Joanna Mazur: Wizerunek niepełnosprawnych jest pożądany. Postrzeganie nas się zmienia (wywiad)

Joanna Mazur z mistrzostw świata w paralekkoatletyce wróciła bez medalu. Reprezentantka Polski nie załamuje rąk i zapewnia, że wyciągnie wnioski przed Igrzyskami Olimpijskimi. W Paryżu udało się za to wywalczyć kwalifikację na najważniejszą imprezę czterolecia. – Dobrze, że błędy wyszły teraz, a nie w przyszłym roku – mówi niewidoma lekkoatletka w rozmowie z TheSport.

Od 8 do 17 lipca trwały paralekkoatletyczne mistrzostwa świata w Paryżu. Joanna Mazur jechała do stolicy Francji z nadzieją na medal w swojej koronnej konkurencji – biegu na 1500 metrów w kategorii T11, czyli osób niewidomych. Polska mistrzyni w przeszłości zdobywała złote krążki mistrzostw świata i mistrzostw Europy, jednak tym razem zajęła 4. miejsce.

W rozmowie z TheSport.pl polska biegaczka opowiada o swoim występie, przygotowaniach do igrzysk i reżimie treningowej. 33-latka opowiada także o rozwoju popularności sportu osób z niepełnosprawnościami. – Fajne jest to, że zmienia się postrzeganie nas także w codziennym życiu – podkreśla.

Joachim Piwek: Za nami paralekkoatletyczne mistrzostwa świata w Paryżu. Po serii medali w poprzednich latach, tym razem zabrakło kilku sekund do podium biegu na 1500 metrów. Jak przyjęła pani czwartą lokatę?

Joanna Mazur: Niestety to zdecydowanie zabolało. Nie chcę w żaden sposób się tłumaczyć. Już wyciągnęliśmy z tego wnioski. Wprowadzamy zmiany, aby uniknąć powtórki w przyszłości. Taki jest sport. Często mówi się o tym, że jest piękny, bo nieprzewidywalny, jednak nieprzewidywalność nie zawsze oznacza piękno.

Teraz czas na poprawę i przygotowania do igrzysk w Paryżu?

Dobrze, że takie rzeczy wyszły w tym momencie, a nie za rok podczas Igrzysk Olimpijskich. Za 4. miejsce nie ma medalu, ale to wynik dający kwalifikacje do Paryża i to zdecydowanie jest duży plus biegu na 1500 metrów. Celowaliśmy w medal. Jeśli chodzi o 400 metrów, to naszym celem było miejsce w „ósemce”, a zajęliśmy 7. lokatę, więc tu wynik jest korzystny.

Pytałem o reakcję na wynik podczas MŚ, bo wyróżnia panią wyjątkowe podejście do sportu. Często podkreślała pani, że medale są ważne, ale liczy się także proces i droga, jaką się przebywa.

Proces to ważna kwestia. To czas, w którym wiele uczymy się o sobie, o swoich słabościach i lękach, ale to przede wszystkim czas, by budować te mocne strony – siłę fizyczną, wytrzymałość i odporność psychiczną.

Jeśli chodzi o konkretne zadania i cele, to nie powiodło się idealnie, ale w życiu czasem tak się dzieje. Kiedy nasze postanowienia nie są realizowane się od A do Z, pojawia się później brak pewności w kolejnych krokach, a tu trzeba być konkretnym i pewnym siebie. Ufam, że złość, którą mam w sobie za to 4, miejsce, przekuję w „coś” dobrego.

Tak jak pani powiedziała, w sporcie tak już czasem się dzieje. 

Dzieje się, kiedy problem jest z powtarzalnością. Jestem coraz dojrzalsza i nie mam tu na myśli wieku, ale także treningi. Moje parametry cały czas idą do góry. Nie zatrzymuje się w miejscu. Proces treningowy przynosi bardzo dobre efekty i stale się rozwijam, także zdrowotnie wszystko jest dobrze. Nie mam żadnych poważniejszych kontuzji. W Gorzowie Wielkopolskim zaliczyliśmy udany bieg i pobiliśmy rekord Europy oraz mój rekord życiowy, tym samym czuję jeszcze dużą rezerwę i wiem, że mogę szybciej.

Dojrzałość sportowa oznacza też rozwój. Jeśli chodzi o sposób przygotowań i treningów, to czy one mocno ewoluowały wraz z czasem?

Myślę, że teraz jestem już świadomą zawodniczką. W duecie, który tworzymy z Michałem, mamy jasny podział zadań. Nie podważam metod i technik trenera, ale sama mam własne ścieżki, obowiązki i przestrzenie o które dbam. Dwie osoby tworzą jeden zespół i myślę, że to świetnie się nam zgrywa. Często podkreślamy rolę współpracy, bo działa ona całkiem dobrze. Mocno się uzupełniamy i korzystamy nawzajem ze swoich zasobów. Jeśli chodzi o sposób przygotowań, to każdy rok jest inny, nie zatrzymujemy się zadawalając minimalizmem. Jeśli chcesz osiągać wyniki na poziomie światowym, trzeba zadbać o warunki i metody treningowe z jakich korzysta świat – to trudne, bo o większość musimy zadbać w własnym zakresie.

Trener odgrywa kluczową rolę, jeśli chodzi o motywację?

Mam w sobie bardzo dużo wewnętrznej motywacji i to ona napędza mnie przede wszystkim.

Nie będę mówić, że jest lekko – szczególnie kiedy przychodzi moment dojścia do swoich limitów. Wtedy szczególnie potrzebna jest ta konkretna pomoc trenera, który pomaga przekroczyć tę granicę. Michał nie należy do osób, które pochwalają byle co. Jest bardzo konkretny i otwarcie wytyka każdy błąd – to rodzaj mojej motywacji, bardzo mobilizuje mnie to do lepszej pracy.

Czuje pani, że inspiruje innych swoimi osiągnięciami?

Jest mi bardzo miło, kiedy słyszę takie słowa. Także na mnie działa to inspirująco i nakręca mnie do pracy. Nigdy tego nie oczekiwałam i na to nie liczyłam. Zawsze chciałam realizować swoje cele i marzenia. Nagle po prostu usłyszałam, że tak się dzieje. Wcale mnie to jednak nie zadowala, bo cały czas czuję rezerwy i ochotę na to, żeby bieganie stało na jeszcze wyższym poziomie. Plany na rozwój mamy, a teraz będziemy to wdrażać.

Historia o pani warunkach mieszkaniowych wzruszyła mnóstwo ludzi. Był to efekt wielu poświęceń dla sportu. Do wewnętrznej motywacji nikt nie ma chyba wątpliwości. Sport ponadto przyspieszył proces utraty wzroku. Nie myślała pani o innej drodze?

Inna droga nie istniała i nie istnieje nadal.

Sport dawał mi wiele radości, zabierał negatywne myśli i sprawiał, że czułam się wolna i szczęśliwa. Dzięki niemu jestem i mogę się realizować w życiu i mówię to z pełną świadomością tych słów. Na warunki nie narzekałam, zwyczajnie zaadoptowałam się do nich, nie miałam możliwości zmiany. Cieszyłam się, że mogę zdobywać wykształcenie i pracować, bo rozwój sportowy wymagał dodatkowych środków finansowych i starałam się móc sobie poradzić. Samodzielność to bardzo ważna kwestia jeśli mowa o osobach z niepełnosprawnościami. Jej brak powoduje wiele ograniczeń, szczególnie tych w naszych głowach. Teraz nie wstydzę się poprosić o pomoc i nie uważam już, że to coś złego, a tym bardziej nie jest oznaką słabości. Jest wręcz przeciwnie – to dojrzałość do sytuacji w której się znajduję i potrzebuję pomocy drugiego człowieka – czasem po to by dzięki takiej wyciągniętej dłoni wyjść jeszcze wyżej, osiągnąć więcej.

Z czasem samodzielne bieganie było niemożliwe.

Na nowo trzeba było się uczyć. We właściwym momencie poznałam się z Michałem – często mówię, że jest moimi oczami, sama nie byłabym w stanie biegać na takim poziomie – z odpowiednim człowiekiem u boku mogę znacznie więcej! – na tym polega współpraca. Wtedy zaczęłam czuć radość z samego przełamywania lęku przestrzennego. Z czasem poczułam chęć tego, żeby stawać się w tym coraz lepsza. Wiedziałam, że mam do tego predyspozycje i mam na to siły. Taki był początek. Bieganie nadal bardzo lubię – to część mnie, ale teraz pełny lekkoatletyczny trening nie jest tylko przyjemnym bieganiem. Bieganie nadal mnie napędza – chcę szybciej i więcej.

A gdyby przed laty nie zdecydowała się pani na sport? Jaki byłby drugi wybór?

Gdyby nie sport, to zostałabym w masażu. Jestem pedagogiem terapeutycznym i masażystką, więc myślę, że pracowałabym bezpośrednio z dziećmi. Poza tym piekę bardzo dobrą szarlotkę, więc na pewno rozważyłabym też tę opcję.

Pani opis treningów brzmi bardzo wymagająco. Jak więc wygląda dzień podczas toku przygotowań do ważnej imprezy?

Zależy od poziomu zaawansowania przygotowań, ale to dwa albo trzy treningi dziennie. Jeśli mam ich trzy, to zaczynam dzień od porannego rozruchu koło 6 rano. Trwa on mniej więcej 40 minut. Potem jem śniadanie, mam przerwę. Koło 10:30 wychodzimy na trening, który trwa ponad 2 godziny. Trening ma różną formę: siłownia, siłownia plus bieg, zajęcia w terenie, trening zadaniowy. Kilometrów zazwyczaj jest sporo. Po treningu prysznic i obiad. Kolejna jednostka treningowa jest już bardziej regeneracyjna lub o bardziej umiarkowanej intensywności, jednak nie odpuszczamy takich treningów. Na koniec oczywiście kolacja i współpraca z fizjoterapeutą, by w pełnej sprawności rozpocząć kolejny dzień.

Jakie są plany na najbliższy czas, jeśli chodzi o pani sportową karierę? Skupienie na igrzyskach?

Zastanawialiśmy się, czy wystartować jeszcze dwa razy w tym roku. Imprezy są dość późno, bo pod koniec września i zobaczymy, czy się zdecydujemy. Być może przeniesiemy już skupienie na kolejny rok. Teraz czas jest trochę luźniejszy, więc mogę nadrobić zaległości. Zrobiłam sobie nawet listę, na której są podstawowe rzeczy, jak dentysta czy okulista. To wszystko trzeba zaliczyć nim zaczną się kolejne wyjazdy. W tym czasie wyślemy też mnóstwo maili z propozycją współpracy – to bardzo ważne w tym okresie. Wsparcie partnerów umożliwia nam odpowiednie przygotowania. Kiedy wszystko będzie rozplanowane, można ruszyć dalej.

Ma pani ogromny wpływ na zmiany postrzegania niepełnosprawności i sportu niepełnosprawnych. Czuje już pani poprawę na tym polu?

Ten fakt bardzo mnie cieszy. Czuję zmiany, jednak jest to proces, który powinien wydarzyć się wiele lat temu, ale u nas jest tak, że niektóre rzeczy dzieją się z pewnym opóźnieniem. Ludzie mieli bardzo niewielką świadomość na temat tego, czym jest sport osób z niepełnosprawnościami. Postrzegano to jako formę rehabilitacji, a chociażby wyniki, które osiągamy, bądź opis mojego dnia świadczą o tym, że tak nie jest. Są osoby z niepełnosprawnościami, które trafiają do sportu w ramach rehabilitacji, ale na etapie walki o najwyższe miejsca na międzynarodowych imprezach to już jest zdecydowanie zawodowy sport, rehabilitacja nie da takich wyników.

Jakie są oczekiwania, jeśli chodzi o rozwój sportu niepełnosprawnych?

Staramy się o jak najlepsze warunki, treningowe,  na przykład możliwość wyjazdów na zgrupowania wysokogórskie. My, parasportowcy, wcale nie chcemy dużo. Chcemy wyłącznie traktowania nas na równi z pełnosprawnymi zawodnikami. Czasem trudno to osiągnąć, bo patrzy się na nas przez pryzmat stereotypów i mierzymy się z dyskryminacją na wielu polach. Każdy z nas stara się by nie widziano w nas jedynie naszej dysfunkcji, ale przede wszystkim człowieka – sportowca, który wiele osiągnął swoją pracą, zaangażowaniem i poświęceniem.

Czego brakuje, aby jeszcze bardziej rozwinąć tę dziedzinę?

Moim zdaniem warto zwiększyć edukację – jest na tyle słaba, że wiele osób nadal nie rozumie, jak wygląda rywalizacja sportowców z niepełnosprawnościami, jakie są ograniczenia, jakie są grupy startowe i co one oznaczają. Dobrze, że coraz częściej pokazuje się relacje z ME i MŚ oraz Igrzysk Paraolimpijskich, ale brakuje edukacji – takiej, by widz był świadomy podziwiając widowisko, jakim niewątpliwie są wszystkie imprezy rangi mistrzowskiej. Więcej powinno się mówić na temat tego, jaki wynik jest na poziomie światowym, a jaki niekoniecznie i o co w tym wszystkim chodzi.

Jest coś jeszcze, co możemy zrobić, żeby poprawić sytuację?

Myślę, że trzeba o tym mówić i to pokazywać. Ten sport również może być atrakcyjny dla kibiców. Społeczeństwo nie podchodzi już do sportowców z niepełnosprawnościami jak do osób ograniczonych, a ludzie zaczynają widzieć, jak wiele niepełnosprawni robią w swoim życiu, na jakie wyrzeczenia się decydują i wtedy zaczynają szczerze kibicować. Pamiętajmy, że osoba niepełnosprawna nie czuje swojej inności. Dla niej poruszanie się na wózku czy z laską jest normalne. Logistycznie treningi są trudniejsze, ale tacy sportowcy sobie z tym radzą i adaptują środowisko pod to, żeby móc trenować, spełniać marzenia. Wydaje mi się, że już jest spora zmiana na tym polu, parasportowcy przestają być anonimowi, a kibice potrafią się nami inspirować. To dla nas bardzo dużo znaczy. To nas także motywuje.

A czy sponsorzy też zaczynają doceniać osiągnięcia?

Tutaj też widzę poprawę. Z całą pewnością pomogły nasze osiągnięcia i miejsca na imprezach mistrzowskich oraz to, że nie jesteśmy szablonowym duetem. Kiedy coś dzieje się pozytywnie – potrafimy to wypunktować, ale kiedy nie zgadzamy się z jakimiś działaniami to także o tym głośno powiemy. Tu także trzeba mieć charakter.

Wiele zależy od tego, jak wykorzysta się sukces medialnie, bo to ulotna okazja – stąd starania, by prowadzone były transmisje z parasportowych imprez sportowych. Trzeba nad tym pracować. Nazwisko laureatów nie powinno padać tylko podczas zwycięstw i dekoracji. Warto zadbać o ekspozycję parasportowców, by ich pozytywnie kojarzyć, wtedy jesteśmy także kojarzeni z partnerami, którzy są z nami podczas naszej wspólnej już wtedy drogi.

Zwłaszcza duże firmy zmieniają swoje podejście do niepełnosprawnych, jeśli chodzi o sponsoring.

Jeszcze parę lat temu jedna z dużych firm produkujących odzież sportową nie chciała w swoich kampaniach osób niepełnosprawnych. Teraz ich wizerunek jest pożądany, a manekiny z niepełnosprawnością prezentują stroje sportowe w witrynach sklepowych. Różność jest modna, a nasza jest dodatkowo nieograniczona i nieszablonowa, więc potencjał jest duży. Pomysłów może być mnóstwo, a my zawsze nawiązując współpracę, przedstawiamy swoje propozycje. My, sportowcy z niepełnosprawnościami, jesteśmy często nowym kierunkiem, nieodkrytym przez nowego partnera do momentu współpracy. Warto otworzyć się na takie partnerstwa, dać szansę i zobaczyć co się wydarzy. Jestem przekonana, że będzie nieszablonowo.

Trudno pozyskać nowego partnera?

Trzeba mieć mnóstwo energii, czasu i być mocno zaangażowanym w to, żeby nawiązać współpracę. Staramy się pokazać, co mamy do zaoferowania, bo mamy bardzo wiele, a nawet przedstawić koncepcje tego, jak wykorzystać współpracę z nami w działaniach marketingowych. Zawsze kiedy o tym mówię, proszę, żeby na maile odpowiadać w jakikolwiek sposób. Odmowa to także informacja – oczywiście zachęcamy do rozmów i kontaktu, ale każda odpowiedź to informacja. Najgorzej kiedy wiadomość zostaje bez reakcji.

Zmienia się także postrzeganie niepełnosprawnych, ale już nie jako sportowców.

Tak, to bardzo miłe. Społeczeństwo w kontakcie z osobą z niepełnosprawnością jest dużo bardziej odważne i przede wszystkim chętne do kontaktu. Czasem potrzebna jest pomoc, ludzie nie bardzo wiedzą jak pomóc – o to zawsze należy zapytać osobę z niepełnosprawnością, ale cieszy to, że już nie odstraszamy, a czasem tylko wymienimy uśmiech. W moim przypadku wyjątkowo nie spojrzenie, chociaż kiedy czuję takie na sobie, to zawsze się uśmiecham i czasem tylko zastanawiam się czy pomachać.

A jest coś, co w imieniu niepełnosprawnych sportowców chciałaby pani powiedzieć innym?

Że warto zmienić nastawienie i być otwartym wobec niepełnosprawnych. Wiem z własnego doświadczenia, że poruszanie się samemu w nowym miejscu wymaga koncentracji. Dlatego może wydawać się na pierwszy rzut oka, że jestem smutna czy przygnębiona. Dlatego zapewniam, że pierwsze wrażenie może być bardzo mylne, często okazuje się, że dużo zyskujemy przy bliższym poznaniu. Mamy spory dystans do siebie i swojej niepełnosprawności, a nasze lifehacki ułatwiłyby życie wielu ludziom. Warto pamiętać, że każdy człowiek jest inny a jedynym sposobem na poznanie się jest poświęcony czas na to, by zobaczyć jak wiele taka znajomość potrafi zmienić w postrzeganiu życia, prowadzeniu biznesu, czy rozwijaniu swojej pasji.

fot. Joanna Mazur & Michał Stawicki T11 Running Pair / paraolympic.org.pl

Udostępnij

Translate »