Mike Tyson odgryzł mu ucho. Ta walka owiana jest legendą
Evander Holyfield dwukrotnie pokonywał w swojej karierze Mike’a Tysona, jednak zdecydowanie najpopularniejszym ich starciem jest to z 28 czerwca 1997 roku. Walka została przerwana po tym, jak „Żelazny Mike” odgryzł ucho swojego rywala. Po latach Holyfield zdradził kulisy tej walki.
Fragment książki „Evander Holyfield. Droga wojownika”. Książkę możecie zamówić tutaj (KLIK)
„Mike nie zamierzał marnować czasu po pierwszym gongu. Zameldował się na środku ringu i od razu wyprowadził mocny prawy. Odbiłem go i zrewanżowałem się tym samym. Jego ręce poruszały się szybciej niż kiedykolwiek. W ogóle bardzo szybko się przemieszczał. Doskakiwał i odskakiwał jak dobrze naciągnięta struna, popisywał się świetnym refleksem. Z drugiej strony zauważyłem, że w jego zachowaniu jest jakaś bojaźń i niepewność, których nigdy wcześniej u niego nie dostrzegałem.
Tańczyłem wokół niego, zadając trochę prawych prostych. On poruszał się tak, by przewidywać moje ciosy, a jednocześnie próbował zwodzić mnie ruchem ramion. W pewnym momencie pierwszej rundy przez dobrych dziesięć sekund obaj robiliśmy uniki i markowaliśmy uderzenia, lecz nie wyprowadziliśmy ani jednego ciosu. Czekaliśmy, aż powstanie jakaś luka. Każdy z nas wyczekiwał, co zrobi ten drugi. Gdy stało się jasne, że żaden nie zdecyduje się na odważny atak, wróciliśmy do walki na dystans.
Czułem, że już dobrze go wybadałem, i zacząłem walczyć agresywniej. Mój prosty się sprawdzał. Wykorzystywałem go, by ustawić sobie Mike’a na prawe i okazjonalne podbródkowe. Mike też bił mocno, lecz prawie nie czułem jego uderzeń i widziałem, że go to martwi. Ponadto zmuszałem go do cofania się, a zarzekał się, że do tego nie dopuści. Nie mógł jednak wiele na to poradzić. Nie robił mi większej krzywdy, więc napierałem na niego i spychałem do obrony.
Jego taktyka w defensywie sprowadzała się do częstszego niż zwykle klinczowania, więc nasze ręce ciągle się ze sobą splątywały. Lane bez przerwy musiał nas rozdzielać, a miał jeszcze więcej roboty, gdy obaj zaczęliśmy przytrzymywać się dłużej, niż powinniśmy, jakbyśmy utknęli w pułapce. Z mojego punktu widzenia to był po prostu element taktyki. Musiałem prędko znaleźć sposób, by jakoś sobie z tym poradzić. Mike natomiast szybko się frustrował. Zaczął się odsłaniać, żeby tylko mi przyłożyć. Nie była to część strategii, po prostu był zirytowany. Wkurzyło go pewnie też to, że przy wyjątkowo agresywnym klinczu uderzyłem głową w jego oko. To nie było celowe uderzenie, a jedynie przypadkowa kolizja, lecz gdy nad jego okiem pojawiła się rana, pokazał ją sędziemu i zaczął narzekać. Rozcięcie, które nie jest efektem zadanego ciosu, świadczy o tym, że doszło do uderzenia głową. Mike krwawił, ale ja wiedziałem o czymś, o czym Mills Lane pewnie nie miał pojęcia. Mike zranił się w to miejsce w trakcie przygotowań – podczas sparingu. To właśnie ta kontuzja opóźniła naszą walkę o sześć tygodni, więc rana nie była skutkiem zderzenia się z moją głową. To było stare rozcięcie, które otworzyło się ponownie, gdy nasze głowy zetknęły się w klinczu. Nie moja wina, lecz jego sparingpartnera.
[…]
Obaj walczyliśmy dobrze i choć żaden z nas raczej nie zdominował drugiego, czułem, że Mike dzięki swojej agresji pewnie wygra rundę, chyba że uda mi się zadać kilka potężnych uderzeń lub powalić go na deski. W końcu odnalazł właściwy rytm i jeśli weźmie się to pod uwagę, wydarzenia, które nastąpiły chwilę później, jawią się jako jeszcze większa tajemnica.
Na mniej więcej 40 sekund przed końcem rundy znowu klinczowaliśmy. Twarz Mike’a stykała się z bokiem mojej głowy. W pewnym momencie zaczął robić coś dziwnego, jakby przesuwał się ustami coraz bliżej mojego ucha. Nie interesowało go zadawanie ciosów na żebra, a jedynie to, by twarzą cały czas przylegać do boku mojej głowy. I w momencie, gdy zacząłem się już zastanawiać, czy nie jest to coś, czym powinienem się martwić, poczułem taki ból, jakby ktoś przyłożył mi do głowy rozżarzony pogrzebacz.
Zdradzę wam, że doświadczyłem w swoim życiu sporego bólu w ringu. Goście, którzy bili najmocniej na świecie, rozwalali mi nos, uszkadzali mięśnie ramion, miażdżyli podbródek i prawie zniszczyli mi nerki. Byłem dobrze zaznajomiony z każdym rodzajem bólu, jaki można odczuwać w trakcie walki, ale to… to było co innego. Po pierwsze, kompletnie się tego nie spodziewałem. Po drugie, na początku nie orientowałem się, co się stało. Wiedziałem tylko, że od strony prawego ucha poczułem piekielnie mocny, przeszywający ból – jeden z największych w życiu. Odskoczyłem od Mike’a i zacząłem podskakiwać niczym kot, który nadepnął na szynę pod napięciem. Bolało jak diabli. Miotałem się po ringu, usiłując jakoś poradzić sobie z tym bólem. Zauważyłem, że po twarzy i ramionach spływa mi krew. Co się stało, do cholery? Trafił mnie snajper? Nie słyszałem wystrzału.
– Ugryzł go! – krzyczał ktoś histerycznie. – Ugryzł go!
Dotknąłem rękawicą ucha, ale poczułem się tak, jakbym przyłożył do niego włączoną lutownicę. Szybko zabrałem rękę i zobaczyłem, że rękawica jest zakrwawiona. Tymczasem Lane złożył dłonie w literę T, co oznaczało przerwanie walki. Gdy usiłował wymyślić, co zrobić w takiej sytuacji, odszedłem na bok i ponownie spróbowałem dotknąć ucha. Tyle że Mike jeszcze nie skończył. Byłem odwrócony do niego plecami i nim Lane zdołał zainterweniować, Mike podbiegł do mnie i mocno mnie pchnął, rzucając na liny i niemal powalając. Czyżby walka znowu się toczyła? Odwróciłem się natychmiast i spostrzegłem, że jest już po drugiej stronie ringu. Jeśli walka została wznowiona, to czemu odszedł? Miałem to zresztą gdzieś. Pobiegłem w jego kierunku, lecz Lane wskoczył między nas i potwierdził, że walka jest przerwana.
Nie musiałem narzekać sędziemu, że Mike uderzył mnie od tyłu, bo przecież dobrze to widział. Gdy upewnił się, że Tyson będzie już spokojny, podszedł do mnie. To był jedyny raz, gdy Mills Lane nie miał pojęcia, co zrobić. Po chwili stwierdził:
– Zdyskwalifikuję go.
– Proszę, nie! – błagałem. To byłby fatalny koniec tej walki.
Lane zastanawiał się moment, potem złapał mnie za szyję i obrócił tak, by mógł się przyjrzeć uchu. Nie spodobało mu się to, co zobaczył. Poszedł na drugą stronę ringu i wezwał lekarza oraz komisarza bokserskiego. Lekarz, Flip Homansky, obrócił moją głowę, rzucił okiem na ucho i mocno się zdziwił.
– Evander, na pewno możesz dalej walczyć? – spytał.
– Hę? O co chodzi?
– Twoje ucho. – Wskazał na nie.
Bolało. Co z tego?
– Dajcie mi się bić – powiedziałem. – Znokautuję go.
Nie wiedziałem, że Mike odgryzł mi kawałek ucha, ale i tak nie miałoby to znaczenia. Podczas gdy Homansky oceniał sytuację, Lane rozmawiał z komisarzem Markiem Ratnerem, a ich dyskusję wyłapały mikrofony.
– Jest zdyskwalifikowany! – stwierdził Lane. – Ugryzł go w ucho! To koniec!
Ratner, ten sam komisarz bokserski, który przekazał wieści, że obóz Mike’a domaga się ode mnie testu na obecność sterydów, spytał arbitra, czy jest pewny tej decyzji
– Ugryzł go w ucho! – Lane złapał się za własne, by jeszcze dobitniej to przekazać. – Widać ślady zębów.
– Czyli naprawdę go dyskwalifikujesz? – Ratner nie zamierzał kłócić się z Lane’em. Po prostu wiedział, jaka jest stawka, i chciał, by sędzia był pewny swojej decyzji.
– Spytam jeszcze lekarza – powiedział Lane i zwrócił się do Homansky’ego, który skończył oględziny mojej głowy.
– Ugryzł go w ucho… Da radę walczyć?
Lekarz powiedział, że dam radę. Lane podszedł do naszego narożnika i oznajmił, że odejmuje Mike’owi dwa punkty i pozwoli nam dalej walczyć. Potem poszedł do narożnika Mike’a i przekazał im to samo. Mike zaczął protestować, a Lane… no cóż, trzeba wiedzieć, że Lane był konkretnym gościem. Zaklął i natychmiast uciął temat.
– Odejmuję dwa punkty, a jeśli zrobisz to jeszcze raz, będzie dyskwalifikacja!
Lane wezwał nas na środek ringu, wyglądał na wkurzonego. Gdy wznowiliśmy walkę, próbowaliśmy ponownie wejść w rytm. Wydawało się, że to się uda, ale po 13 sekundach znowu rozpętało się piekło. Mike złapał mnie, przyciągnął do siebie i zacisnął zęby na moim drugim uchu.
Ból był wręcz oślepiający. Byłem w tak wielkim szoku, że znowu się na to zdecydował, że dotarło to do mnie dopiero po jakichś dwóch sekundach. Odskoczyłem, ale tym razem nie zamierzałem wić się z bólu w nadziei, że walka zostanie przerwana. Postanowiłem natychmiast znokautować Tysona. Rzuciłem się na niego, a ten stał i czekał, podpuszczając mnie jeszcze i krzycząc: „Dawaj!”. Wtedy zdałem sobie sprawę, że zupełnie się nie kontroluję, więc sam postanowiłem się opanować. To nie był dobry moment, by dać się ponieść złości i innym emocjom. Właśnie do tego dążył Mike. Chciał, żebym zapomniał o swojej technice walki, o przygotowaniach, bym po prostu wdał się z nim w otwartą bijatykę na ringu. W takiej walce nie miałbym szans. Mogłem zrobić tylko jedno. Oprzeć się pokusie, by zadawać ciosy w amoku, i wrócić do tego, co potrafię najlepiej: do boksu, a nie bijatyki.
Odzyskanie skupienia zajęło mi mniej niż dwie sekundy. Walczyłem o zachowanie tytułu mistrza świata i żadne sztuczki Mike’a nie mogły mnie powstrzymać. Niech inni zajmą się tym później… Ja musiałem skupić się na swojej walce. Przyjąłem pozycję i zacząłem wyprowadzać proste. Mike dążył do zwarcia, ale nie dałem się w to wciągnąć. Ucho bolało jak diabli, ale powstrzymałem się przed dotykaniem go. Do końca rundy pozostały już jedynie sekundy, więc wkrótce wróciliśmy do naszych narożników.
Lane sądził, że Mike ponownie mnie ugryzł, lecz nie był pewny.
– Znowu go ugryzł! – darł się ten sam gość co wcześniej, gdy moi ludzie zajmowali się oboma krwawiącymi uszami. Lane podszedł, by samemu ocenić sytuację, i to był koniec. Udał się do narożnika Mike’a i poinformował ich, że przerywa walkę i dyskwalifikuje Tysona.
Na ringu natychmiast zrobiło się tłoczno. Wypełnili go moi ludzie, ekipa Mike’a, sędziowie, żony, wujkowie i wszyscy inni krewni i znajomi, a do tego mnóstwo ochroniarzy. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale z mojego miejsca niewiele widziałem. Po chwili zorientowałem się, że połowa tych ludzi bije się ze sobą, a gdy się podniosłem, poznałem powód.
Mike’owi kompletnie odbiło. Przedzierał się przez ring, by do mnie dotrzeć, a po drodze zadawał ciosy na oślep. Jego ekipa usiłowała go powstrzymać, ale i tak powalił jednego z ochroniarzy. Bójki wybuchły także w pierwszych rzędach trybun, więc pojawiło się jeszcze więcej osób z ekipy porządkowej. Gdy wzburzony tłum zaczął w proteście zasypywać ring śmieciami, ochrona uznała, że czas jak najszybciej ewakuować ludzi, zaczynając ode mnie. Mike wciąż się rzucał i nikt nie wiedział, kiedy przestanie. W końcu cały pluton ochroniarzy zmusił go do powrotu do narożnika, gdzie został przez nich otoczony szczelnym kordonem
W mojej szatni przebywało kilkadziesiąt osób w różnym stadium paniki, strachu i oburzenia. Pierwsze, co zrobiłem, to uciszyłem ich gestem ręki. Zmówiłem cichą modlitwę, w której przebaczyłem Mike’owi. Uznałem, że jeśli zdobędę na to siłę, może uspokoję tym pozostałych. Udało się. Potem ktoś do mnie podszedł i pokazał mi plastikową torebkę.
– Jest w niej kawałek ucha – powiedział, przekazując ją Timowi Hallmarkowi. Okazało się, że Mike wypluł go na ring. Tim włożył torebeczkę do lodu, po czym zaprowadzono mnie szybko na górę, gdzie czekała już karetka.
Ochrona oczyszczała teren, a pod hotelem zbierał się olbrzymi tłum. Donoszono, że padły strzały, ale nic takiego nie słyszałem, gdy wsiadałem do karetki.
– Jak się czujesz, Holy? – spytał Tim, nim zamknięto drzwi ambulansu.
– Dalej jestem mistrzem, co nie? – odparłem, uśmiechając się.