Influencerzy będą pudrować wizerunek Chin

W Chinach łamane są prawa człowieka. To fakt, zapisany czarno na białym. „Przywileju” wypowiedzenia podobnych słów nie uświadczą przebywający w Pekinie olimpijczycy, którzy w trosce o własne bezpieczeństwo zachowają milczenie. W międzyczasie w Stanach zaczyna się rozpędzać finansowana przez chiński rząd kampania TikTokowych influencerów, mająca na celu podreperowanie wizerunku gospodarza igrzysk. Pekin 2022 to najbardziej wyrazisty przypadek „sportwashingu” od czasów Berlina 1936. A ci, którzy mają moc sprawczą, postanawiają milczeć.

Analogia do twórczości George’a Orwella jest do bólu oczywista i rysuje się sama. Ministerstwo Prawdy w orwellowskiej Oceanii miało jedno kluczowe zadanie – kontrolować prawdę. Fabrykując fakty, wycinając niewygodne wydarzenia i smarując korektorem po kartach historii, urzędnicy decydowali o tym, co tak naprawdę się wydarzyło, a co nigdy nie miało miejsca.

Najcięższe z wizerunkowych brzemion Chińskiej Republiki Ludowej dotyczy prześladowania (a według amerykańskiej nomenklatury – ludobójstwa) mniejszości ujgurskiej. Według danych ONZ, około miliona Ujgurów jest przetrzymywanych w „obozach reedukacyjnych”. Te wydarzenia, do spółki z tajemniczym zniknięciem tenisistki Peng Shuai, doprowadziły do bojkotu dyplomatycznego igrzysk w wykonaniu przedstawicieli USA, Kanady, Australii i Wielkiej Brytanii.

 

– Nie popieram bojkotów. Są nieefektywne, nieistotne i nieskuteczne – mówi Vipinder Jaswal, były brytyjski dziennikarz, obecnie właściciel agencji Vippi Media, działającej na pograniczu PR-u i marketingu. Jego firma zafakturowała warte 300 tysięcy dolarów zlecenie od chińskiego rządu. Cel jest prosty – o igrzyskach dobrze albo wcale.

Kontrakt na wyraźnych warunkach

Platformą, której dotyczy kontrakt, jest przede wszystkim TikTok. I to był oczywisty wybór. Według danych demograficznych, dominującą grupą odbiorców tego medium są dzieci – co trzeci Amerykanin używający (nomen omen chińskiej) aplikacji nie ukończył nawet 14 lat. To plastyczni i niezwykle podatna na wpływy grupa docelowa, której skandale polityczne są nieznane lub obojętne – chiński model propagandowy zaczyna od korzeni.

Precyzyjnie skrojona kampania zakłada prowadzenie aktywnej promocji przez grono influencerów, podzielone na trzy segmenty na podstawie statystyk rozpoznawalności. Każdy z nich ma wyprodukować od 3 do 5 materiałów, które dotyczą następujących kategorii:

  • Kultura, historia i życie w Pekinie – 70% treści
  • Pozytywne stosunki dyplomatyczne między Chinami a USA – 20% treści
  • Aktualności i trendy z Konsulatu Generalnego – 10% treści.

Vippi Media szacuje, że kampania osiągnie około 3,4 miliona odsłon – taką liczbę wpisano w kontrakt. Niejako wypierając świadomość udziału w procesie propagandowym, Jaswal deklaruje, że jego firma „jedynie podkreśla wiarygodność i rzetelność igrzysk”.

Choć jeszcze nieznane są nazwiska biorących udział w kampanii influencerów, wiadomo, że w ich skład wchodzą m.in. byli atleci olimpijscy. Kluczową „przeszkodą” w powodzeniu promocji może okazać się amerykańskie prawo – Federalna Komisja Handlu zastrzega konieczność poinformowania odbiorców o płatnej promocji w sposób transparentny i precyzyjnie uregulowany.

Tym mikrofon, tamtym kaganiec

Podczas gdy jednym wpycha się słowa do ust, drugim te usta się zamyka. Yang Shu, będący odpowiedzialne za stosunki międzynarodowe przy komitecie organizującym igrzyska, ogłosił powołanie specjalnych komisji oceniających wypowiedzi sportowców. – Jakiekolwiek zachowania lub wypowiedzi sprzeczne z duchem olimpijskim, a szczególnie z prawem chińskim, zostaną ukarane – mówi.

Jego słowa postawiły na baczność organizacje humanitarne. Rysując oczywistą analogię do zaginięcia Shuai, zaczęły namawiać sportowców do zachowania milczenia i pozostawienia komentarzy politycznych na czas wyjazdu. Chińskie prawo bardzo nieprecyzyjnie określa sankcje dotyczące „nadużycia wolności wypowiedzi”, a wskaźnik skazań wynosi niemal 100%.

Szczególnie istotnym elementem wypowiedzi Yanga jest niepozorny fragment o „sprzeczności z duchem olimpijskim”. Nawiązał w tym miejscu do zasady 50. Karty Olimpijskiej, która przewiduje kary za wszelkiego rodzaju „demonstracje i polityczną, religijną lub rasową propagandę” podczas igrzysk. Mając tę kartę w dłoni, MKOl również milczy.

Fot. Twitter

autor rafał hydzik

Udostępnij

Translate »