Igor Bogaczyński: Ten sezon właśnie się dla mnie skończył
Igor Bogaczyński to obecnie jeden z największych lekkoatletycznych talentów. Niestety, kariera biegacza nie jest usłana różami. Spektakularne wyniki przeplatają się z pechowymi sytuacjami.
Aleksandra Szumska: Jak zdrowie?
Igor Bogaczyński: Niestety nie najlepiej. Badania wykazały, że mam naderwane mięśnie. Wszystko wskazuje na to, że ten sezon właśnie się dla mnie zakończył. Po przeprowadzeniu badań uraz ukazał się na tyle poważny, że wiele osób dziwiło się, że podczas mistrzostw Europy U-23 w biegu finałowym, w którym przytrafiła mi się ta kontuzja, dobiegłem do mety.
Szkoda.
Niestety. Taki jest sporty. Jedyny plus jest taki, że wydarzyło się to w sezonie poolimpijskim, bo mam czas na regenerację i dojście do pełni zdrowia. Uznaliśmy z trenerem, że musimy odpuścić teraz, żeby nie pogorszyć sytuacji.
Odnoszę wrażenie, że twoja kariera sportowa jest nieco słodko-gorzka. Z jednej strony bardzo dobre wyniki, z drugiej jest też pech i muszę tu nawiązać do tego, co wydarzyło się podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu. Przypomnijmy, wywalczyłeś ze sztafetą kwalifikację olimpijską, ale ostatecznie na igrzyskach nie pobiegłeś, bo taka była decyzja trenera.
Tak było. Jak myślę o tym z perspektywy czasu, to wydaje mi się, że lepiej dla mnie byłoby, gdybym do Paryża w ogóle nie pojechał. Zapewne mniej by mnie to kosztowało.
Trudno było dojść do siebie po tych wydarzeniach?
Bardzo trudno. Zastanawiałem się już nad tym czy w ogóle warto jest kontynuować karierę, czy kiedykolwiek jeszcze zaufam innym trenerom, ludziom ze związku. Straciłem jakiekolwiek chęci do dalszego treningu i trochę trwało zanim wszystko wróciło na właściwie tory. Czas mijał, a ja mówiłem sobie, że przecież jestem młody, a na igrzyskach w Paryżu świat się nie kończy. Wierzę w to, że jeżeli będę ciężko pracować, to jestem w stanie zakwalifikować się jeszcze na kolejne igrzyska, jedne czy drugie.
Czytaj także: Sportowy kalendarz na drugą połowę roku!
Do tej pory byłeś znany głównie z występów na dystansie 400 m. W tym sezonie jednak postawiłeś na 200 m, a wyniki, które odnosiłeś, były bardzo dobre. Zdecydowałeś już, na którym dystansie czujesz się lepiej?
Bieganie 200 m to trochę eksperyment i test w tym sezonie. Chcieliśmy sprawdzić z trenerem, ile szybkości w tych moich nogach jeszcze jest. Rzeczywiście starty na tym dystansie mi wychodziły, ale mimo wszystko pozostanę jednak przy 400 metrach. Awans na igrzyska rywalizując na 200 m byłby niesamowicie trudny. Natomiast szanse, żeby wywalczyć kwalifikacje na 400 są dużo większe. To podstawowy argument za tym, żebym wybrać dłuższy dystans.
Twój wujek – Jacek Bocian – jest mistrzem świata w sztafecie 4×400 m, biegał 400 metrów w czasach świetności tego dystansu w Polsce. Osiągnięcia wujka miały wpływ na to, że zacząłeś trenować lekkoatletykę?
Tak się złożyło, że nie. Zacząłem biegać dzięki tacie i bratu. Początkowo grałem w piłkę nożną, a mój brat trenował lekką u mojego obecnego trenera. Z czasem mój tato zaczął mnie przekonywać, że warto spróbować tej dyscypliny i rzeczywiście. Skończyłem z piłką i spróbowałem. Tak już zostało. Miałem wtedy 14 albo 15 lat.
Sukcesy przyszły szybko i to takie na wysokim poziomie. Miałeś propozycję, żeby przejść do innego klubu, trenera?
Tak, propozycji było sporo, także tych z dużych klubów. Jednak nie zdecydowałem się na ten krok. Bardzo ufam mojemu trenerowi pod każdym względem. Trenuję nieco inaczej niż wszyscy, a co najważniejsze, wiem, że pod względem wsparcia, wiedzy, podejścia do prac, to z moim aktualnym trenerem mało kto może się równać.
A to prawda, że w związku z tym, że nie zmieniłeś klubu byłeś gorzej traktowany podczas obozów kadry?
Nie wiem czy moje decyzje miały na to wpływ, ale rzeczywiście były obozy kadry, podczas których byłem trochę niewidoczny dla trenera. Jego zaangażowanie w stosunku do mojej osoby ograniczyło się tylko do mierzenia mi czasu. Nie ukrywam, że było mi przykro, zwłaszcza, że byłem bardzo młodym zawodnikiem, którego psychikę łatwo jest złamać.
Wracając jeszcze do twojego wujka… rozmawiacie często o twoich startach, radzisz się jego w kwestiach sportowych?
Oczywiście. Często, kiedy mam jakieś wątpliwości, dzwonię do wujka, rozmawiamy i znajdujemy rozwiązanie. Wujek ma ogromne doświadczenie, z którego staram się korzystać. Jest mi też bardzo miło, że często wspiera mnie podczas zawodów. Był ze mną także podczas ostatnich mistrzostw Europy U-23 w Bergen.
Jak wspomniałeś, ten sezon najprawdopodobniej się już dla ciebie skończył, ale jako młody zawodnik masz jeszcze całą karierę przed sobą. Co jest twoim sportowym celem, do którego dążysz?
Większość sportowców na moim miejscu powiedziałoby, że medal igrzysk, ja jednak patrzę na to wszystko nieco inaczej. Zależy mi, żeby coraz lepiej pokazywać się zarówno na imprezach polskich, jak i międzynarodowych. Muszę bardzo ciężko pracować i chcę się skupiać przede wszystkim na sobie i na startach indywidualnych. To trochę pokłosie wydarzeń z Paryża. Wiem, że tylko kwalifikacja indywidualna da mi pewny start, więc do tego dążę. Poza tym, chciałbym z kariery wyciągnąć maksymalnie dużo, także na przyszłość, żeby tę przyszłość sobie zapewnić.
Będąc niespełna 22-letnim lekkoatletą, odnoszącym sukcesy, masz zapewniony byt i warunki do treningu?
Nie narzekam, choć oczywiście zawsze mogłoby być lepiej. W naszej dyscyplinie, jeśli nie osiągnie się bardzo znaczących wyników na arenie międzynarodowej, bardzo trudno jest o sponsorów. Mi udało się kiedyś podpisać kontrakt z Adidasem, ale był to kontrakt barterowy, na podstawie którego otrzymywałem sprzęt. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy mnie wspierają.
Rozmawiała Aleksandra Szumska
fot. Archiwum PZLA