Jak się ma sportowy bojkot Rosji?

Jeszcze kilka miesięcy temu nie tylko najgorętszym, ale niemalże jedynym tematem w globalnym sporcie było wykluczenie z niego Rosjan. Oddolne (traktując sport jako część większej infrastruktury) sankcje miały wywrzeć na Zwią… Federacji Rosyjskiej moralną presję, dając wyraz ogólnego sprzeciwu środowisk przeciwko agresji w Ukrainie. Teraz mamy sierpień i emocje, w przeciwieństwie do kurzu wojennego, znacząco opadły, pozwalając na nieco bardziej rzetelną refleksję – czy sport może mieć „czyste sumienie”?

Koniec lutego i większość marca bieżącego roku to czas PR-owego armagedonu, w którym dobre intencje, w trudnych do ocenienia proporcjach, przeplatały się z pustymi populizmami. Warto bowiem pamiętać, że wówczas nie zabierali głosu tylko ci, co mieli coś do powiedzenia – paplał każdy, a ślina nie zawsze językowi łaskawa.

Efekt? Z perspektywy chyba należy ocenić, że (w większości przypadków) wizerunkowo i moralnie słuszny. FIFA i UEFA powykluczały rosyjskie podmioty ze swoich rozgrywek, w F1 odwołano GP w Soczi i po kasku oberwało się Nikicie Mazepinowi, natomiast związki olimpijskie postawiły dobitny szlaban.

Skrajnie niezręczną kreską narysowano wówczas granicę pomiędzy „Rosjaninem”, a „człowiekiem” – granicę, której kryteria dyktowane były dogodnością i ekhem pieniądzem.

Choćby w Polskiej Hokej Lidze, gdzie o sile większości zespołów stanowili wówczas Rosjanie i Białorusini, zdecydowano się podłożyć zawodnikom pod nos papierki oświadczające, że w szatni karabinu nie trzymają a o Putinie słyszeli, ale tylko prawdopodobnie (jednocześnie na arenie międzynarodowej wymachując patykiem w kierunku Rosjan, domagając się ich wykluczenia z międzynarodowych rozgrywek). Punkt widzenia, coś tam, coś tam.

I tak, zanim przejdziemy do sedna, warto rzucić okiem na wykres z Google Trends – światowe wyszukiwania hasła Ukraina. Ot tak, po prostu.

Co wydarzyło się w ostatnich miesiącach?

Szereg organizacji w niesmaczny sposób bawi się słowem „kompromis”. Ukraińscy zawodnicy podjęli decyzje o wycofaniu się z kwalifikacji olimpijskich w judo oraz młodzieżowych mistrzostw Muay Thai – w obu przypadkach z tego samego powodu – konieczności rywalizowania z Rosjanami, których dopuszczono do uczestnictwa pod neutralnymi barwami.

IJF argumentował, że zapobiega dyskryminacji, pozwalając Rosjanom kontynuować rywalizację i poinformował w czwartek, że ukarze każdego sportowca, który przejawia „polityczną mściwość lub niesportową postawę”. Oprócz tego padł jeszcze jakiś bełkot o niemieszaniu sportu z polityką.

Przoduje jednak tenis. Po tym jak pokaz radykalizmu dali organizatorzy Wimbledonu, wykluczając z rywalizacji zawodników z Rosji i Białorusi (za co przyszło im beknąć utratą punktów rankingowych), tenis postanowił w (nie)zręczny sposób stanąć pośrodku, zapraszając sportowców z Rosji (oczywiście bez symboli narodowych).

I tak dochodzimy do sytuacji z Western & Southern Open, która miała miejsce podczas meczu pomiędzy Anną Kalinskają i Anatsazją Potapową. Jedna z nich poskarżyła się arbitrowi, że przeszkadza jej ukraińska flaga, w którą owinięta była jedna z kibicek, za co tej zwrócono uwagę.

– To nie na miejscu – usłyszała siedząca na trybunach Lola.

– Nie na miejscu jest inwazja na czyjeś państwo – odparła, zanim opuściła mecz.

Tymczasem Rosjanie grają na dwa fronty. Stanisław Pozdniakow, szef rosyjskiego komitetu olimpijskiego, deklaruje wprost, że jego rodacy przygotowują się do igrzysk w Paryżu i zamierzają się na nich stawić.

Z kolei minister sportu, Oleg Matycin angażuje się w zorganizowanie nowych igrzysk, u boku państw z BRICS oraz Shanghai Cooperation Organization (SCO) – to zrzeszenia państw liczących razem około 4 miliardy ludzi (w tym m.in. Brazylia, Chiny, Indie czy RPA).

– Pracujemy nad różnymi formatami z krajami BRICS i SCO. To nie jest alternatywa dla mistrzostw świata, ale nowe formaty – zapewnia Matycin.

Ministrowie do spraw sportu krajów europejskich i pozaeuropejskich przyjęli wspólne stanowisko w sprawie Rosji i Białorusi – taki tytuł można przeczytać na polskiej witrynie rządowej. Minister sportu Kamil Bortniczuk podpisał, wraz z przedstawicielami 25 innych państw, wspólne oświadczenie domagające się wykluczenia Rosji ze wszystkich możliwych organizacji sportowych, a także zatrzymania transmisji wydarzeń sportowych ich terytorium.

Podtrzymywane są też przyjęte wcześniej zawieszenia i wykluczenia – nie pojawiła się dotąd informacja o zdjęciu jakichkolwiek sankcji. Uf.

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »