Izabela Marcisz: zanim zaczęłam dobrze chodzić, już biegałam na nartach
Izabela Marcisz opowiada o medalach zdobytych na Uniwersjadzie, zmianach, jakie wprowadziła w swoim życiu, usportowionej rodzinie i początkach na nartach biegowych.
Cztery medale zdobyte podczas Uniwersjady to chyba spora nagroda za ciężką pracę i zachęta do tego, żeby pracować jeszcze mocniej?
IZABELA MARCISZ: Bardzo cieszę się, że mogłam znowu stanąć na podium, wywalczyć medale. Te sukcesy pokazują, że decyzje dość radykalne, które podjęłam wiosną i zmiany, które wprowadziłam, przynoszą efekty.
Jakie to były zmiany?
Trzeba zacząć od tego, że poprzedni sezon był dla mnie bardzo słaby zarówno pod względem wyników, jak i zdrowia. Byłam przemęczona, miałam problemy ze snem, a kiedy nie szło w sporcie, jednoznacznie nie działało to w całym moim życiu, bo zabrakło balansu. Do tego doszły problemy w kadrze, ciągłe zmiany, rotacje. Było słabo pod każdym względem i w styczniu rok temu byłam już tym wszystkim tak zmęczona, że zdecydowałam, iż od nowego sezonu albo wszystko zmieniam, albo będę musiała poważnie przemyśleć czy jest sens to wszystko ciągnąć.
I zmieniłaś?
Tak. Postanowiłam odłączyć się od kadry narodowej i trenować indywidualnie z trenerem ze Szwecji Martinem Perssonem. Zaczęliśmy wiosną. Miałam to szczęście, że mój trener współpracuje też z Polskim Związkiem Narciarskim więc wiosnę i w lecie trenowaliśmy razem w Polsce. Od września natomiast zdecydowanie więcej czasu spędzałam już w Skandynawii, gdzie miałam idealne warunki do tego, żeby skupić się na sporcie i nadrobieniu braków
A co szwankowało?
To były często banalne rzeczy, jak np. problemy ze snem. Udało się to uregulować. Uregulowałam też sposób odżywiania i bardzo mocno pracuję nad techniką. Czuję, że idę w dobrym kierunku. Moim celem na ten sezon było ustabilizowanie formy oraz mojego życia i póki co się udaje. Celem sportowym był powrót do czołowej trzydziestki w Pucharze Świata i to też zdołałam osiągnąć. Chciałabym w tym roku podczas mistrzostw świata seniorów zająć miejsce w TOP 20.
Pochodzisz z bardzo usportowionej rodziny, Twoi najbliżsi potrafili dodać Ci otuchy w tych trudnych momentach w zeszłym sezonie, ale czy próbowałaś konsultować się np. z psychologiem?
W mojej rodzinie wszyscy biegali i biegają na nartach. Rozumieją, jak to jest być sportowcem, odnosić sukcesy i ponosić porażki. Oczywiście wśród najbliższych miałam wielkie wsparcie. Nieocenione to było, ale nie ukrywam, że w mojej karierze od dwóch lat bardzo pomaga mi moja psycholog sportowa Katarzyna Żarów. Myślę, że bez niej w wielu sytuacjach byłoby mi bardzo trudno.
Wspomniałaś, że cała rodzina biegała na nartach. Miałaś jakiś wybór jeśli chodzi o dyscyplinę sportu, którą chciałaś trenować czy jasne było, że to będą biegi narciarskie?
Mój tato biegał na nartach, mama też. Zresztą poznali się w Szkole Mistrzostwa Sportowego. Dwie starsze siostry i brat także poszli w ich ślady. Pamiętam, że u nas w domu o godzinie 16, kiedy rodzeństwo wracało ze szkoły, a rodzice z pracy wszyscy wychodzili na trening. Na początku trenował nas tato. Ja byłam najmłodsza, więc czasem zdarzało się, że kiedy rodzeństwo musiało zrobić dłuższy trening, nie brali mnie ze sobą, więc stałam przy drzwiach z nartami i płakałam. Czy miałam wybór? Nie wiem, raczej nie. Ja po prostu biegam na nartach od zawsze, to było dla mnie coś bardzo naturalnego.
A pamiętasz ile miałaś lat kiedy pierwszy raz założyłaś na nogi narty biegowe?
Wiem nawet kiedy pierwszy raz wystartowałam w zawodach, miałam dwa lata. Z tego wydarzenia do dziś mam dyplom i puchar. Zapewne nie potrafiłam jeszcze dobrze chodzić, a już biegałam. Rodzice śmieją się, że kije to mi tylko wtedy przeszkadzały.
Co było później?
Ciężka praca, zdarzały się kryzysy w gimnazjum i w liceum. Nie wiedziałam, czy biegi narciarskie są na pewno dla mnie. Rodzice mocno pilnowali, abym nie zaprzepaściła swojego talentu do biegów i sportu. Warto też dodać, że jestem typem perfekcjonistki i już jako dziecko chciałam robić wszystko najlepiej. Trochę odbierało mi to radość ze sportu, ale aktualnie staram się sobie czasami odpuścić. Ludzkim pięknem jest bycie perfekcyjnym w naszej nie perfekcyjności.
Wyniki pokazały, że talentu nie zaprzepaściłaś.
W wieku 16 lat dostałam się do kadry i póki co, cały czas w niej jestem. W międzyczasie udało mi się zdobyć medale mistrzostw świata juniorów i młodzieżowców. Wtedy rzeczywiście przekonałam się, że to jest to, co chcę w życiu robić.
Wielu młodych sportowców, którzy osiągają tak znaczne wyniki w kategoriach juniorskich, opowiada, że przeżywa szok po tym, jak musi zacząć rywalizować z seniorami. Też się spotkałaś z tym efektem?
Niestety tak. Jestem bardzo ambitna, pracowita i wszystko chcę robić najlepiej. Myślę, że tego etosu pracy sportowca wyczynowego nauczył mnie ojciec, co później było też egzekwowane u trenera Aleksandra Wierietielnego, z którym miałam zaszczyt pracować w kadrze juniorskiej. Tylko że po przejściu do kategorii seniorskiej to wszystko, co robiłam do tej pory, przestało przynosić efekty. To było bardzo frustrujące. Na to nałożyły się problemy w kadrze. Zaczęłam na siebie nakładać odpowiedzialność za organizację treningów, pieniędzy i ogólnie spraw, którymi nie powinnam się zajmować. Przez to wszystko byłam bardzo zdezorientowana, ale myślę, że właśnie wróciłam na właściwą drogę.
Wspomniałaś trenera Wierietielnego, ostatnio ukazał się wywiad, w którym trener Justyny Kowalczyk dość mocno krytykuje to, co aktualnie dzieje w polskich biegach narciarskich. A Ty jak oceniasz obecnie Twoją dyscyplinę?
Po trudnych latach mam wrażenie, że biegi narciarskie w Polsce budzą się do życia. Coś drgnęło zarówno w kadrze kobiet, jak i mężczyzn. Oczywiście do warunków, jakie były do uprawiania w Polsce biegów w złotych czasach Justyny Kowalczyk jest nam daleko. Myślę, że do końca nie wykorzystano tamtego potencjału i popularności dyscypliny. Z drugiej jednak strony nie zaprzepaszczono go zupełnie. Mamy sporo młodych, zdolnych zawodników i zawodniczek, którzy odnosili sukcesy w młodszych kategoriach wiekowych. Jakiś więc potencjał jest. Niestety system jest tak uciążliwy, że bez inwestowania własnych środków nie da się osiągać satysfakcjonujących wyników. Finansowanie szkolenia z ministerstwa istnieje, ale obudowane takimi zasadami i restrykcjami, że niekiedy utrudnia to proces treningowy.
Wspomniałaś o ciężkim sezonie 2023/24. Brak wyników często wiąże się z brakiem stypendium, środków do życia, treningów. O sponsorów zapewne nie jest łatwo, więc jak sobie z tym wszystkim radzić?
Biorąc pod uwagę to, że obecnie za wiele rzeczy – w tym trenera – płacę sama, lekko nie jest. Na szczęście pracuję w wojsku, jestem żołnierzem i gdyby nie to, nie miałabym możliwości, by pozostać w sporcie po igrzyskach w Pekinie. Dodam, że wtedy moje stypendium wynosiło zaledwie 800 zł. Obecnie mam też wsparcie z programu Solidarności dla osób, które przygotowują się do igrzysk. Dzięki ostatnim sukcesom udało mi się także dostać do Fundacji Pho3nix.
A sponsorzy?
Wiosną wycofał się mój główny sponsor, co mocno podcięło mi skrzydła. Od tego czasu nie udało mi się znaleźć kolejnego, ale wciąż próbuję. Dość mocno postarałam się o uatrakcyjnienie mediów społecznościowych. Początkowo byłam nastawiona sceptycznie do pokazywania mojego życia, także tego prywatnego. Nie miałam pomysłu na kontent, nie wiedziałam, czy w ogóle komuś się to spodoba. Okazało się jednak, że strach ma wielkie oczy. Zaczęłam być bardziej aktywna w tej kwestii i wydaje mi się, że wiele rzeczy przychodzi mi dość naturalnie. Doszłam do tego, że chcę pokazać światu, że nie jestem tylko Izabelą Marcisz z nartami, bandaną, opaską i w okularach, której prawie za tego sprzętu nie widać. Jestem też normalną dziewczyną, Izką, która dużo podróżuje, uprawia inne sporty, a w wolnych chwilach spełnia się artystycznie.
Twoje największe sportowe marzenie to?
Igrzyska. Byłam już co prawda w Pekinie, ale wiem, że stać mnie na lepszy wynik. Ciężko pracuję na to, żeby pojechać za rok do Cortiny i żeby pokazać się tam z jak najlepszej strony.
Fot. Archiwum Akademickiego Związku Sportowego