Kolarstwo kobiece w Polsce rozwinie skrzydła?

Bez wątpienia sezon 2024 był najlepszy w historii polskiego kolarstwa szosowego kobiet. Czy sukcesy odnoszone przez Kasię Niewiadomą, Darię Pikulik czy Martę Lach wpłyną na rozwój dyscypliny w Polsce?

Medal igrzysk olimpijskich na torze, a zaraz później medal szosowych mistrzostw Europy. Dla Darii Pikulik sezon 2024 z pewnością jest najlepszym w życiu. Kasia Niewiadoma stanęła na najwyższym podium kobiecego Tour de France. Marta Lach wygrała wyścig w Chinach, w wielu innych pokazała się ze znakomitej strony, co zaowocowało kontraktem w najlepszej na świecie ekipie kobiecej. Nie można zapominać też o młodziutkiej Dominice Włodarczyk. Aktualna mistrzyni Polski ma za sobą sezon w ekipie najwyższej dywizji i podpisany jedne z najdłuższych kontraktów wśród kobiet.

Lista sukcesów polskich kolarek w tym roku jest bardzo długa i napawająca optymizmem. Czy jednak przełożą się one na zainteresowanie dyscypliną zarówno wśród potencjalnych zawodniczek, jak i sponsorów w naszym kraju?

– Nie sądzę – mówi Paweł Bentkowski, właściciel jedynej polskiej grupy zawodowej kobiet Mat Atom Deweloper Wrocław.

– Ja też w tej kwestii nie byłabym optymistką. Niestety w Polsce kolarstwo szosowe, zwłaszcza kobiet jest na tyle niszową dyscypliną, że ciężko jest o sponsorów – dodaje Paulina Brzeźna-Bentkowska, trenerka, właścicielka ekipy kolarskiej oraz była zawodniczka.

– Są też głosy, że problemem w polskim kolarstwie jest to, jak dyscyplina jest zarządzana – dodaje Paulina Brzeźna-Bentkowska.

Sukcesy Kwiatkowskiego i Majki nie pomogły

Dziesięć lat temu Michał Kwiatkowski został mistrzem świata ze startu wspólnego. Nasza reprezentacja liczyła dziewięciu zawodników, czyli najwięcej. W kolejnych latach sukcesy odnosili także: Tomasz Marczyński, Maciej Bodnar, Maciej Paterski, Michał Gołoś i oczywiście Rafał Majka, który wygrywał etapy Tour de France, a w 2016 roku zdobył medal igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro.

Minęło dziesięć lat, a polskie, męskie kolarstwo, zamiast się rozwijać, przechodzi głęboki kryzys. – Przykro mi to przyznać, ale nie potrafiliśmy przekuć sukcesów sprzed dziesięciu lat i popularności dyscypliny w tamtym czasie na dalszy rozwój – przyznaje Wacław Skarul – były prezes Polskiego Związku Kolarskiego, trener kadry, dyrektor sportowy PZKol.

– W tamtym czasie staraliśmy się zrobić wszystko, żeby zorganizować system szkolenia dzieci, młodzieży i starszych zawodników. Powstał m.in. Narodowy Projekt Rozwoju Kolarstwa, zakładane były szkółki kolarskie w całej Polsce – opowiada Skarul.

– Niestety projekt nie do końca dobrze funkcjonował i nie przyniósł spodziewanych rezultatów – dodaje.

W 2016 roku Skarul przestał pełnić funkcję prezesa PZKol i od tamtego czasu w związek delikatnie mówiąc, nie cieszy się tzw. dobrą prasą.

– Obecnie środowisko jest tak spolaryzowane, że nie ma mowy o żadnym porozumieniu, konstruktywnych rozmowach o szkoleniu czy powstawaniu jakichkolwiek systemowych rozwiązań. Sytuacja jest na tyle patowa, że na miejscu ministra poważnie zastanowiłbym się nad wprowadzeniem do PZKol komisarza, który ułatwiłby sprawne przeprowadzenie wyborów i wprowadzenie zmian – dodaje Skarul.

Afery odstraszają sponsorów

Ciągłe problemy w związku odstraszają sponsorów zarówno tych, którzy mieliby wspierać kadrę, jak i poszczególne ekipy. – Problemy z dalszym rozwojem kolarstwa spowodowane jest także brakiem ekip na poziomie drugiej i pierwszej dywizji – tłumaczy Skarul.

W męskim kolarstwie przestało istnieć CCC Polkowice, Verva ActiveJet. W żeńskim mamy zaledwie jedną ekipę, która właściwie utrzymuje polskie kolarstwo kobiet i staje się trampoliną dla zawodniczek do kontynuowania kariery poza granicami Polski. Czy to więc prawda, że żeby osiągać sukcesy trzeba „uciec z Polski”, jak mówią niektórzy?

– Bardzo nie lubię, kiedy zawodniczki lub trenerzy tak to ujmują. W końcu gdzieś zostali wychowani, ukształtowani. Mamy w Polsce bardzo dużo dobrych klubów i doświadczonych trenerów szkolących dzieci i młodzież. Mamy ekipę Mat Atom Deweloper Wrocław, która pomogła wielu zawodniczkom pokazać się na arenie międzynarodowej i podpisać kontrakt z najlepszymi drużynami na świecie. Owszem trzeba wyjechać z Polski, żeby się rozwijać, ale nie nazwałbym tego uciekaniem – kończy Skarul.

Być jak Kasia Niewiadoma, a może nie…

Utarło się, że kiedy w danej dyscyplinie sportowcy odnoszą sukcesy międzynarodowe, stają się popularni. Za tym idzie popularność dyscypliny i to, że wybiera ją coraz więcej dzieci. Niestety tak się nie dzieje w przypadku kolarstwa. – Dziewczynek, mimo sukcesów naszych najlepszych kolarek, w kolarstwie wciąż jest niewiele – mówi trener Antonii Szewczyk. – To, co się zmieniło, a może ja mam takie szczęście, że jak się już pojawiają, są bardziej sumienne niż chłopcy – dodaje.

– Wydaje mi się, że czasy na tyle się zmieniły, że dzieci i młodzież mają innych idoli niż sportowcy – przyznaje Małgorzata Pawlaczek – trenerka i popularyzatorka kolarstwa kobiet w Polsce.

– W dzisiejszych czasach często na pierwszym miejscu u najmłodszych są twórcy cyfrowi, a sport przestał być czymś, co otworzy drogę np. do wyjazdów zagranicznych – dodaje.

– W moim odczuciu sukcesy naszych kolarek niewiele zmienią w szkoleniu dzieci, w popularyzacji dyscypliny wśród najmłodszych. Niestety to już nie te czasy. Choć oczywiście bardzo chciałabym, żeby tak było. Ja mam wrażenie, że w Polsce, póki co, dziewczynki często nie czują się na początku swojej drogi w kolarstwie do końca dobrze w tym. Bo to sport uznawanym za męski. To zupełnie odwrotnie, niż kolarki amatorki, dla których kolarstwo często staje się odskocznią od pracy, codzienności, dodaje im pewności siebie. Czy będzie lepiej? Wszystko przed nami. Najbliższe lata pokażą – kończy Małgorzata Pawlaczek.

Udostępnij

Translate »