Nowy wyścig F1 z politycznym akcentem. Kibice podzieleni
Uliczna ekspansja Liberty Media i poszerzanie horyzontów, przynajmniej teoretycznie, trwa. Formuła 1 poinformowała, że w 2026 roku po raz pierwszy w historii królowa motorsportu zawita na ulice Madrytu. Pojawienie się w kalendarzu hiszpańskiego wyścigu wzbudziło poruszenie w kontekście przyszłości obecnej Grand Prix Hiszpanii w Barcelonie. Kibice – jak to już zawsze dzieje się, gdy mowa o ulicznym wyścigu – stoją raczej w opozycji do organizatorów.
Niecałe 5,5 kilometra, 20 zakrętów i mniej więcej 1 minuta i 32 sekundy jazdy. To maksymalnie skrócona charakterystyka nitki toru w Madrycie, która będzie składać się zarówno z odcinków w pełni ulicznych, jak i elementów stałych, przypominających tradycyjny obiekt wyścigowy. Tor będzie wił się wokół Centrum Ekspozycyjnego IFEMA Madrid, a także jako jedyny w kalendarzu będzie miał dwa fragmenty przypominające małe tunele. Kształt nitki nie przekonał jednak na razie kibiców F1, którzy pozostają sceptyczni wobec obiektów niebędących tradycyjnymi torami wyścigowymi.
Nie taki diabeł straszny?
Rywalizacja Formuły 1 w stolicy Hiszpanii to absolutna nowość, o której w środowisku spekulowano od pewnego czasu. Plan ogłoszenia nowego wyścigu zdradziły dzień wcześniej oklejone na tę okazję autobusy miejskie. Część fanów już teraz wydała wyrok na tę rundę mistrzostw świata, choć do pierwszego wyścigu pozostają ponad 2 lata.
Najczęściej podnoszonym wątkiem w kontekście rosnącej liczby wyścigów ulicznych jest najzwyklejsza nuda. Są oczywiście wyjątki jak tor w Baku, który od lat dostarcza zazwyczaj interesujących wyścigów, jednak na ogół kibicom nie podoba się wizja rywalizacji na ulicach ze względu na zredukowaną liczbę okazji do wyprzedzania. I tutaj jest promyk nadziei. O ile tory w Las Vegas czy Monte Carlo rzeczywiście są na tym polu ograniczone, o tyle w Madrycie może być dość ciekawie.
Poważnym zmartwieniem może być brak ostrzejszych dohamowań, ale szybsze sekcje toru mają potencjał. Zeszłoroczny wyścig w Las Vegas, krytykowany za wszystko łącznie z nitką, pokazał, że pewne mankamenty nie zawsze decydują o wizualnej atrakcyjności. Grand Prix Las Vegas okazało się jednym z bardziej emocjonujących w minionym sezonie.
Liberty Media jeszcze przed ogłoszeniem nowego wyścigu przygotowała kontrargumentację skierowaną do przeciwników F1 w Madrycie. Z komunikatu poświęconego nowej lokalizacji dowiadujemy się między innymi, że organizacja wyścigu tam wpisuje się w ideę minimalizowania śladu węglowego i zrównoważonego rozwoju. Debiut w Madrycie pokryje się z wprowadzeniem nowych regulacji technicznych, które również mają zmniejszać wpływ F1 na środowisko. Ponadto organizator zapowiada bliską współpracę ze szkołami i lokalnymi firmami, aby zwiększyć grono beneficjentów. Fani będą mogli liczyć także na atrakcje w śródmieściu Madrytu. Szacunki Liberty Media mówią o 450 mln euro zysku dla miasta za każdy rok rywalizacji.
Czy argumentacja przekona teraz kibiców do organizacji wyścigu F1 w stolicy Hiszpanii? Z pewnością nie, jednak za kilka lat fani wracający z Madrytu mogą ciepło wspominać Grand Prix, kiedy mogli bardzo szybko i stosunkowo tanio dostać się z lotniska na tor oraz uczestniczyć w takim wydarzeniu na terenie jednego z najpiękniejszych miast Europy. Pojawienie się w kalendarzu Baku spotkało się również z krytycznym odbiorem, zwłaszcza fanów o dłuższym stażu, a obecnie stolica Azerbejdżanu jest już stałym punktem sezonu. Jeśli szczęście dopisze organizatorom, to być może wydarzenia torowe wesprą pozytywne skojarzenia także podczas madryckiego Grand Prix.
Co z nazwą wyścigu?
Tylko czy madryckiego, czy może raczej hiszpańskiego Grand prix. Niewiadomą pozostaje na razie oficjalna, pełna nazwa wyścigu w stolicy Hiszpanii. W ostatnich latach nieco pogorszyła się pozycja toru pod Barceloną, który od 1991 roku jest etatowym organizatorem Grand Prix Hiszpanii i obiekt walczy o swoje miejsce, jednak w 2026 roku cały czas będzie miał ważną umowę. Regulamin Mistrzostw Świata Formuły 1 wyklucza taką samą nazwę dwóch wyścigów, dlatego właśnie Grand Prix USA odbywa się w Texasie, a rundy w Miami oraz Las Vegas mają swoje nazwy. W przeszłości to samo rozwiązanie zastosowano chociażby w przypadku Austrii, kiedy jeden z wyścigów stał się Grand Prix Styrii.
W Hiszpanii „scenariusz austriacki” byłby jednak bardzo kontrowersyjny. Władze centralne w Hiszpanii zwalczają eksponowanie Katalonii jako autonomicznego regionu. Katalońskie dążenia niepodległościowe wzmacniają wszystkie ważne inicjatywy związane z północno-wschodnią częścią kraju i Barceloną. Grand Prix na torze Circuit de Barcelona-Catalunya odbywa się pod nazwą Grand Prix Hiszpanii. Gdyby nie niechęć do eksponowania nazwy Katalonii, to byłby naturalny wybór.
Ironią losu byłoby, gdyby wyścig F1 w Madrycie, o który tak zabiegały władze państwowe oraz lokalne, przyczynił się do zwiększenia ekspozycji Katalonii na arenie międzynarodowej. Dlatego dużo bardziej prawdopodobne jest rozwiązanie znane ze Stanów Zjednoczonych i zorganizowanie Grand Prix Hiszpanii i Grand Prix Madrytu/Barcelony.
Kolejny szczebel ulicznej drabiny?
Dla Formuły 1 umowa z Madrytem jest strategiczna, bowiem w latach 2026-2035 odbędzie się 10 takich wyścigów. Długoterminowe kontrakty ma obecnie spora część torów w kalendarzu, a kibiców martwi to, że coraz mniej miejsca zostaje dla historycznych obiektów o pięknych tradycjach. Fani z utęsknieniem wspominają Sepang w Malezji czy też Hockenheimring i Nürburgring w Niemczech, jednak szanse na powrót są nikłe. Co więcej – widmo wypadnięcia z kalendarza coraz poważniej zagląda w oczy Circuit de Spa-Francorchamps, areny Grand Prix Belgii.
Grand Prix Hiszpanii w Madrycie może być czymś, co zwyczajnie przyjmie się w świecie Formuły 1, lecz kibice martwią się, że Stefano Domenicali i Liberty Media nie zatrzymają się na hiszpańskiej stolicy. Ciepłe wypowiedzi na temat potencjału Londynu czy Nowego Jorku sprawiają, że coraz poważniej można rozpatrywać pojawienie się królowej motorsportu także tam. A wtedy wyjścia są dwa i żadne z nich nie usatysfakcjonuje kibiców starej daty: zwiększenie liczby wyścigów lub wyrzucenie z kalendarza części rund. Nikt nie zapłacze po Katarze czy Arabii Saudyjskiej, ale bardziej prawdopodobne będą wtedy wykluczenia tradycyjnych torów.
Niestety, w ulicznej spirali Formuły 1 na razie nie słychać o Warszawie, ani żadnym innym polskim mieście.