Żołnierska pewność i spokój Lisowskiej

Aleksandra Lisowska sprawiła sensację na lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w Monachium, sięgając po złoty medal w biegu maratońskim kobiet. Kim jest 31-letnia biegaczka, której największym sukcesem do tej pory był tytuł mistrzyni Polski i wyjazd na igrzyska do Tokio?

Aleksandra Lisowska to największe pozytywne zaskoczenie pierwszych dni lekkoatletycznych mistrzostw Europy. Nikt w Polsce nie spodziewał się, że po drugiej stronie zatrutej Odry eksperci, dziennikarze i kibice będą chwytali się za głowy, widząc, która biegaczka przecina linię mety jako pierwsza w biegu maratońskim.

 

Sama Lisowska zdawała się w tamtym momencie nie wierzyć w to, co osiągnęła. Jakby tego było mało, dzięki bardzo dobrej postawie koleżanek z reprezentacji — Angeliki Mach i Moniki Jackiewicz — Polki zdobyły brązowy medal w drużynie. Ten sukces przeszedł do historii polskich biegów długodystansowych.

– Jeszcze to do mnie nie dociera, chociaż nie ukrywam, że byłam na to przygotowana. Z treningów wynikało, że powinnam dzisiaj zdobyć medal. Nawet szczerze mówiąc, liczyłam na złoto. Uważam, że miałam życiową formę. Chciałam to wykorzystać. Moją przeciwnością był odcisk, który pojawił się na początku przygotowań. Udało się mimo to osiągnąć taki rezultat – powiedziała w pierwszym wywiadzie po przekroczeniu mety. Nie gryzła się w język, nie uciekała w fałszywą skromność. Osiągnęła sukces, na który była przygotowana.

Twierdzi, że po przekroczeniu mety… nie czuła się zmęczona. – Kilometry powyżej 3:30 na minutę były dla mnie wolne. Chwilami nie mogłam się odnaleźć. Jak już dziewczyny ruszyły poniżej 3:20, wiedziałam, że to jest moje tempo. Ostatnie kilometry biegło mi się lepiej, niż te pierwsze. Widziałam, że rywalki mnie gonią, ale zupełnie mnie to nie stresowało. Czekałam na Mateę Parlov Koštro, bo miałam pod nogą jeszcze tyle mocy, że nie było co się bać na finiszu – dodaje nowa mistrzyni Europy.

Wygląda na to, że ten wynik zaskoczył wszystkich, tylko nie ją samą. Osoby z jej otoczenia twierdzą, że to musiało się tak skończyć, bo Aleksandra to taki typ człowieka, którego wszędzie jest pełno i zawsze osiąga swoje cele. Jej entuzjazm i dobry humor po przebiegnięciu ponad 42 kilometrów był czymś niespotykanym.

Triumf żołnierza w Święto Wojska Polskiego

Aleksandra Lisowska pochodzi z Braniewa. Przygodę z wyczynowym sportem rozpoczęła w miejscowej Zatoce Braniewo, skąd po rozpoczęciu studiów przeniosła się do akademickiego AZS UWM Olsztyn. Zaczynała od biegania przez przeszkody. 10 lat temu sięgała po tytuły młodzieżowej mistrzyni Polski nie tylko w tej konkurencji, ale też w biegach na 5 i 10 kilometrów. Miała predyspozycje do biegów długodystansowych, choć pierwsze starty maratońskie w jej wykonaniu nie należały do udanych.

Wszystko zmieniło się w 2018 roku, kiedy podjęła współpracę z trenerem Jackiem Wośkiem. Wtedy udało jej się nawet wyrównać rekord Polski: 2:26:08. Pewność siebie szła w górę i zaprowadziła ją aż na najwyższy stopień podium w Monachium.

Pojechała tam jako reprezentantka AZS UAM Olsztyn, ale na życie — poza bieganiem — zarabia przede wszystkim dzięki temu, że jest żołnierzem Wojska Polskiego. Służy w Marynarce Wojennej RP, należąc do Zespołu Sportowego Marynarki Wojennej w Gdyni. Dzięki temu otrzymuje regularnie pensję pozwalającą jej na normalne życie i przygotowania, ale kiedy trzeba, stawia się w jednostce. Jej przełożeni zgodnie powtarzają, że widać w niej sportowe zacięcie, także w trakcie obowiązkowych czynności służbowych. To sportowiec i żołnierz z charakterem, a tylko tacy są w stanie osiągać rzeczy wielkie.

Dla 31-letniej Lisowskiej nie bez znaczenia był fakt, że odsłuchała Mazurka Dąbrowskiego, stojąc na najwyższym stopniu podium właśnie 15 sierpnia, czyli w dniu Święta Wojska Polskiego. Nie kryła łez wzruszenia, ale też zapewniła, że to dopiero początek jej sukcesów. Jest w najlepszym wieku dla długodystansowca.

– Optymalny wiek to 28-35 lat. Przed Olą jeszcze kilka lat biegania na wysokim poziomie. Złoto ją tylko napędzi. Być może zostaną jej stworzone jeszcze lepsze warunki do treningów. W tym sezonie miała wiele momentów niepewności. Spędziła czas na obozie w Jakuszycach, by lepiej się przygotować do mistrzostw Europy, zamiast lecieć na MŚ do Eugene. Widać, że świadomie i rozsądnie podchodzi do swoich startów – ocenia Henryk Szost, jeden z najlepszych polskich maratończyków.

– Mam przed sobą jeszcze jakieś dziesięć lat biegania. Dlatego wiem, że to wystarczający czas, aby któregoś dnia pomyśleć o medalu mistrzostw świata. Do odważnych świat należy – podsumowała świeżo upieczona mistrzyni Europy w biegu maratońskim.

FOT. Facebook.com/AleksandraLisowskalisu

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »