THC w sporcie – środek dopingujący czy zakazany owoc?
Mata przekonuje, że każdy kogo zna „zjarał chociaż gram marihuany”. A statystyki Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii poświadczają, że co najmniej 2,5 miliona Polaków sięga po substancję, która w kraju jest wciąż surowo zabroniona. W tym gronie znajdują się także sportowcy, dla których chwila odurzenia może się okazać niezwykle kosztowna. Jak więc wygląda polska sprawa marihuanowa i ile lat świetlnych dzieli ją od modelu amerykańskiego?
W Polsce import, produkcja, pośrednictwo w sprzedaży, ale też posiadanie marihuany jest nielegalne i stanowi przestępstwo, zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii z dnia 29 lipca 2005 r. (z późniejszymi zmianami). Nie tylko polskie prawo stoi okoniem do zażywania tetrahydrokanabinolu (THC), ale też – co kluczowe w kontekście tego artykułu – wiodące agencje przeciwdziałające dopingowi w sporcie.
Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) od niedawna klasyfikuje THC jako „substancję nadużywaną”, czyli „często nadużywaną w społeczeństwie, poza kontekstem sportowym” (w tej kategorii znajdują się także MDMA, heroina i kokaina). Dalej, WADA wpisuje THC do kategorii „zabronionych podczas zawodów” – wszystkie naturalne i syntetyczne kanabinoidy (wyjątkiem CBD) są niedopuszczalne w rywalizacji sportowej.
Carboxy-THC, czyli wtórny metabolit obecny w moczu po spożyciu konopi indyjskich, ma poziom progowy wynoszący 150 nanogramów na mililitr, przy czym śladowe przypadki poniżej tego stężenia z reguły nie są zgłaszane. Ten próg eliminuje przypadki biernego palenia, czy też spożycia na długi czas przed zawodami.
THC jako doping?
Sama obecność THC w dyskusji antydopingowej od lat wzbudza szereg nierzadko skrajnych emocji – szczególne kontrowersje dotyczą samej klasyfikacji substancji na liście substancji zabronionych. Żeby się tam znaleźć, musi spełniać przynajmniej dwa z trzech warunków:
- może poprawiać lub poprawia wyniki sportowe
- jest niebezpieczna dla zdrowia sportowców
- narusza „sportowego ducha”
Zdaniem WADA, kanabinoidy wypełniają wszystkie trzy kryteria.
Odpowiedzią na tę klasyfikację jest szereg badań naukowych, podważających jakikolwiek wpływ THC na poprawę wyników sportowych, a nawet analiza jego działania na pogorszenie wydolności i sprawności atletycznej. O ile nie jest wykluczany negatywny wpływ spożywania marihuany na zdrowie sportowców, badania wskazują, że nie jest on jakkolwiek większy niż w przypadku alkoholu, względem którego WADA ma znacznie luźniejsze podejście.
Jakie są więc potencjalnie korzystne skutki ze spożycia marihuany?
- Rozluźnienie mięśni, co może pomóc w regeneracji,
- pomoc w rozładowaniu lęku i stresu, co jest jednym z głównych argumentów WADA,
- potencjalne zwiększenie koncentracji i skłonności do podjęcia ryzyka sportowego.
Te korzyści zdają się być jednak równoważone, albo nawet przyćmione przez potencjalne zagrożenia:
- część badań sugeruje, że THC zmniejsza wydajność maksymalnego wysiłku fizycznego, a przewlekłe stosowanie może nawet wpłynąć na problemy z oddychaniem i bóle w klatce piersiowej,
- podniesienie tuż po spożyciu tętna o nawet 100% może skutkować zawałem serca
- spowolnienie czasu reakcji, słabsza koordynacja i pogorszone podejmowanie decyzji
- narażenie na epizody paranoi czy psychozy
Publikacje naukowe przeważnie dochodzą więc do wspólnej puenty – nie ma przekonujących danych poświadczających o charakterze dopingowym THC.
Sportowcy nie stronią od jointa
Owocem tych badań i wielu apelów było pewne poruszenie w szeregach WADA, która we wrześniu 2021 powołała grupę ekspertów, celem opracowania stanowiska w sprawie potencjalnego usunięcia kanabinoidów z listy substancji zakazanych w rywalizacji sportowej. W trwającym roku Agencja ma wydać opinię, przy czym wiemy na pewno, że w 2022 nie dojdzie do żadnego poluzowania obostrzeń.
Sha'Carri Richardson received support from the sports world after receiving a one-month suspension for testing positive for THC. pic.twitter.com/3MV7vvmDqM
— The Athletic (@TheAthletic) July 2, 2021
Amerykanka, która była jedną z faworytek do złota w Japonii, została zawieszona na miesiąc, a jej fantastyczny wynik kwalifikacyjny został wykreślony ze statystyk. Richardson, w której stanie stosowanie marihuany jest dozwolone, sięgnęła po nią celem uśmierzenia bólu psychicznego po śmierci matki. Nie było to przekonujące wytłumaczenie dla oficjeli, którzy postępowali wedle ściśle wytyczonych norm antydopingowych.
A historia zna podobnych przypadków więcej. I to idących w zupełnie różne strony – Mike Tyson grał kontrolom na nosie, posługując się sztucznym penisem i zbiornikiem moczu, z kolei Michaelowi Phelpsowi przyszło zapłacić miesiącem dyskwalifikacji za samo zdjęcie z palonym ziołem.
If you know anyone moralizing about Malia Obama smoking a joint but celebrating Michael Phelps show them this pic.twitter.com/ti1iq2yA1K
— Danny Parkins (@DannyParkins) August 12, 2016
Na polskim podwórku pierwszy głos w tej sprawie zabrał były piłkarz Śląska Wrocław, Krzysztof Ostrowski, przyznając się do uzależnienia od marihuany między 15-tym a 18-tym rokiem życia. Zawieszenie od UEFA za wpadkę z THC otrzymał niegdyś Euzebiusz Smolarek, któremu przyszło na kanapie w domu spędzić pół roku.
W raporcie POLADA z 2019 roku znajduje się 8 (anonimowych) przypadków wykrycia ponadprogowej ilości THC u polskich sportowców. W przypadkach znalezienia wyłącznie tetrahydrokanabinolu, zawieszenia najczęściej zamykały się w 3 miesiącach.
Sprawa się komplikuje w przypadku recydywy – hokejowy reprezentant Polski Filip Wielkiewicz w 2016 dostał pierwsze zawieszenie na 6 miesięcy, a w 2018 przyłapano go po raz drugi – wówczas wisiało już nad nim zagrożenie wykluczenia na 4 lata, praktycznie przekreślając jego szansę na kontynuowanie zawodowej kariery. Skończyło się jednak na 10 miesiącach, po których powrócił z obietnicą, że „trzeci raz tego błędu nie popełni”.
Model amerykański
Znacząco bardziej „postępowe” są kluczowe ligi USA. Marihuana, w użyciu medycznym lub rekreacyjnym, a gdzieniegdzie w obu, jest dozwolona w większości stanów. Miało to oczywiście wpływ na dostosowanie polityki antydopingowej rozgrywek sportowych.
Całkiem niedawno przełom nastąpił w NCAA, gdzie zwiększono bardzo niewielki pułap 35 nanogramów na mililitr moczu do 150, dostosowując się do standardów WADA. Poluzowano jednak przepisy dotyczące zawieszeń – wcześniej pierwsze ostrzeżenie wiązało się z odsiadką przez 50% sezonu, a drugie oznaczało już cały sezon z głowy. Od teraz nawet 3-krotne przyłapanie na ponadprogowym spożyciu nie musi się wiązać z zawieszeniem, o ile winny wykaże chęć współpracy z tzw. szkolnym systemem edukacji narkotykowej.
Tym samym NCAA zajęła miejsce obok innych znaczących lig. W MLB marihuanę kompletnie wykreślono z listy substancji zakazanych. NBA podczas covidowej bańki zrezygnowało z testowania „na wyrywki”, tłumacząc decyzję wysokimi poziomami stresu wśród zawodników, w obliczu czego liga nie musi „udawać Big Brothera”.
NHL i NFL również poluzowały swoje restrykcje, przy czym ci drudzy rozpoczęli inwestycje w badania dotyczące korzystnego wpływu kanabinoidów na leczenie wstrząśnień mózgu, dedykując na ten cel już ponad milion dolarów.
NFL will spend $1 million to study CBD and THC for sports-related injuries including concussion https://t.co/wakg6ikZUV pic.twitter.com/PdTZgDkFTu
— VizualizeYourDream (@VizualizeDream) February 3, 2022
O sprawie marihuanowej w sporcie można powiedzieć wiele, natomiast nie można jednoznacznie stwierdzić, że spożycie THC jest substancją dopingującą. Mimo to, pozostaje i przynajmniej do końca roku pozostanie zakazanym owocem, a przypowieści jego dotyczącej chyba nie trzeba nikomu przypominać.