Mateusz Kaprzyk: musi być inicjatywa

Mimo że mamy grupę obiecujących młodych kierowców, to ciężko jest mówić o wybitnych wynikach jeżeli chodzi o polski motorsport w ostatnich latach. Czego brakuje, z jakimi problemami borykają się początkujący kierowcy i co musi się zmienić, abyśmy jako kraj zaczęli liczyć się na arenie międzynarodowej? – tłumaczy Mateusz Kaprzyk, 20-letni polski kierowca, ścigający się w European Le Mans Series.

Największy problem to budżet

Największą bolączką w motorsporcie zawsze jest budżet – począwszy już od kartingu. Istnieje bardzo wiele przypadków, gdy utalentowani młodzi kierowcy nie mają możliwości kontynuowania kariery czy udziału w prestiżowych seriach za granicą, a wszystko rozbija się o finanse. Mogą co prawda jeździć w polskich seriach, czy rywalizować w mistrzostwach kraju, ale nie zobaczymy już ich na arenie międzynarodowej, bo nie mają na to funduszy. Tego typu problemy zaczynają się już u podstaw, ale potem mają miejsce także na wyższym poziomie.

Wydaje się, że za granicą ta kwestia wygląda inaczej. W momencie kiedy ja cztery lata temu ścigałem się w kartingu na arenie międzynarodowej, stawka była bardzo różnorodna. Było sporo Węgrów, Niemców, Czechów i też trochę Polaków. Obecnie można zaobserwować, że naszych reprezentantów jest tam o wiele mniej.

Możliwe, że to przez ogólnoświatowy kryzys gospodarczy, wywołany m.in. pandemią koronawirusa, czy teraz wojną na Ukrainie. Ceny poszybowały do góry i z automatu karting również stał się droższy, bo podrożało np. paliwo. Być może tu leży przyczyna, że mniej osób może sobie pozwolić na taką rywalizację.

Patrząc po swoim otoczeniu, wiem, że spora grupa kartingowców szykuje się do przejścia na symulatory i rywalizację w simracingu. To jednorazowy wydatek, kosztujący mniej więcej tyle, co jeden sezon w Polsce. Kierowcy decydują się na wirtualny motorsport, bo nie mają środków na ten prawdziwy – symulator jest tańszą alternatywą. A w ten sposób również można trafić nawet do akademii F1, na co mieliśmy już przykłady – również w Polsce. 

Oczywiście kierowcy jeżdżący na symulatorach woleliby jeździć na prawdziwym torze, ale nie mają takiej możliwości. Nie otrzymują wsparcia, a nie chcą całkowicie rezygnować. Wówczas symulator może za ułamek ceny odwzorować prawdziwe ściganie. Jeździ się parę lat bez jakiejkolwiek wymiany podzespołów. W motorsporcie z kolei zawsze może przydarzyć się jakiś wypadek, części trzeba regularnie wymieniać, opony się zużywają. W simracingu te koszty odpadają.

Niedostateczna infrastruktura

Inna kwestia to to, że w Polsce tory kartingowe częściej się zamyka, niż otwiera, a te, które działają, również zmagają się ze swoimi problemami, jak np. normy hałasu. Do rozwoju przede wszystkim potrzebujemy więcej ośrodków, gdzie młodzi kierowcy mogliby ćwiczyć swoje umiejętności.

Atrakcyjne tory mogłyby również skłonić zagraniczne serie, aby zawitały do Polski. Wtedy nasz kraj mógłby bardziej zaistnieć motorsportowo na tle międzynarodowym. Oczywiście najlepiej gdybyśmy mieli tor i zawody F1. Z tym z pewnością wiązałby się „boom” na motorsport, również zagraniczni partnerzy chętniej by u nas działali. To jasne, że F1 otworzyłoby nowe ścieżki dla młodych kierowców, ale – co jasne – to  niestety pozostaje w sferze marzeń. Ktoś przecież musiałby w to zainwestować potężne środki.

Wsparcie medialne i finansowe

Wydaje się, że kolejnym aspektem jest niedostateczna promocja aspirujących kierowców w mediach. Dziennikarze niekoniecznie chcą współpracować z młodymi kierowcami, a takie wsparcie jest przecież kluczowe, aby dotrzeć do szerszej publiki. Tylko w ten sposób możemy zbudować świadomość o utalentowanych kierowcach, którzy w przyszłości mogą osiągać sukcesy. Wówczas potencjalny sponsor może dostrzec, że ktoś taki jest i może warto go wesprzeć, samemu na tym korzystając – dzięki jego wizerunkowi i popularności, które wcześniej trzeba jednak zbudować.

Niestety w Polsce mało kto ma możliwość, aby z własnych środków finansować swoją jazdę na wysokim poziomie, więc pozostaje liczyć na wsparcie sponsorów. Oczywiście mamy PKN ORLEN, który od lat bardzo mocno i szeroko wspiera sportowców i to nie tylko w motorsporcie, ale brakuje innych firm, które mogłyby wyjść z podobną inicjatywą. ORLEN jest tylko jeden i wspiera bardzo wielu kierowców, w wielkim stopniu wpływając na rozwój całej dyscypliny, ale nie może wspierać wszystkich. Sporty motorowe potrzebują zainteresowanych sponsoringiem firm, które mogłyby wspólnie działać i odnosić korzyści z takiej współpracy.

Zawodnik ze zdywersyfikowanym wsparciem jest w stanie bardzo dobrze przygotować się do startów. A im więcej takich zawodników, tym większa szansa, że któryś z nich osiągnie sukces. Z automatu zmniejszamy też ryzyko, że coś się zepsuje – poleganie na jednym sponsorze nie jest dobre. Trzeba jednak pamiętać, że to są czyjeś pieniądze. Inwestorzy mogą obawiać się, że nie otrzymają zwrotu.

Tak to jednak działa m.in. w Stanach Zjednoczonych, gdzie firmy chętnie inwestują w młodych kierowców, którzy pokazują się ze świetnej strony w niższych seriach, wróżąc sobie kolejne sukcesy w przyszłości. Wówczas inwestorzy chcą pomagać takim kierowcom szlifować talent i poprowadzić ich gdzieś wyżej, a w zamian otrzymują m.in. ekspozycję swojej marki. Musi być tylko ta inicjatywa.

CZYTAJ WIĘCEJ >>> Kaprzyk: trzeba patrzeć na najlepszych

autor mateusz kaprzyk

Udostępnij

Translate »