Szutry i Bruki to nowa jakość w polskim kolarstwie (wywiad)
O tym jak wprowadza się wyścig kolarski do prestiżowego grona Międzynarodowej Unii Kolarskiej, jak planuje się trasy Tour de Pologne, a także o popularności kolarstwa wśród amatorów opowiada Przemysław Bednarek, organizator wyścigów Klub Ślęża Sobótka Bike Academy.
Aleksandra Szumska, theSport: Przed nami historyczna 38. edycja Ślężańskiego Mnicha. Po latach jego rozgrywania wyścig będzie miał kategorię Międzynarodowej Unii Kolarskiej.
Przemysław Bednarek, Ślęża Sobótka Bike Academy: Tak jest. Startujemy 13 kwietnia. Po latach zdecydowaliśmy się na kolejny krok w rozwoju wyścigu. Zanim jednak to się stało, trzeba cofnąć się o ponad dwa lata. Wtedy pojawił się pomysł, żeby w tradycyjnej formule i na trasie dobrze już wszystkim znanej coś zmienić. Chcieliśmy uatrakcyjnić rywalizację elity mężczyzn. Wpadłem na pomysł, żeby wyścig poprowadzić po nowej trasie, nie tylko drogami szosowymi, ale także przez sektory brukowe oraz szutrowe.
W zeszłym roku udało się pomysł wprowadzić w życie.
Tak. Już w 2023 zacząłem sondować wśród trenerów i dyrektorów sportowych, co myślą o takim rozwiązaniu. Wszyscy wyrażali się pozytywnie, stwierdziłem, że trzeba więc spróbować. Zacząłem od rozmowy w Urzędzie Marszałkowskim, a później od „rajdu” po urzędach gmin i powiatów. Tak się składa, że Ślężański Mnich – Bruki i Szutry przechodzi przez sześć gmin: Sobótkę, Łagiewniki, Jordanów, Kobierzyce, Borów, Kondratowice i trzy powiaty: wrocławski, dzierżoniowski i strzeliński. Wszyscy wójtowie i burmistrzowie pomysł przyjęli bardzo dobrze. Wyznaczyliśmy więc trasę, która w sumie mierzy 143 km. W tym są 24 odcinki specjalne.
A jak na pomysł zareagowali kolarze?
Patrząc po tym, jak szybko zapełniła się lista ekip biorących udział w wyścigu w tym roku, to bardzo dobrze. Mamy wszystkie polskie drużyn i całkiem sporo zagranicznych, m.in. z: Niemiec, Czech, Słowacji, Węgier i Rwandy. Bardzo nas cieszy też to, że mamy sygnały od zawodników i drużyn, że już nie mogą doczekać się ścigania u nas.
Trudno jest zdobyć kategorię UCI dla wyścigu?
Trudno? Nie. Zgłasza się daną imprezę odpowiednio wcześnie. Opisuje się ją, przesyła coś w rodzaju biznes planu. Oczywiście trzeba mieć zapewniony budżet na odpowiednim poziomie. UCI wymaga nagród od 1. do 25. miejsca. Pula nagród obecnie to 50 tys. zł. Międzynarodowa Unia Kolarska z reguły pozytywnie opiniuje takie zgłoszenia. Tak jak z otrzymaniem kategorii nie ma większego problemu, tak z utrzymaniem wyścigu w UCI są już większe trudności.
Dlaczego?
Każda z imprez rozgrywanych w ramach UCI jest oceniania m.in. przez sędziów, którzy na nią przyjadą, a także poszczególne ekipy. Nasz wyścig jest specyficzny przez odcinki specjalne, brukowe i szutrowe. Musimy uważać, żeby nie przesadzić z ich trudnością. Po pierwszej edycji kolarze bardziej narzekali na jakość asfaltów niż na szutry i bruki, więc póki co akceptują to co dla nich zaplanowaliśmy.
To znaczy, że kolarze lubią takie nieco inne wyścigi, wyzwania?
Patrząc na popularność Paryż – Roubaix czy włoskich Strade Bianche, to myślę, że tak. Takie wyścigi to duże urozmaicenie, podniesienie poprzeczki nieco wyżej. Dlatego myślę, że nasze Szutry i Bruki będziemy w przyszłości rozwijać. Marzy mi się, żeby wyścig rozegrany został w jeszcze wyższej kategorii i transmitowany był w Eurosporcie. Poza Tour de Pologne nie mamy w Polsce szosowej imprezy kolarskiej tej rangi.
Co trzeba zrobić, żeby zaliczyć taki awans?
Przede wszystkim trzeba mieć dużo wyższy budżet. Obecnie poza gminami i urzędem marszałkowskim mamy sponsorów większych i mniejszych, między innymi VeloBank. Myśląc o wyższej kategorii, będziemy musieli pozyskać sponsora strategicznego, bo trzeba będzie zapewnić wyższe nagrody. Ponadto w zawodach prawo startu będą miały grupy kolarskie najwyższej dywizji, które trzeba zaprosić i opłacić ich pobyt w Polsce.
Ślężański Mnich to nie tylko Szutry i Bruki dla elity mężczyzn, ale także wyścig kobiet, wyścigi dzieci i młodzieży, a także impreza dla kolarskich amatorów, których w Sobótce zawsze jest mnóstwo. Jak pan ocenia popularność kolarstwa szosowego właśnie wśród amatorów?
Zarówno jeśli chodzi o kolarstwo szosowe, jak i MTB to szczyt jego popularności wśród amatorów był tuż przed pandemią. Na wyścigach MTB bywało, że startowało ponad 2000 zawodników i zawodniczek. W Ślężańskim Mnichu dla amatorów w tamtych czasach na liście startowej mieliśmy ponad 1000 osób, w pozostałych edycjach po 500-600. Takiej frekwencji nigdzie w Polsce nie było, nie licząc oczywiście Tour de Pologne Amatorów, który jest poza wszelką kategorią.
-> Marta Lach: Cieszą mnie małe rzeczy, ale marzę o największych <-
Pandemia dużo pozmieniała?
Zdecydowanie. Z jednej strony ludzie czuli głód spotykania się, startowania, ale nie było to już na taką skalę jak przed 2020 rokiem. My na Dolnym Śląsku sześć lat temu w związku z popularnością szosy wśród amatorów stworzyliśmy dla nich cykl wyścigów Via Dolny Śląsk. Wciąż ciszy się on popularnością, ale nie jest to już to, co kiedyś.
Poza pandemią to rynek trochę „zepsuły” nam gravele. Wiele osób zrezygnowało zarówno z typowych rowerów MTB, jak i tych szosowych i postawiło na gravele, które znacznie na popularności zaczęły zyskiwać właśnie w pandemii. W związku z tym my też idziemy z duchem czasu i jeden wyścig w cyklu będzie typowo gravelowy.
W tym roku po raz kolejny Tour de Pologne zawita na Dolny Śląsk. Poza swoją działalnością w regionie jest pan też osobą, która planuje przejazd kolarzy podczas tego największego wyścigu kolarskiego w tej części Europy.
Tak, jakiś czas temu podpisałem umowę z Lang Teamem, że będę przygotowywał trasy tylko na Dolnym Śląsku, bo w tym regionie mieszkam, ten region znam i chcę go pokazywać.
Jak to wszystko wygląda od strony organizacyjnej?
Dostaję od Czesława Langa informację, w jakim mieście jest zaplanowany start, w jakim meta i zaczynam planowanie przejazdu kolarzy. Tworzę wstępny plan i następnie wyruszam do poszczególnych samorządów, żeby zainteresować ich współpracą. I muszę przyznać, że informacja o tym, że Tour de Pologne ma przejechać przez dane miasto czy gminę otwiera drzwi. Nie spotkałem się przez tych kilka lat, żeby ktoś odmówił, był niezadowolony. Wręcz przeciwnie – samorządowcom bardzo zależy, żeby na ich terenie zlokalizowana była choćby jakaś premia. Oczywiście wiąże się to wszystko z kosztami, które muszą ponieść, ale także ze świetną promocją.
No tak, wyścig przecież w całości transmitowany jest w TV.
Właśnie tak. Wyścig jest pięknie pokazywany z uwzględnieniem atrakcji turystycznych i sportowych danego regionu, a to przynosi realne korzyści poszczególnym samorządom.
Możemy już zdradzić, gdzie w tym roku na Dolnym Śląsku zawitają kolarze podczas Tour de Pologne?
Jeszcze nie, ale mogę zdradzić, że wyścig wystartuje właśnie w tym regionie.
fot. archiwum organizatora