Nagrody pomeczowe, czyli jak kapitalizm śmieje się z kapitalizmu

Nagrody pomeczowe, czyli mniej lub bardziej arbitralne wyróżnienie najlepszego według jakiegoś kryterium zawodnika, to zarazem pole do najmniej możliwie wyrafinowanego, skrajnie ostentacyjnego marketingowego popisu. Jak bowiem inaczej opisać rower, w którym nawet szprychy ociekają od logotypów Coca-Coli? Albo karton mleka (owszem, mleka) tak gigantyczny, że logo połyka większość przestrzeni na zdjęciu? Te nagrody to tak (nie)zręczna karykatura marketingu sportowego, że postanowiliśmy im oddać poniższy tekst – oto kilka przypadków, które udowadniają, że czasem, dla własnej dumy, warto być drugim najlepszym na boisku.

#1 My mieć samochód i bulteriera

Pierwszy przykład, jak na złość, łamie wszystkie tezy ze wstępu. Bo jakże, no jakże spojrzeć na te zdjęcia i wyburczeć pod nosem jakieś przekleństwo na cholerny kapitalizm? Może to kwestia budżetu czy zasobów, a może, co bardziej prawdopodobne, zwyczajnie bardziej „ludzkiego” podejścia, jednak nikt tak nie improwizuje, jak afrykańscy działacze.

Krata piwa? Rewelacja.

Para w pełni użytecznych klapków bez metki? Miód.

Wiadro produktów spożywczych? Aż duma wracać do domu.

Żywy kurczak? Ma co najmniej jedno zastosowanie.

I aż się głupio patrzy na bezużyteczne statuetki, czyż nie? Oczywiście i Afryka nie „uchroniła” się od obrzydliwych macek podłej komercji, bo i część tych nagród owinięto w nadzwyczaj reklamowy papierek. Naszym ulubionym przykładem jest „trofeum” z Sierra Leone, czyli pudełko Corn Flakesów, których strategia biznesowa zakładała taki właśnie sposób promocji.

#2 Cudze chwalicie, swego nie znacie

Zostawiając więc Afrykę i udając się, zdaniem niektórych, całkiem niedaleko, zaglądamy do Polskiej Ligi Koszykówki, czyli tworu, który czasem wydaje się być jedynie parodią zbudowaną na podstawie żartów o Januszach i Grażynach. Z tym jedynie, że w samym cyrku się nie śmieją, a wręcz robią to wszystko na poważnie. Oto nasze dwa ulubione przykłady:

Najbardziej energetyczny zawodnik Energa Basket Ligi.

Najbardziej. Energetyczny. Zawodnik.

Z braku laku, PLK stała się poligonem doświadczalnym do promocji SSP. Nic zresztą dziwnego, bo jak wiadomo, ładowanie publicznych pieniędzy w sport to od zawsze był jeden z najmniej kontrowersyjnych i najbardziej ukochanych tematów w naszym kraju. Tak właśnie narodziła się nowa statystyka boiskowa, po stokroć bardziej rzetelna od wszelkich EVALów – energetyczność.

I choć próżno szukać wyjaśnienia tej kategorii, nie mamy żadnych wątpliwości co do rzetelności pomiaru. Wystarczy przytoczyć wypowiedź dumnego Mateusza Kostrzewskiego, najbardziej energetycznego zawodnika sezonu 2017/18.

– Na pewno jest to wyróżnienie bardzo duże. Zawsze staram się dawać dużo energii kolegom z drużyny, czy nawet sobie. Na pewno to pomaga mnie i drużynie, jeśli mają w drużynie takiego zawodnika, który cały czas jest pobudzony, energetyczny, chce biegać, chce skakać.

Na tym jednak nie koniec – od dwóch sezonów, dla tego, któremu w danym tygodniu najbardziej się chce biegać i skakać, liga rozbija bank, wlewając sowitą sumkę do jego baku. Na biednych, jak widać, nie trafiło.

#3 Jesteś wielki, wypij mleko

Prawdziwa perła w tej kategorii, po której wymazano niemal każdy ślad w internecie. Za nagrody dla zawodnika meczu w Ajaksie swego czasu odpowiadała marka mleka Melkunie, czego efektem jest poniższe, iście znakomite zdjęcie, na którym Nordin Wooter otrzymuje karykaturalnie olbrzymi karton ajaksowego mleka. Na twarzach obu bohaterów widać skrajną pustkę, będącą celną metaforą zawartości kartonu.

Źródło: r/AjaxAmsterdam

W tym miejscu warto też przywołać coca-rowery, czyli pomysł Coca-Coli na wyróżnianie najlepszych zawodników. W 1995 roku, Steve Glass z Aberdeen otrzymał pierwszy taki rower (ten dziś znajduje się w klubowym muzeum). Należy docenić pomysłowość marketingowców napoju, którzy zamiast – wzorem Mulkunie – wyprodukować olbrzymią puchę, uderzyli w drugi w kolejności ton, budzący skojarzenia z Coca-Colą – aktywność fizyczną.

#4 Nie wydaj wszystkiego na raz

Tym sposobem wreszcie docieramy do nagrody będącej inspiracją dla tego tekstu, czyli najnowszego pomysłu sponsorów NEC Nijmegen. Na zdjęciu poniżej widać (zarabiającego około 2 tys. euro tygodniowo) Magnusa Mattssona, nieposiadającego się z radości po otrzymaniu nagrody dla BLOX Man of the Match, czyli 100 euro w kryptowalucie. To znaczy 97 euro. 84. O, już 103.

Czy płynie z tego jakiś pouczający morał? Raczej nie – dopóki da się coś bowiem sprzedać, będzie to sprzedawane (o czym pisaliśmy tutaj), a dopóki my, kibice, nie będziemy się nakręcać w tęsknocie za czasami, kiedy to wszystko było jakieś takie inne, kapitalizm od czasu do czasu wypluje w naszym kierunku obrazek taki jak powyższy. Śmiejmy się zatem, bo co nam zostało.

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »