważne, bo choć w kontekście nadchodzącego mundialu w Katarze nie mamy prawa myśleć o Białku, to piłkarz taki jak on jest promykiem nadziei, że era po Robercie Lewandowskim nie będzie tak smutna, jak mogłoby się wydawać. Trzymamy kciuki, by powiodło mu się w Holandii oraz żeby wrócił do Niemiec grać i strzelać bramki, a nie tylko być w VfL Wolfsburg.

FOT. Vitesse

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »