Adam Małysz: Młodzież do skoków przyciągają sukcesy i pieniądze

Jeden z najsłynniejszych polskich sportowców, a obecnie prezes Polskiego Związku Narciarskiego – Adam Małysz – w dość niekonwencjonalny sposób promuje swoją dyscyplinę sportową.

Czym jest Akademia Lotnika?

ADAM MAŁYSZ: Projektem, który ma promować skoki narciarskie, ale także wszelką aktywność sportową wśród dzieci i młodzieży. W wielkim skrócie, w pierwszej kolejności pojawimy się w pięciu polskich miastach: Bielsku-Białej, Wrocławiu, Szczecinie, Warszawie i Krakowie z naszą przenośną małą skocznią i całym miasteczkiem sportowym. W nim nasi instruktorzy pokażą jak utrzymać równowagę, jak powinna wyglądać pozycja dojazdowa, jak się odbić, jaki refleks jest potrzebny do tego, żeby prawidłowo wyjść z progu. Po przejściu szkolenia i zaliczeniu wszystkich stacji otrzymuje się certyfikat uprawniający do oddania skoku.

Nie jest to niebezpieczne?

Nie, w przypadku najmłodszych nie jest to nawet skok, a po prostu zjechanie ze skoczni. Wszystko odbywa się pod nadzorem trenera, a dzieci zakładają kask. Gwarantuje, że zabawa jest świetna, a z zadaniem świetnie radzą sobie nawet dzieci, które narty miały pierwszy raz na nogach.

Wielu osobom z pewnością trudno jest sobie wyobrazić, jak wygląda taka przenośna skocznia.

Jest zbudowana na specjalnej przyczepie samochodowej, pokryta matami. Wygląda jak prawdziwa skocznia tylko, że w miniaturze.

Akademia Lotnika ma pomóc znaleźć następców Pana, Kamila Stocha czy Dawida Kubackiego?

Też, ale przede wszystkim ma za zadanie zachęcić dzieci i młodzież do ruchu. To bardzo trudne w dzisiejszych czasach bez względu na dyscyplinę. Szczególnie trudne w przypadku skoków narciarskich, które od zawsze uchodziły za dyscyplinę bardzo mało przystępną. Tymczasem my chcemy zmienić ten sposób myślenia, pokazać, że skakać może każdy, jeśli zaczyna od podstaw i małych skoczni. Jeśli dzięki temu projektowi uda nam się pozyskać, choć małą garstkę przyszłych skoczków to będzie to dla nas sukces.

Trudno zachęcić młodych ludzi do skoków, nawet pomimo wielkich sukcesów i tego, że od lat traktowane są jako dyscyplina narodowa w Polsce?

Tak, jak już wspomniałem, problem z uprawianiem sportu przez młodzież dotyczy właściwie wszystkich dyscyplin. Moim zdaniem wynika to również z tego, że lekcje wychowania fizycznego nie są prowadzone tak, jak powinny. Wielu nauczycieli nie umie zainteresować dzieci i młodzieży sportem. Do skoków młodzież przyciągają sukcesy, ale także całkiem niezłe zarobki. Może skoczkowie nie zarabiają na poziomie golfistów, tenisistów czy piłkarzy, ale jest bardzo dużo dyscyplin, w których pod tym względem jest gorzej niż u nas. Tak więc dla wielu zawodników jest to dodatkowa motywacja. Najpierw jednak muszą przyjść na skocznię i zacząć się w pierwszej kolejności sportem bawić, do tego chcemy ich przekonać programem Akademia Lotnika.

Wspomniał Pan, że skoki uchodzą za dyscyplinę niedostępną dla potencjalnego mieszkańca naszego kraju i że chcecie walczyć z tym mitem. To znaczy, że każdy rzeczywiście może skakać?

Zdecydowanie tak. Wiem, że może brzmi to mało realnie, ale tak jest. Oczywiście nie wyślemy potencjalnego kandydata od razu na Wielką Krokiew, ale mamy szereg małych skoczni, na których nie tylko trenują nawet 5, 6-latkowie, ale także organizowane są wszelkiego rodzaju eventy, także dla firm. Prezes, wiceprezesi rywalizowali ze swoim pracownikami. Okazało się, że na skoczni każdy może się świetnie bawić.

Akademia Młodego Lotnika zawita w pierwszej kolejności do pięciu polskich miast. Uważa Pan, że w każdym z nich, mowa o Bielsku, Wrocławiu, Krakowie, Warszawie i Szczecinie, możecie znaleźć przyszły skoczków?

Przede wszystkim myślę, że uda nam się zachęcić młodzież z województw południowych, bo tu mamy warunki do uprawiania tej dyscypliny. Skoki obecnie trenują nie tylko mieszkańcy Wisły czy Zakopanego, ale także osoby, które dojeżdżają z Gliwic czy Katowic. Znam też przypadki, że rodzina specjalnie przeniosła się w góry z nadmorskiej miejscowości, żeby dziecko mogło uprawiać skoki narciarskie.

Jest szansa na to, że obiekty powstaną także w innych miejscach niż te, które Pan wymienił?

Pracujemy nad tym. Rozmawialiśmy już z władzami Karpacza, które chcą reaktywować tamtejszą skocznię Orlinek. Problem polega jednak na tym, że jest ona duża i póki co, nie będzie miał na niej kto skakać. Prowadzimy więc rozmowy odnośnie budowy mniejszych obiektów. Budową małej skoczni wstępnie zainteresowany był również Wałbrzych. Koszty naprawdę nie są duże, a warto też dodać, że obiekt służyć może nie tylko skokom narciarskim, ale naprawdę wszystkim, bo można z niego zwyczajnie zjeżdżać, na czym się da. Tego typu skocznia powstał już m.in. w Kielcach.

Szkolą się na niej już młodzi adepci Waszej dyscypliny?

Niestety nie. Powód, to brak trenerów. Nauczyciele wychowania fizycznego zwyczajnie boją się z niej korzystać, żeby nikt nie zrobił sobie krzywdy. Brak odpowiednio wykwalifikowanej kadry, która mogłaby trenować dzieci i młodzież to nie ukrywam nasz kolejny problem, który staramy się rozwiązać. Prowadzimy szkolenia instruktorów, którzy będą swoją wiedzę i doświadczenie przekazywać najmłodszym. Mam nadzieję, że to działanie w połączeniu z Akademią Lotnika przyniosą w przyszłości oczekiwane rezultaty, czyli więcej dzieci i młodzieży uprawiających skoki narciarskie.

Fot. PZN

Udostępnij

Translate »