Wirtualne igrzyska muszą nadejść

Powołując do życia Olympic Virtual Series, Międzynarodowy Komitet Olimpijski uczynił ukłon w kierunku młodszej widowni i szeroko pojętego e-sportu. W rozegranych przed tegorocznymi igrzyskami w Tokio zawodach, każdy mógł spróbować sił w wirtualnych wersjach pięciu różnych dyscyplin sportowych – kolarstwie, wioślarstwie, żeglarstwie, baseballu oraz w sportach motorowych. 

Ta próba oswojenia MKOl-u z e-gamingiem nie przyniosła jednak przełomu. Tradycjonaliści nie zobaczyli w tym niczego ekscytującego, z kolei środowiska e-sportowe nie do końca poczuły się zaproszone, bo na co dzień emocjonują się rozgrywkami w zupełnie innych grach komputerowych. Połączenie wody z ogniem nie jest jednak nierealne, bo te dwa światy przenikają się przecież na co dzień, szczególnie podczas pandemii.

O sporcie i e-sporcie w czasach zarazy rozmawiamy z Marcinem Urbasiem. Jednym z najszybszych białych sprinterów na dystansie 200 metrów, twórcą Akademii Lekkoatletycznej, ojcem 8-letniego Oliwiera i wreszcie hardcorowym gamerem.

GM: Od prawie dwóch lat żyjemy w pandemii. Świat musiał się na trochę zatrzymać i stanął przed trudnym wyzwaniem. Sport również. A rekordzista Polski w biegu na 200 metrów też musiał zwolnić?

MU: U nas, w Akademii Lekkoatletycznej dla dzieci jest z tym różnie. Ponieważ zajęcia prowadzimy głównie na obiektach szkolnych, to jesteśmy uzależnieni od tego jak funkcjonują szkoły. Kiedy są otwarte możemy działać, kiedy są zamknięte to nam też jest trudniej. Rzeczywiście był moment między marcem i majem ubiegłego roku, kiedy zamknięto wszystko i drapaliśmy się po głowie co z tym fantem zrobić i musieliśmy się pogodzić ze swego rodzaju sinusoidą. Teraz jednak się to trochę normuje. Zajęcia pozaszkolne uniezależniły się od zajęć szkolnych. Nie jest już tak, że jeśli szkoła jest zablokowana, to zajęcia pozaszkolne są z automatu również zablokowane.

GM: Sport zawodowy też w pewnym momencie musiał się zatrzymać…

MU: Tak, ale zatrzymał się raczej w kontekście kibicowskim, bo przecież zawody się odbywały. Choć na początku biegacze startowali na przykład co drugi tor. Nie było natomiast kibiców, a przez to zawody nie miały atmosfery. Patrząc jednak na wyniki, jakie sportowcy osiągali na igrzyskach olimpijskich w Tokio, trudno zauważyć, że był jakiś problem, że trwa pandemia. Wyniki były spektakularne, padło wiele rekordów świata w lekkiej atletyce. Może to był zatem taki spokojny okres dla nich. Może sportowcy mogli się wyciszyć i łatwiej było im przygotować się do zawodów. Niektórzy rzeczywiście wydłużyli okres przygotowań, mieli mniej startów i może to też znacząco wpłynęło na ich rezultaty.

GM: Kiedy rozmawiasz z czynnymi lekkoatletami, nie narzekają na ciągłe testy na obecność COVID-19, na kwarantanny, trudności w przemieszczaniu się, samotność?

MU: Fakt, jest z tym trudniej funkcjonować, ale z perspektywy zawodników jest bardzo różnie. Zdarza się, że ktoś ma zdiagnozowane zakażenie COVID-19, czuje się zupełnie normalnie, ale wystartować nie może. Najlepszym przykładem jest Sam Kendricks, który podczas igrzysk dowiedział się, że nie może wystartować, a był w topowej formie. Do tego dochodzi samotne trenowanie – fakt że nie można się spotkać z kolegami z kadry może przyczyniać się do huśtawki nastrojów, frustracji. Nie każdy dobrze znosi samotność. Z kolei frustracja często doprowadza do zakończenia karier sportowych.

GM: Ta huśtawka może zniechęcać do sportu?

MU: Dzieci nie, podobnie jak i osoby amatorsko uprawiające sport. Obserwujemy to w naszej akademii. Dzieci reagują na to zupełnie inaczej. Cieszą się, że mogą powrócić do treningów, do aktywności. Nawet po dłuższej przerwie spowodowanej chociażby lockdownem. Co innego sport zawodowy. To jest zupełnie inna bajka i tu rzeczywiście bywa różnie.

GM: A gry komputerowe? Masz syna, który gra. Nie boisz się, że świat wirtualny może go pochłonąć?

MU: Zgadza się, mam syna, 8-letniego Oliwiera, który gra. Trudno żeby nie grał skoro tata jest graczem. Myślę, że byłbym hipokrytą, zabraniając mu grać, skoro sam gram i to dużo. Oczywiście chciałbym, żeby uprawiał jakiś sport, dlatego chodzi na pływanie i do akademii na lekkoatletykę, ale na ten moment jego zainteresowanie sportem jest małe. Rzeczywiście ten świat wirtualny jest dla niego ciekawszy i bardziej go przyciąga. Sądzę jednak, że z taką sytuacją ma do czynienia wielu rodziców, bez względu jak do tego podchodzą. Ja jestem pasjonatem gier i mój syn też podziela tę pasję, ale staram się wyciągać go z domu i zachęcać do sportu. Uważam jednak, że jeśli nie ma wewnętrznej chęci, taką jaką chociażby ja sam miałem, to o wynikach i zawodowym sporcie nie ma co myśleć. Widziałem w swojej karierze wielu zawodników, których namawiano do uprawiania wyczynowego sportu i potem niewiele z tego było.

GM: Jakie gry was interesują, w co gracie razem?

MU: Oliwier jak gra sam, to gra w gry związane z budowaniem. Minecraft jest tu oczywiście na pierwszym miejscu, a zaraz po nim Farming Simulator. Generalnie, jak to dzieci – przeskakuje z gry do gry, bo szybko się nudzi. Kiedy gramy razem to wybieramy gry z pakietu Lego, gdzie możemy  podzielić ekran i wspólnie się bawić. Na ten moment mało gramy w gry sieciowe. Oliwier jest jeszcze na to za mały, a ja jestem starym typem gracza, z czasów przed internetem. Typowy singleplayer, który lubi odkrywać światy w zaciszu swojego domu, niekoniecznie dzieląc się tym ze wszystkimi. Ale oczywiście zdarza mi się niekiedy skusić na rozgrywkę sieciową.

GM: Jak zatem postrzegasz e-sport? W ubiegłym roku razem z Pawłem Fajdkiem wzięliście udział w poważnym turnieju Assetto Corsa Simracing, transmitowanym na antenie nSport+?

MU: Tak, rzeczywiście to był jeden z tych momentów kiedy dałem się namówić na rywalizację sieciowa. Skusił mnie Michał Mango z ESE Entertainment i razem z Pawłem Fajdkiem wzięliśmy udział w tej rywalizacji. Muszę jednak przyznać, że to jest bardzo trudna sprawa, tak z doskoku zmierzyć z profesjonalnymi e-sportowcami, simracerami. Cóż, efekt był jaki był. Zabawy było co niemiara, natomiast więcej było stłuczek i wypadnięcia z toru niż jakiś sensacyjnych wyników okrążeń. Sytuacja w której nie było się ostatnim, zdarzała się zazwyczaj kiedy inni wypadali z toru, bo za bardzo szarżowali. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że rywale trenowali latami, a ja tygodniami. Żeby skutecznie rywalizować w e-sporcie trzeba ciężko trenować, tak jak ma to miejsce w tradycyjnym sporcie. To już jest poważna sprawa, gdzie są duże nagrody i duże imprezy. E-sportowcy już dzisiaj zarabiają bardzo duże pieniądze i to będzie się tylko rozwijać. Imprezy będą jeszcze większe a e-gaming będzie jeszcze bardziej popularny. Starsze pokolenia są często wobec tego sceptyczne i nie do końca akceptują ten świat. Trzeba się jednak dostosować do zmiany, bo e-sport nie będzie z nami tylko na chwilę. 

 GM: W pojedynku Marcin Urbaś kontra Paweł Fajdek kto był lepszy?

MU: Paweł oczywiście był lepszy w tej materii. Nie wiem, czy miał więcej czasu żeby trenować, czy był lepszy, bo po prostu jest lepszy. Bo jest młodszy, bo ma szybszy czas reakcji, bo ma lepsze predyspozycje żeby w e-sporcie funkcjonować. Pewnym problemem było też to, że ja na co dzień nie gram na kierownicy. Używam joypada. Przesiadka na kierownicę to było dodatkowe wyzwanie. Nie dość, że uczysz się toru i funkcjonowania wśród innych zawodników, to jeszcze uczysz się sprzętu. Musisz dobrze operować kierownicą, pedałami, dźwigniami zmiany biegów. Ja przez cały cykl rywalizacji nie mogłem przyzwyczaić się do manualnej, czy sekwencyjnej skrzyni biegów. Korzystałem z automatu, co też spowalniało jazdę. Udało mi się za to dobrze opanować prowadzenie pojazdu za pomocą kierownicy i pedałów, co uważam że jest sporym osiągnięciem.

GM: Co według ciebie e-sport może wziąć z tradycyjnego sportu, a tradycyjny sport z tego wirtualnego?

MU: E-sportowcy z pewnością mogą wziąć od sportowców tradycyjnych metody przygotowania fizycznego. Dzisiejszy e-sportowiec, to już nie jest ktoś, kto siedzi z worami pod oczami nad konsolą, popija energetyczne napoje i zajada chipsy. To są już zawodnicy, którzy muszą znieść trudy długiego grania, długiego siedzenia. Co prawda w większości na fotelach ergonomicznych, ale jednak długiego siedzenia i wysiłku. W drugą stronę można rozwijać wiele umiejętności związanych z naszym mózgiem. Umiejętność szybkiego reagowania, orientacja czasowo przestrzenna, refleks. W sporcie tradycyjnym te umiejętności są bardzo pożądane.

GM: Widzisz jakieś zagrożenia dla sportu tradycyjnego w związku z pojawieniem się e-sportu?

MU: Nie widzę zagrożenia. To są mimo wszystko dwa różne światy. Uważam, że znajdą się chętni do tego, by trenować e-sport i do tego, by trenować sport tradycyjny. Myślę nawet, że tych drugich jest zdecydowanie więcej. Przynajmniej na razie. Jedyne zagrożenie jakie widzę, to takie, że ktoś wpadnie na pomysł, by wciągnąć e-sport na igrzyska olimpijskie jako konkurencję olimpijską. Co akurat uważam za niesłuszny pomysł. E-sport niech sobie funkcjonuje, on jest bardzo atrakcyjny, fajnie to wygląda, ale nie organizujmy go w ramach tradycyjnych igrzysk. Jeżeli ktoś chce zorganizować igrzyska olimpijskie e-sportowe, to jak najbardziej. Można to zrobić na podobnych zasadach, stworzyć kilka dyscyplin e-sportowych i rozegrać takie zawody w ramach jednej dużej imprezy.

GM:  Nikt z nas nie jest Stanisławem Lemem, ale czy myślisz, że nadejdą czasy kiedy zawody sportowe rozgrywane będą w przestrzeni wirtualnej? Myślę o takiej sytuacji, kiedy sportowcy będący w różnych częściach świata i za sprawą swoich awatarów będą rywalizować na wirtualnej arenie, którą my będziemy obserwować na ekranach monitorów.

MU: Wszystko jest możliwe. Filmy już pokazują takie pomysły, książki pokazują je od dawna, chociażby Ready Player One. Technologia się rozwija. Mamy już technologię VR na bardzo wysokim poziomie. Pojawiły się nawet bieżnie, po których w tym VR-rze możemy się poruszać, a nie tylko siedzieć na kanapie z założonymi goglami. Skoro już pojawiają się takie urządzenia, to może za chwilę zawodnicy będą mogli trenować i startować w tych światach wirtualnych. Myślę jednak, że to raczej e-sport rozwinie się w stronę fizyczności. Zresztą zapoczątkował to już swego czasu X-box tworząc Kinecta i zachęcając do ruchu przed konsolą. Od tego zaczęły się wszystkie kontrolery ruchowe i popularyzowanie VR-u. Więc myślę, że z czasem będziemy widzieć takie rozgrywki, że ktoś będzie skakał albo rzucał w swojej hali, a my to będziemy obserwować na ekranie, na tej wirtualnej arenie. Czy to jednak zastąpi tę bezpośrednią rywalizację fizyczną, to z tym bym się tak nie rozpędzał. Natomiast rozwój technologii w ostatnich latach wskazuje, że bardzo dużo rzeczy jest możliwych.

Autor: Grzegorz Mędrzejewski / ESE Entertainment

Udostępnij

Translate »