Marek Rożej: Siedziałem i patrząc w sufit czułem spokój
Marek Rożej – trener Natalii Kaczmarek opowiada o przygotowaniach do igrzysk, radzeniu sobie z presją, radością po zdobyciu medalu, warunkach w wiosce olimpijskiej oraz Memoriale Kamili Skolimowskiej.
Przed tygodniem w Chorzowie mieliśmy Diamentową Ligę Memoriał Kamili Skolimowskiej. Byłeś na najważniejszych imprezach na świecie. Jak oceniasz mityng organizowany w Polsce?
MAREK ROŻEJ: Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że były to najlepiej zorganizowane zawody lekkoatletyczne na świecie. Nie mówię tego dlatego, że są w Polsce i organizowane są przez moich znajomych. Z perspektywy trenera, zawodników wszystko było perfekcyjne, hotel, jedzenie obsługa, organizacja na stadionie.
Poziom sportowy też zachwycał.
Był wręcz niebotyczny. To spowodowało, że mityng na Stadionie Śląskim został uznany za najlepszy w historii światowej lekkoatletyki. Niesamowita była również atmosfera w „Kotle Czarownic”. Pełne trybuny, żywiołowo reagujący kibice. Powiem szczerze, że kiedy była prezentacja Natalii, miałem ciarki, bo na stadionie była tak wielka wrzawa. W zeszłym roku śmialiśmy się z komitetem organizacyjnym, że wyszło tak genialnie, że ciężko będzie to powtórzyć. Tymczasem, w tym roku wyszło jeszcze lepiej i poprzeczka została zawieszona już bardzo, bardzo wysoko.
Przejdźmy do igrzysk… Trudno sobie wręcz wyobrazić co mogłeś czuć, kiedy twoja podopieczna zdobywała indywidualny medal igrzysk olimpijskich.
Rzeczywiście. Co prawda Natalia ma już dwa medal igrzysk w sztafetach mieszanej i żeńskiej, ale ten indywidualny był czymś zupełnie innym. Pod ten start w Paryżu zarówno ja jako trener, ale przede wszystkim Natalia podporządkowywaliśmy wszystko. Dlatego presja, ciśnienie rosło z dnia na dzień , z godziny na godzinę. Po finale pierwsze uczucia to była przede wszystkim wielka ulga, radość, satysfakcja.
Był czas na miejscu na świętowanie?
Po powrocie do wioski wszyscy na nas czekali. Owszem był czas na świętowanie, ale nawet na to nie miałem siły. Siedziałem, patrzyłem się w sufit i czułem przede wszystkim szczęście i spokój, czułem, że ten cały stres, który towarzyszył mi od miesięcy, zniknął.
Wielu sportowców mówi, że zaraz po zdobyciu medalu nie może uwierzyć, że to faktycznie się stało. Ty, jako trener miałeś podobne odczucia?
Nie, Natalia już mnie przyzwyczaiła do tego, że na najważniejszych imprezach sięga po kolejne medale. Tak więc ta świadomość przyszła szybko. Natomiast ze skali tego sukcesu zdaję sobie sprawę z każdym dniem coraz bardziej. To jest naprawdę coś wielkiego.
W czerwcu Natalia pobiła rekord Polski, została mistrzynią Europy. Start w Rzymie chyba spowodował jeszcze większą presję jeśli chodzi o igrzyska w Paryżu?
Pewnie tak. Pamiętajmy jednak, że Natalia w zeszłym roku została wicemistrzynią świata i od tamtego momentu był jedną z faworytek do olimpijskiego podium w Paryżu. Wydaje mi się, że czy byśmy wystartowali na mistrzostwach Europy, czy nie, presja i tak by była. Z perspektywy czasu myślę, że Mistrzostwa Europy dały Natalii jeszcze większą pewność siebie, bo wygrała na nich z jedną ze swoich największych rywalek Irlandką Adeleke. A co najważniejsze pobiła rekord Polski, a nawet zeszła poniżej 49 sekund. Dzięki temu uniknęliśmy kolejnych, nieco już męczących, pytań o to kiedy ten rekord padnie.
Jak wyglądały ostatnie tygodnie dni przed startem Natalii w Paryżu?
Poza oczywiście treningiem i ona i ja też odizolowaliśmy się od mediów społecznościowych, w ogóle od internetu. Nie czytaliśmy żadnych tekstów, komentarzy. Tak mi się to spodobało, że do dzisiaj tego nie robię. Natalia nie chciała też udzielać żadnych wywiadów, ograniczyła też do maksimum wszelkie inne aktywności około sportowe. Presja ze strony mediów i kibiców był tak duża, że wolała się skoncentrować na pracy i później na starcie. Bardzo często dziennikarze dzwonili do mnie z lekkimi pretensjami, że nie ma z nią kontaktu, więc starałem się udzielać im informacji, tak żeby ona miała spokój. Wszystkie działania marketingowe, udział w kampaniach, sesje zdjęciowe, nagrania – to wszystko Natalia zaplanowała wręcz perfekcyjnie w sezonie halowym, w którym nie startowała. Czasem na kilka miesięcy przed zgrupowaniem pytała mnie, kiedy będzie miała dzień wolny, żeby móc właśnie umówić np. sesję. Dzięki temu w ostatnich miesiącach mogła koncentrować się tylko i wyłącznie na sporcie.
To prawda, że najczęściej w Polsce można was spotkać w Karpaczu?
Prawda. Mamy tam idealne warunki. Stadion jest nowoczesny, z bardzo dobrą nawierzchnią. Pewnie, gdyby nie był to rok olimpijski, całe lato również trenowalibyśmy w Karpaczu. Tym razem musieliśmy jednak zrezygnować. Natalia jest już na tyle rozpoznawalna, że obawialiśmy się kibiców na treningach, próśb o autografy, zdjęcia, spotkania w hotelu. Takie rzeczy rozpraszają i jeszcze zwiększają presję. Zdecydowaliśmy się więc na Centralny Ośrodek Sportu w Spale.
Wróćmy jeszcze do Paryża. Mieszkaliście w wiosce olimpijskiej?
Tak. Nie widzieliśmy potrzeby, żeby mieszkać poza nią.
Czyli nie było tak źle, jak mówili niektórzy sportowcy? Dało się spać na łóżkach z kartonu?
Bez problemu, powiem więcej. Dla mnie łóżko, materac i poduszka były bardzo, bardzo wygodne. Zresztą nie rozumiem tych niektórych komentarzy i zainteresowania kartonowymi łóżkami. Takie same były już w Tokio. Poza tym, z mojej perspektywy nasza misja olimpijska zapewniła polskim sportowcom, wszystko, czego potrzebowali, m.in. klimatyzatory, bez których trudno byłoby się im w pełni regenerować. Co do samej wioski, trzeba do niej przyjechać z odpowiednim nastawieniem. Jest tam mnóstwo ludzi, jest ogromna stołówka, w której czasem chwilę trzeba poczekać na jedzenie. Poza tym mieszkanie w niej naprawdę nie jest aż tak uciążliwe. Mieliśmy świetnie zorganizowany transport na stadion treningowy czy na Stade de France. Wiem, też, że Natalia również bardzo dobrze oceniała warunki panujące w Paryżu. Jedna rzecz, o którą się obawiałem to fakt, że start Natalii był już prawie na sam koniec igrzysk. Wiem z doświadczenia, że wtedy w wiosce zaczyna panować atmosfera rozprężenia i niektórzy przestają trzymać sportowy reżim. Obawy jednak okazały się bezpodstawne. Natalia miała spokój, zresztą mieszkała z dziewczynami, które startowały tego samego dnia w sztafecie, więc wzajemnie się mobilizowały i skupiały na tym, co miały do wykonania.
A Dom Polski?
Myślę, że był strzałem w dziesiątkę. Rano po finale Natalii zorganizowana została tam specjalna impreza na jej cześć. To było coś niesamowitego. Szampany, spotkanie z kibicami. Naprawdę wspaniała atmosfera. Dojechali do nas również siatkarze po swojej dekoracji. Niezapomniane chwile.
Sporo mówi się w ostatnich tygodniach o kryzysie w polskiej lekkoatletyce. Jak oceniasz sytuację ze swojej perspektywy? Widzisz następców mistrzów, którzy powoli myślą o zakończeniu kariery?
Ja uważam, że problem jest bardzo złożony. Polski Związek Lekkiej Atletyki powinien dobrze przeanalizować to, co działo się w minionej dekadzie, jakie mieliśmy bogactwo, a w jakiej sytuacji się znajdujemy. Jednoznacznie na pytanie, dlaczego jest gorzej, nie da się odpowiedzieć. Zdolną młodzież na pewno mamy. Patrząc tylko na moje konkurencje zarówno w juniorach młodszych, jak i juniorach i dziewczęta, i chłopcy zdobywają medale mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Biją rekordy Polski, rekordy życiowe zawodników, którzy w ostatnich latach decydowali o sile polskiej lekkoatletyki. Mamy Stanisława Strzeleckiego, Anastazję Kuś, Zosię Tomczyk. To są jednostki wybitne, dlatego ja, mimo wszystko, patrzę optymistycznie w przyszłość. Mam nadzieję, że ci zawodnicy z młodego pokolenia wystartują już na igrzyskach w Los Angeles.
Co dalej? Koniec sezonu, wakacje?
Tak. Świadomie zrezygnowaliśmy z finału Diamentowej Ligii, żeby Natalia mogła odpoczywać przede wszystkim psychicznie. W ostatnich latach żyła w niewiarygodnym reżimie. Wszystko podporządkowane były pod jeden cel – indywidualny medal olimpijski. Jesienią powoli będziemy wracać do treningu, ale bardzo spokojnie. Planujemy, że przyszły sezon też będzie bardzo spokojny, bez wielkiej presji, która towarzyszyła nam w ostatnich latach.
Osiągnęliście już wszystko. Pytanie, co będzie następnym celem?
Rzeczywiście, ja jako trener czuję się spełniony i myślę, że Natalia jako zawodniczka również. Z wyznaczeniem kolejnych celów nie będzie jednak problemu. Natalia wciąż jest młodą zawodniczką, przed którą – mam nadzieję – jeszcze kolejne medale i rekordy. Dla mnie najważniejszy będzie jej progres. Jeżeli będzie poprawiać czas, to i kolejne sukcesy przyjdą.