Czy afera jest potrzebna polskiej szermierce?

Polskie szpadzistki, po 16 latach, zdobyły medal olimpijski dla szermierki. Długo jednak kibice tej dyscypliny się nie nacieszyli. Od kilku dni szermiercza Polska żyje aferą wywołaną przez Jakuba Zborowskiego, który olimpijskie walki naszych szermierzy komentował w Eurosporcie.

W poprzednim tygodniu cieszyliśmy się z brązowego medalu wywalczonego przez: Renatę Knapik-Miazgę, Martynę Swatowską-Wenglarczyk, Alicję Klasik oraz Aleksandrę Jarecką. Mimo pierwszego w historii krążka wywalczonego przez polskie szpadzistki i pierwszego medalu dla szermierki od 16 lat pojawiły się kontrowersje.

Chodziło o Aleksandrę Jarecką, która pierwotnie nie znalazła się w olimpijskim składzie. (Pisaliśmy o całej sytuacji w zeszłym tygodniu). To, że media interesowały się dość skomplikowaną i kontrowersyjną sprawą jej powołania na igrzyska, było uzasadnione. W wielu portalach, gazetach pojawiły się teksty opowiadające historię Jareckiej z wymownym tytułem „Mnie tu miało nie być”.

To jednak niejedyne kontrowersje wokół szermierki w ostatnich dniach. Mocnych słów pod adresem Polskiego Związku Szermierczego użył na antenie Eurosportu komentator Jakub Zborowski podczas niedzielnego meczu polskich florecistów. -Drodzy państwo, ja powiem tylko krótko – tak kończy się kolesiostwo i układy w Polskim Związku Szermierczym – powiedział na zakończenie przegranego ćwierćfinałowego pojedynku Zborowski.

Wcześniej jeszcze apelował do najważniejszych osób w państwie. – Apeluję do Prezydenta, Premiera, Ministra Sportu oraz kolegów dziennikarzy: polskim szermierzom dzieje się krzywda i prosimy o pomoc! Stop przemocy psychicznej w polskim sporcie – zakończył swój monolog przed meczem Polski z Włochami.

Dzień później udzielił wywiadu, w którym jasno stwierdza, że polskim szermierzom dzieje się krzywda, że przez kolesiostwo na imprezy rangi mistrzowskiej nie jeżdżą właściwi zawodnicy, że sam kiedy był szermierzem, padł ofiarą rzekomego układu przez co, w wieku 22 lat musiał zakończyć swoją sportową karierę. Wymienił również nazwisko zawodnika Leszka Rajskiego – florecisty, który niestety nie pojechał do Paryża, również w wyniku wspomnianego układu.

Czy rzeczywiście dzieje się krzywda?

W każdej dyscyplinie sportowej pojawiają się kontrowersje związane z powoływaniem zawodników na imprezy rangi mistrzowskiej. Zwłaszcza wtedy, kiedy kwalifikacja wywalczona jest dla kraju i nie jest imienna. Tak było w przypadku siatkarzy, szpadzistek, florecistów czy zawodniczek reprezentujących strzelectwo sportowe.

W szpadzie kobiet mamy całą gamę świetnych zawodniczek, które mogłyby się dobrze zaprezentować w Paryżu. Pojechała Jarecka, nie pojechała Ewa Trzebińska, która w 2023 roku w drużynie wspólnie z: Magdaleną Pawłowską, Renatą Knapik-Miazgą i Martyną Swatowską-Wenglarczyk zdobyła mistrzostwo świata. Trzebińska jest jedną z najbardziej doświadczonych i utytułowanych zawodniczek w historii polskiej szpady, która przez wielu uważana jest za osobą, która świetnie walczy właśnie w turniejach drużynowych.

To, że nie wystartowała w Paryżu, jest również jej dramatem. Tym bardziej że robiła wszystko, żeby jak najszybciej wrócić do formy po urlopie macierzyńskim. Możemy tylko gdybać, co by było gdyby do Paryża pojechała. Zborowski w jednym z udzielonych wywiadów mówi, że Trzebińska miała pojechać, bo jest od Danuty Dmowskiej-Andrzejuk – byłej minister sportu i kiedyś świetnej szpadzistki. Nie. Trzebińska jest po prostu świetną zawodniczką, która tak jak Jarecka zasłużyła na to, żeby wystąpić w igrzyskach.

Dziennikarz i były szpadzista uważa, że zabiera głos w obronie polskich szermierzy. Powołuje się na tolerancję i poszanowanie drugiego człowieka. Tymczasem personalnie atakuje florecistę Michała Siessa w dość niewybredny sposób. Rzuca oskarżenia, że pojechał do Paryża po znajomości, a nie ma na to żadnych dowodów.

Broni natomiast drugiego florecisty Leszka Rajskiego. Na antenie Eurosportu mówił m.in. „Leszek cała szermiercza Polska jest z Tobą”. Rajski to legenda polskiego floretu. 41-letni zawodnik ma najwięcej tytułów mistrza polski w historii. Pięknym ukoronowaniem jego kariery byłby start w Paryżu. Trener kadry zdecydował jednak inaczej. Czy Rajski czuje się skrzywdzony? – Nie, nie czuję się skrzywdzony. Prosiłem Kubę (Jakuba Zborowskiego), żeby nie mieszał mnie w tę aferę – mówi Rajski.

– Nie podoba mi się również, że Kuba Zborowski atakuje personalnie Michała Siessa. Owszem było mi przykro, że nie pojechałem na igrzyska, ale mieliśmy jasno określone kryteria wewnętrznej kwalifikacji. Jechało dwóch pierwszych zawodników z listy, którzy uzbierali najwięcej punktów w sześciu pucharach świata, a także w Pucharach Polski i mistrzostwach krajowych. Pozostałych dwóch zawodników wybierał trener – opowiada Rajski.

– Ja na liście byłem czwarty, trzeci był Andrzej Rządkowski – mój klubowy kolega, a piąty Michał Siess. Tyle tylko, że Michał z naszej piątki zdecydowanie najlepiej walczył podczas pucharów świata i ma najwięcej punktów FIE. Punkty natomiast tracił na krajowym podwórku. Nie muszę tłumaczyć, że na igrzyskach walczy się z obcokrajowcami. Właśnie to zadecydowało o tym, że do Paryża pojechał właśnie Michał. To dobry zawodnik i przykro mi, że jest obecnie atakowany. W naszej drużynie wciąż panuje dobra atmosfera i nie chciałbym, żeby się to zmieniło – tłumaczy Rajski.

– Sam mogę mieć pretensje o dwie rzeczy. Mam pretensje do siebie, że nie walczyłem lepiej w zawodach międzynarodowych i że nie znalazłem się w pierwszej dwójce. Wtedy sprawa byłaby jasna. Druga kwestia, wydaje mi się, że PZSzerm w przyszłości powinien przemyśleć zasady kwalifikacji wewnętrznych. Zamykanie ich na początku kwietnia moim zdaniem było przedwczesne. Ja np. najlepszą formę miałem w maju i czerwcu – tłumaczy spokojnie Leszek Rajski.

Kolejną kwestią, jaką porusza Zborowski, jest fakt, że on sam padł ofiarą znęcania się psychicznego, przez co zakończył karierę w wieku zaledwie 22 lat. Twierdzi, że nie był brany pod uwagę przy obsadzie imprez mistrzowskich ze względu na to, że jak to nazwał „był spoza układu”. Osoby, które w tym czasie stawały naprzeciwko Zborowskiego na szermierczej planszy, z pewnością przecierają oczy ze zdumienia. Jest to łatwe do sprawdzenia, że dziennikarz nie był najlepszy w swoim roczniku, a często umiejętnościami przewyższali go również młodsi szpadziści.

Po co to wszystko?

Do wywodów Zborowskiego odniósł się Polski Związek Szermierczy. Tłumacząc, że dobór zawodników na igrzyska był transparenty, że kadrze zapewniono wszelkie udogodnienia potrzebne do przygotowania się do najważniejszej imprezy czterolecia. Związek zadbał również o to, żeby do Paryża polecieli trenerzy klubowi zawodników, także Aleksandry Jareckiej.

Odnosi się również do ataków Zborowskiego. W oświadczeniu przeczytać można m.in., że dziennikarz pracował swojego czasu dla PZSzerm., ale został zwolniony i że obecnie jest stroną w konflikcie ze związkiem i tubą opozycyjnej grupy, która dąży do przejęcia władzy w PZSzerm.

Czy takie przepychanki są potrzebne polskiej szermierce? Zdecydowanie nie. W Polsce szermierka to dyscyplina niszowa, którą przeciętny obywatel ogląda raz na cztery lata – właśnie podczas igrzysk O sponsorów jest bardzo trudno, a wielu świetnych zawodników kończy kariery przede wszystkim z powodu braku odpowiedniego finansowania. Najlepszym momentem, żeby pozyskać sponsorów, jest właśnie okres igrzysk, zwłaszcza wtedy kiedy zawodnicy lub zawodniczki zdobywają medal.

Tymczasem, zamiast dbać o dobry wizerunek dyscypliny, starać się o to, żeby pozyskać środki na szkolenie kolejnych pokoleń, ale i utrzymanie seniorów pojawiają się osoby, które cały ten sukces obracają w aferę. Owszem patologie w sporcie trzeba eliminować, ale nie kosztem całej dyscypliny.

Fot. Freepik

Udostępnij

Translate »