Kacper Wróblewski: Po powrocie trudno było znaleźć pewność siebie (wywiad)

Za Kacprem Wróblewskim udany powrót za kierownicę. Zawodnik ORLEN Team w drugiej połowie sezonu pojawił się na trasach Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski i wygrał m.in. domowy Rajd Wisły czy Rajd Śląska. 31-latek podkreśla, jak ważne w czasie przerwy od ścigania było wsparcie sponsora.

Kacper Wróblewski w pierwszej fazie sezonu odpoczywał od rajdówki i przyznał jakiś czas temu, że zaczął rozważać życie bez odcinków specjalnych. Po spowodowanym osobistymi sprawami, niemal rocznym rozbracie z samochodem, Wróblewski w wielkim stylu wrócił jednak za kierownicę. Teraz skupia się już na przyszłym sezonie i podkreśla, że chciałby w końcu zdobyć mistrzostwo kraju. W specjalnej rozmowie z theSport.pl opowiada o początkach swojej kariery, wyjątkowej postawie sponsorów oraz startach i rajdowych marzeniach.

Rozmawiamy krótko po świętach Bożego Narodzenia. Jak ci minęły?

Kacper Wróblewski: Bardzo spokojnie. Była okazja i czas na odpoczynek. Dużo czasu spędziłem z rodziną.

Jesteś fanem świątecznych potraw? A może kierowcy rajdowi muszą dbać o wagę?

(Śmiech) Raczej nie tyję. Może nieco ostatnio przybrałem, ale moja waga raczej stoi w miejscu. Jako załoga jesteśmy zbyt lekcy i musimy doważyć samochód. Brakuje nam mniej więcej około 20 kilogramów i zawsze zabieramy o 20 litrów więcej paliwa.

Oprócz paliwa dociążacie samochód w inny sposób?

Czasem kołem zapasowym i to zależy akurat od tego, czy jedziemy na dwa czy na jedno. Są też takie specjalne odważniki, które można umieścić gdzieś w samochodzie.

A co robisz jako kierowca zimą, w przerwie od rajdów?

Na razie jest nudno, bo nie ma śniegu. Jak akurat leżał, to nie było mnie w rodzinnych stronach. Raz byłem na Barbórce, a przed świętami byłem u teściów, więc nie było okazji do czerpania z zimy. Poza tym sporo gram na symulatorze, a przynajmniej się staram, bo ostatnio sporo się działo. W grze pojawił się nowy oes i zdążyłem go sprawdzić.

Zima też jest takim momentem, w którym można załatwić kilka pozarajdowych rzeczy?

Sporo tego jest. W pierwszej połowie roku miałem przerwę od rajdów, więc zająłem się różnymi innymi rzeczami. W drugiej połowie to wszystko zostało, a doszły rajdy. Od szkoleń mam małą przerwę do przyszłego miesiąca, ale nie ma nudy. Cały czas coś się dzieje.

Zimą masz pewnie na to więcej czasu dla sponsorów i partnerów. Jeszcze przed świętami wspólnie z innymi sportowcami wspieranymi przez ORLEN pojawiłeś się na specjalnym spotkaniu na torze kartingowym, połączonym z urodzinami Roberta Kubicy. Jak podobało ci się ściganie?

ORLEN to mój kluczowy partner, który umożliwia mi starty na takim poziomie. Karting w Warszawie był super – atmosfera świetna, dużo się śmialiśmy i to naprawdę była dobra zabawa i okazja do spotkania.

A karting był gdzieś już w twojej wyścigowej karierze wcześniej?

Nie miałem w rodzinie nigdy motorsportowych tradycji, więc było o to trudniej i raczej nie ścigałem się w kartingu. Czasem wsiadłem do jakiegoś halowego pojazdu, ale w końcówce lat 90. to gokartów za bardzo nawet nie było. Później gdzieś raz na jakiś czas z tatą miałem do tego okazję, ale to wszystko. Jak miałem 16 lat, to kupiłem pierwszy samochód, od razu wsiadłem do auta.

I w rajdach zakochałeś się od pierwszego wejrzenia?

Najpierw wyścigi górskie przez dwa lata, bo nie miałem prawa jazdy. Akurat sytuacja ułożyła się tak, że firma rodziców bardzo dobrze sobie radziła. Po zdobyciu prawa jazdy nie było już tak kolorowo, więc musiałem znaleźć coś innego i od 2010 do 2018 roku startowałem raz, góra dwa razy w sezonie. Jak udało się znaleźć sponsorów, to jechałem.

Bez sponsorów się nie da?

Na poziomie RO (rajdy okręgowe, przyp. red.) jesteś w stanie ścigać się, pracując normalnie i odkładając na samochód za kilkadziesiąt tysięcy. Wtedy da się jeździć w pełni za swoje. Ale jeżdżąc w RSMP koszty mocno rosną i bez sponsorów to bardzo trudne. Z każdym kolejnym szczeblem potrzeba coraz więcej. Ale co ciekawe – w Polsce ściga się bardzo dużo prywatnych kierowców.

Powrót do rajdów w minionym sezonie był w twoim wykonaniu bardzo solidny. A przynajmniej według mnie, bo w końcu wygrałeś dwa rajdy. Zgadzasz się?

Zdecydowanie. Powrót był bardzo miłym uczuciem. Kiedy w pewnym momencie czułem, że mogę już nigdy nie wsiąść do rajdówki, to po pewnym czasie każdy kilometr był wielką radochą i nie patrzyłem nawet na wyniki. Cieszyłem się, że mogę jechać takim samochodem. Fajnie, że udało się też wywalczyć takie rezultaty, bo zawsze mi brakowało tego czegoś, a teraz od początku byliśmy szybcy.

A może właśnie pomógł luz i mniejsza presja po powrocie za kierownicę?

To na pewno. Różne rzeczy kołatały mi w głowie kiedyś podczas jazdy. Budżet nie pozwala w końcu na wypadki co rajd i trzeba mieć się na baczności. A paradoksalnie taki hamulec w głowie zwiększa ryzyko błędów, mimo że jedziesz ostrożniej. A jak wsiadasz skoncentrowany ale na luzie, to jest zupełnie inaczej i moje starty to pokazały.

A jak w trakcie przerwy na twój rozbrat z rajdówką zareagował sponsor?

Na każdym kroku podkreślam, że miałem ogromną pomoc ze strony ORLEN i także innych partnerów. Po prostu czekali na mój ruch. Najważniejsze w tamtej chwili były szczerość i dialog. Potrafiliśmy porozmawiać i powiedzieć sobie, z czego wynika przerwa i co będzie dalej. Oficjalnie nigdzie o tym nie mówię, bo to moja prywatna sprawa, ale sponsorzy wiedzieli, co jest grane. Zrozumieli to. To było niesamowicie miłe i jestem bardzo wdzięczny. Miałem czas na ogarnięcie pewnych spraw i powrót. Nie mogło to oczywiście trwać wiecznie, więc starałem się o powrót jak najszybciej, dlatego walczyłem o jazdę jeszcze w 2023 roku.

A co po powrocie było dla ciebie największym wyzwaniem? Chyba niełatwo wsiąść do samochodu rajdowego po takiej przerwie?

Chyba najtrudniej było znaleźć pewność siebie. Zawsze wiedziałem, że potrafię jeździć i być szybkim, ale pewność siebie i swoich ruchów za kierownicą przychodzi wraz z przejechanymi kilometrami. W Rajdzie Rzeszowskim mocno mi to przeszkadzało. Gdybym zrobił przed nim więcej kilometrów testowych na różnych drogach, to moglibyśmy być szybsi.

Kiedy odbywają się testy, to startujemy na zamkniętej drodze. Ja mam bardzo dobrą pamięć do odcinków i szybko się ich uczę, bo mają 2,5 kilometra, więc przejadę je 2 albo 3 razy z pilotem, a potem mogę już jeździć bez niego. Pewność wtedy jednak nie rośnie. Budują ją przejazdy na nowych trasach i jazda na opis. Pewności siebie za kierownicą nie da się więc tak łatwo uzyskać. Przydałyby się 3 dni testów na trzech różnych trasach. Czasami moi koledzy robią dwa odcinki testowe obok siebie i do południa jeżdżą na jednym, a potem na drugim.

Wracając jednak do mojego powrotu, to uważam, że był dobry pomimo braku pewności. Przejazdy były udane.

A w trakcie rajdów jeździsz czasem na pamięć i nie słuchasz opisu pilota?

Tak i myślę, że każdy kierowca z dobrą pamięcią tak ma. Poza tym znajomość trasy pomaga, bo kiedy słucham pilota, to jestem pewny, że ma rację. Poza tym są odcinki bardzo klasyczne i znane kierowcom jak na przykład Rościeszów – Walim. To często element Rajdu Świdnickiego, a w tym roku jechałem tam przy okazji Tarmac Masters. Gdyby Kuba (Jakub Wróbel, pilot Kacpra Wróblewskiego, dop. red.) zamknął zeszyt, to wcale nie pojechałbym tam wolniej (śmiech). Są też takie sytuacje podczas testów, że po przejechaniu odcinka z pilotem wożę na trasie ludzi i jadę szybciej, bo znam trasę i przesuwam swoje granicę.

A masz jakieś sposoby na koncentrację przed przejazdami? Może rytuały albo przesądy?

Miałem ich dużo, ale teraz staram się ich pozbyć. Czasem na niektóre rzeczy nie ma czasu, a „nieodhaczenie” czegoś zaburzało mi koncentrację. Z rzeczy, które mi zostały, to zapinanie pasa biodrowego po wejściu do samochodu. Najpierw zapinam prawy, później lewy i górne szelki. Najważniejsze jest jednak to, że najpierw ubieram lewą rękawiczkę, potem 3 minuty przed startem odpalam kamerę i dopiero później na rękę wędruje prawa rękawiczka. Jak zrobię odwrotnie, to się dekoncentruję. To samo z kamerą – strasznie nie lubię pikania oznaczającego niski poziom baterii.

Kiedyś miałem takie rzeczy jak szczęśliwe skarpetki albo dwie pary majtek na rajd i zawsze musiałem w nich jeździć. Teraz już tego nie robię, ale te rękawiczki cały czas są.

A jak wsiadasz z rajdówki do samochodu „cywilnego”, to zostają jakieś przyzwyczajenia?

Jeśli chodzi o zwyczaje przed jazdą, to nie. Jeśli chodzi o jazdę, to jestem raczej bardzo spokojnym kierowcą. Kiedyś byłem nerwowy i strasznie irytowali mnie inni uczestnicy ruchu drogowego (śmiech), ale raczej teraz tego już nie robię. No ale na drogach trzeba uważać i zawsze być skoncentrowanym nie tylko na sobie, ale również na innych, bo sporo kierowców nie radzi sobie idealnie.

A jest coś, co szczególnie lubisz w rajdach? Nie licząc oczywiście jazdy i prędkości.

Bardzo lubię stres przedrajdowy i podekscytowanie. W trakcie jazdy mnie to raczej irytuje, bo myśli się wtedy o wielu rzeczach, ale gdy myślę o tym po rajdzie, to rozumiem, że to fajne uczucie. W końcu coś się dzieje, a za tym się potem tęskni.

Miłe jest też osiąganie dobrych wyników. Nie chodzi nawet o wygrywanie, ale o spełnianie siebie i poczucie dobrze wykonanej pracy. Bardzo cieszy pojawiający się w trakcie jazdy progres.

A masz jakieś wyjątkowe marzenie związane ze startami, może nawet niekoniecznie w rajdach? Inna dyscyplina sportowa?

Jeśli chodzi o inne gałęzie motorsportu, to raczej nie ma niczego, czego chciałbym spróbować przynajmniej teraz. Może kiedyś jakiś Rajd Dakar, ale na pewno nie teraz. Z innej beczki jestem fanem starszych rajdówek z lat 90. Na przykład Subaru Impreza WRC z początku tysiąclecia.

W końcu każdy fan motoryzacji grał w Colina McRae’a.

Dokładnie tak. Kiedyś miałem takie samochody seryjne. Teraz raczej będzie o nie trudniej, bo mocno drożeją. Moim marzeniem nie jest nawet pojechać w WRC, tylko pościgać się po prostu takimi starymi rajdówkami z krwi i kości. To by było coś. Chodzi mi to po głowie co roku podczas Barbórki. Chciałbym przywieźć Fabię WRC czy Imprezę, ale start nimi jest droższy niż Rally 2.

A przed kolejnym sezonem stawiasz sobie jakiś konkretny cel?

Zawsze mówi się, że nie myśli się o tytułach, ale jednak mistrzostwo Polski trochę we mnie siedzi i chciałbym to zrobić. Co roku jesteśmy blisko, ale zawsze czegoś brakuje. Chciałbym powalczyć o tytuł, żeby mieć to odhaczone. Nie będzie to jakaś trampolina do popularności, ale postawiłbym sobie puchar na półce. Znajomi zawsze pytają, ile ja zarabiam na tych rajdach, ale wygrywa się jednak trofeum i szarfę (śmiech).

To zawsze coś wyjątkowego.

Dobrze byłoby powiedzieć kiedyś wnukom, że byłem mistrzem Polski. Wygrywałem, ale jeszcze nigdy nie udało mi się zwyciężyć w generalce. Oczywiście gdyby się udało, to fajnie byłoby pójść gdzieś wyżej, ale zostawmy to do przyszłego roku. Staram się przyziemnie myśleć o rajdach.

Udostępnij

Translate »