Medycyna sportowa: od pediatrii do geriatrii

Badania sportowo-lekarskie raz w roku, za mała liczba lekarzy, znacznie większe grono pacjentów – to tylko niektóre problemy, z którymi na co dzień mierzy się Polskie Towarzystwo Medycyny Sportowej.

Medycyna sportowa zajmuje się człowiekiem aktywnym fizycznie w zdrowiu i chorobie we wszystkich okresach jego życia. W odróżnieniu od innych dyscyplin medycznych medycyna sportowa obejmuje całość procesów fizjologicznych i patologicznych, jakie dokonują się w organizmie pod wpływem lub w związku z brakiem aktywności fizycznej. W praktyce oznacza to, że lekarze medycyny sportowej mają pełne ręce roboty, zwłaszcza że tak jak w wielu innych specjalizacjach jest ich za mało.

Brakuje lekarzy

– W związku z brakami kadrowymi zmienił się system. Do niedawna był on dwustopniowy, co oznaczało, że po I stopniu specjalizacji, np. z chirurgii, ortopedii, kardiologii czy pediatrii, można było specjalizować się w medycynie sportowej. Obecnie jest to specjalność odrębna. Mamy około 360 specjalistów w tej dziedzinie. To za mało, aby zabezpieczyć potrzeby uprawiających sport. Dlatego Polskie Towarzystwo Medycyny Sportowej od 2002 r. szkoli lekarzy, którym nadaje certyfikaty uprawniające do orzecznictwa sportowo-lekarskiego dzieci i młodzieży oraz zawodników do 23. Roku życia, a także do udziału w zawodach sportowych – mówi dr Andrzej Bugajski. 

– O certyfikat mogą zabiegać lekarze dziesięciu specjalności, m.in. interniści, lekarze rodzinni, chirurdzy, ortopedzi, traumatolodzy, kardiolodzy, pediatrzy. Certyfikat obliguje do ciągłego kształcenia poprzez udział w zjazdach, kongresach, wówczas zostaje on przedłużony na kolejny rok – tłumaczy Bugajski. Niestety w zeszłym roku PZTMS nie udało się zorganizować szkolenia. 

– Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego nie chciało zgodzić się, żeby zajęcia odbywały się w soboty. Zrezygnowaliśmy, a w związku z tym nie przybyło nam nowych lekarzy medycyny sportowej. Ważność straciły certyfikaty tych, którzy mieli je wcześniej – opowiada Bugajski. 

Lekarzy ze specjalizacją z medycyny sportowej jest więc coraz mniej, a co za tym idzie, chcąc się przebadać lub uzyskać orzeczenie o kwalifikacji do uprawiania sportu trzeba stać w kolejkach. Jak to w Polsce bywa, prywatnie orzeczenie otrzymamy dużo szybciej, ale wiąże się to z kosztami. 

Raz na rok to za mało

W 2019 roku weszło w życie rozporządzenie ministra zdrowia, które wprowadziło możliwość orzekania o zdolności do uprawiania sportu raz na rok. 

– Do niedawna badania trzeba było przeprowadzać raz na pół roku. To bardzo ważne u dzieci i młodzieży, które w ciągu roku bardzo się zmieniają. W ich organizmach bardzo szybko zachodzą procesy także te szkodliwe. Tym bardziej że nakładane są na nich zbyt duże obciążenia. Widząc kogoś raz na rok, praktycznie nie mamy szans kontrolować jego zdrowia. Mało tego, obcięto jedną trzecią badań, które wcześniej potrzebne były do wydania orzeczenia. Nie mogę tego zrozumieć – komentuje Bugajski.

– Kolejnym bublem w tym rozporządzeniu jest to, że lekarz podstawowej opieki zdrowotnej może wydać orzeczenie kwalifikujące do uprawiania sportu na podstawie bilansu, który robi się raz na dwa lub na trzy lata. Nie ma to sensu – dodaje.

Wiek, cukrzyca czy wada wzroku to dziś nie problem

Z jedne strony bardzo pozytywne jest to, że świadomość wśród trenerów, rodziców czy dorosłych sportowców-amatorów wzrasta i ludzie chcą się badać. Z drugiej strony rosnąca liczba pacjentów medycyny sportowej wobec braku lekarzy bywa problematyczna. 

– Znacznie wzrosła górna granica uprawiania sportu. Dziś osoby po siedemdziesiątce biegają maratony, jeżdżą na nartach, grają w tenisach czy startują w amatorskich wyścigach kolarski. Często tacy sportowcy-amatorzy też chcą naszej pomocy, badań. Najczęściej są to osoby, które z racji swojego wieku mają już jakieś problemy zdrowotne. Musimy wiedzieć, jak pomóc im połączyć zażywanie leków z wysiłkiem fizycznym. W tym wypadku medycyna sportowa rozszerza się także do geriatrii. Tak więc możemy powiedzieć, że zakres naszej działalności jest od pediatrii właśnie do geriatrii – mówi Bugajski. 

Grupa osób, które wymagają specjalistycznych badań, rośnie również ze względu na to, że dziś do sportu kwalifikuje się także osoby, które kiedyś nie otrzymałby pozytywnego orzeczenia. 

– Mowa o zawodnikach z wadą wzroku, słuchu, płaskostopiem czy cukrzycą. Dziś myślenie jest zupełnie inne. Nie wyklucza się sportowców z problemami, a ułatwia im dobór odpowiedniej dla nich dyscypliny i późniejszy trening. Dzięki takiemu podejściu nawet osoby, które chorują na serce mogą być mistrzami olimpijskim – tłumaczy Bugajski.

Dylematom nie ma końca

Tak jak rozwija się świat, tak rozwija się medycyna sportowa. – W związku ze zmianami technologicznymi mamy coraz większe dylematy, nad którymi zastanawiają się lekarzy medycyny sportowej na całym świecie – mówi Bugajski. 

Mowa m.in. o tym jak kwalifikować zawodników niepełnosprawnych. Czy osoba biegająca na dwóch karbonowych protezach powinna rywalizować z tymi, które biegają na jednej? Czy to już rodzaj dopingu, czy jeszcze nie? Jak kwalifikować młodzież, która przechodzi transformację płciową? Jak traktować zawodników po przeszczepach i z protezami np. stawów? Co z e-sportami i ich wpływem na psychikę graczy? 

– Na te pytania i wiele innych z pewnością będziemy musieli znaleźć odpowiedź w najbliższym czasie – kończy Andrzej Bugajski. 

AS

FOT. Freepik

Udostępnij

Translate »