Kszczot kończy karierę. W tle konflikt z PZLA
Kilka dni temu zakończenie zawodowej kariery ogłosił nasz najlepszy i najbardziej utytułowany lekkoatleta specjalizujący się w biegach na 800 metrów – Adam Kszczot. Przyznał, że powodów jest wiele, a jednym z nich jest narastający konflikt na linii sportowcy – Polski Związek Lekkiej Atletyki.
Lista sukcesów 33-letniego dziś Adama Kszczota jest imponująco długa. Na otwartym stadionie cztery razy sięgał po złoto mistrzostw Europy na 800 metrów, był także dwa razy wicemistrzem świata na tym dystansie. Jeszcze lepiej szło mu w zawodach halowych. Pod dachem sięgnął po tytuł mistrza świata i trzy razy stawał na najwyższym stopniu podium mistrzostw Europy – to tylko niektóre z najważniejszych osiągnięć urodzonego w Opocznie biegacza.
Do pełni szczęścia brakowało mu tylko medalu najważniejszej dla każdego sportowca – a przynajmniej lekkoatlety – imprezy, jaką są igrzyska olimpijskie. Z racji na wiek miał być w absolutnie szczytowym momencie swojej kariery podczas olimpiady w Tokio, ale los chciał inaczej. Skończyło się na tym, że do Japonii w ogóle nie poleciał, choć mógł. Miał minimum, ale słowo minimum w jego słowniku to coś obelżywego.
„Igrzyska to najważniejszy moment dla każdego sportowca. Przygotowujemy się do tego latami, ciężko pracujemy, aby pojechać na igrzyska, niestety tym razem nie będzie mnie na nich. Mimo iż posiadam minimum i prawo startu, zdecydowałem inaczej, zostaję w Polsce” – napisał Kszczot w oświadczeniu, które opublikował na swoich profilach na Facebooku i Instagramie.
„Na pewno czytając to, zastanawiasz się dlaczego? Nie ma jednego winnego, jest natomiast domino zdarzeń, które na mnie wpłynęły:
- obóz w Kenii, gdzie chciałem przygotowywać się w najlepszych warunkach, mimo fantastycznego treningu, organizm po powrocie do Polski odmówił posłuszeństwa
- sprawy rodzinne
- złe samopoczucie po szczepieniu, które wyłączyło mnie na moment z treningów”
– czytamy w dalszej części oświadczenia.
Polska mogła wystawić w Tokio trzech 800-metrowców. Minimum olimpijskie uzyskało aż pięciu, więc to związek decydował, kto poleci na olimpiadę. Kszczot był w tym gronie najwolniejszym biegaczem w 2021 roku, ale wyprzedzający go 17-letni Krzysztof Różnicki nie był brany pod uwagę, bo jego trener przekonał go, iż presja olimpijska w tak młodym wieku nie jest mu potrzebna. Z kolei drugi najbardziej utytułowany polski biegacz w ostatnich latach Marcin Lewandowski – prywatnie bliski kolega Kszczota – przeżucił się na dystans 1500 metrów i przyznał, że z biegu na 800 metrów jest w stanie zrezygnować, albo potraktować go czysto treningowo.
Kszczot mimo słabszej formy bez problemu mógł lecieć do Tokio, ale na start nie pozwoliła mu duma. Sportowiec tej klasy nie jest w stanie zadowolić się samym udziałem. Interesowały go miejsca medalowe, a te były poza jego zasięgiem, z czego aż za dobrze zdawał sobie sprawę.
Konflikt z PZLA
Kszczotowi od kilku lat nie po drodze było z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki, do czego odnosił się już wtedy, rezygnując z wyjazdu na igrzyska. Pił przede wszystkim do braku porozumienia z Tomaszem Lewandowskim, prywatnie bratem Marcina i przez pewien okres ich wspólnym trenerem. Obaj byli przekonani, że pod jego wodzą będą w stanie sięgać po medale największych imprez, ale kontrakt zaoferowany przez PZLA był śmiesznie niski. Zresztą nie tylko na trenerach szuka się oszczędności.
Wspomniany Marcin Lewandowski, mistrz Europy w biegu na 800 metrów i brązowy medalista mistrzostw świata w Doha (rok 2019) w październiku ubiegłego roku ogłosił, że zrywa współpracę z PZLA. Uargumentował to w ten sposób:
„Jako obecny potrójny medalista mistrzostw świata i Europy, po świetnym sezonie olimpijskim, dostałem propozycję stypendium w wysokości 800 złotych miesięcznie. To kwota ze środków ministerialnych. Takie stawki są ustawowo. PZLA nie chce się do tego „dorzucić”. Trochę śmiech. Mi krzywdy nie zrobią. Chodzi jednak o to, że wielu zawodników osiąga sukces życia, na przykład zdobywając medal halowych mistrzostw Europy i to ich jedyne źródło utrzymania. Jesteśmy profesjonalistami. Nie pracujemy w sklepach czy innych miejscach. Poświęcamy się w pełni bieganiu. 800 złotych to śmiech na sali. Warto, żeby to ujrzało światło dzienne. Być może w przyszłości to się zmieni.”
Kszczot zdaje się podzielać zdanie Lewandowskiego, bo w oświadczeniu o zakończeniu kariery także wskazał na trudne relacje ze związkiem. Wychodzi na to, że PZLA zamiast wspierać naszych mistrzów i ułatwiać im kariery, przyczynia się do ich kończenia, lub rozwijania poza swoimi strukturami.
Perfekcyjnie zaplanowane życie po życiu
Adam Kszczot nie zrywa ze startami z dnia na dzień. Jego rozbrat ze stadionami i halami lekkoatletycznymi nastąpi po zakończeniu obecnego sezonu.
W oświadczeniu o końcu kariery nasz mistrz zdradza także plany na przyszłość. Wynika z nich, że nudził się nie będzie. Podjął już pracę w rodzinnej firmie w Łodzi, działającej w branży energetycznej, pomaga też firmie dostarczającej technologię, która umożliwia symuluję treningu wysokościowego – coś z czego sam korzystał i co – jak sam podkreśla – pomogło mu osiągać sukcesy. Zamierza też dzielić się swoim doświadczeniem w dużym serwisie internetowym dla biegaczy i przede wszystkim chce być tatą na pełen etat.
„Nareszcie będę mógł być tatą, jakim pragnę. Czyli takim, który gra w piłkę, gania się do upadłego i zabiera dzieci na wakacje, kiedy jest ciepło.”
Plany są ambitne, ale ambicja to coś, czego Kszczotowi nigdy nie brakowało. To także coś, co nie pozwoliło mu pojechać do Tokio tylko po to, by odhaczyć udział na kolejnych igrzyskach. Panie Adamie, będzie nam Pana brakowało.
FOT. Erik van Leeuwen/Wikimedia Commons