Mem zmartwychwstał na Super Bowl – Bengals grają dla Harambe

Pozostał niecały tydzień do starcia Cincinnati Bengals z Los Angeles Rams w Super Bowl. Tymczasem, rzesze internautów, z których wielu nigdy wcześniej nie włączyło meczu futbolu amerykańskiego, stanęły murem za „Tygrysami”. Jak do tego doszło? Wystarczyło wygrzebać mema sprzed połowy dekady. I właśnie tak Bengals, ze wsparciem całego internetu, powalczą o mistrzostwo w imię Harambe, zastrzelonego w 2016 roku goryla.

Ledwie dwa miesiące po wydarzeniu, które zupełnie niespodziewanie naelektryzowało internet, zespół odpowiedzialny za media społecznościowe ZOO w Cincinnati zdecydował się zawiesić konto na Twitterze. Lawina memów była nie do zniesienia. „Usunęliście konto tak samo, jak usunęliście Harambe” – wykrzykiwali bezlitośni internauci.

Pod koniec czerwca 2016 roku, do wybiegu goryla imieniem Harambe wpadło 3-letnie dziecko. Pracownicy ZOO, w imię bezpieczeństwa, byli zmuszeni postrzelić zwierzę, mimo że nie wyrządziło małemu chłopcu żadnej krzywdy. Nagranie z tamtych wydarzeń trafiło do sieci i momentalnie stało się wiodącym tematem dyskusji.

Internet zareagował po swojemu – memami. Zaczęło się od petycji zatytułowanej #JusticeForHarambe (sprawiedliwość dla Harambe) z ponad 500 tysiącami podpisów, a dotarło do absurdu tej skali, że Harambe w amerykańskich wyborach uzbierał 2% głosów – na równi z kandydatką Partii Zielonych.

 

Wedle badaczy mediów, fenomen tego mema napędzał się kilkutorowo – jedni wyrażali autentyczny smutek, inni grali tonami satyry, a jeszcze wykorzystali trupa Harambe jako nie przekaz, lecz medium do przekazania w zasadzie dowolnego komunikatu. „Im bardziej szczera była żałoba, tym było śmieszniej” – piszą amerykańskie media.

Kiedy w wagonie memów siedział już nawet Elon Musk, otwarcie trzeba było mówić o globalnym fenomenie. „To nie tylko mem, to mem roku 2016” – czytamy po latach.

Harambe powrócił

Memy mają to do siebie, że ich „żywot” jest niezmiernie krótki. Dynamiczny dyskurs internetu przeskakuje z jednego tematu do śmiechu na drugi czasem nawet w odstępie jednej doby.

Harambe „wskrzesił” Sam Hubbard, defensive end Cincinnati Bengals. Kiedy cała futbolowa Ameryka żyje nadchodzącym Super Bowl, 26-latek wystąpił w satyrycznym podcaście „Pardon My Take”. – To nasz człowiek. Nasz bohater. Myślę, że to dobrze znany fakt, nie trzeba nawet o tym mówić. Robimy to dla niego – powiedział, przekazując losy swojej drużyny w ręce Harambe.

 

I lawina znowu ruszyła.

Twitter na nowo zaczął żyć wydarzeniami sprzed lat, a rzesze „memiarzy” stanęło murem za Bengals. Między memami zaczynają się pojawiać teorie, że ich zwycięstwo w Super Bowl przywróci równowagę we wszechświecie, którą zachwiało postrzelenie Harambe (naprawdę!)

Przede wszystkim trwa jednak nostalgiczny zachwyt nad ironią tego, co obserwujemy. Temat tak skrajnie niedorzeczny i absurdalny znalazł swoją drogę do świata sportu. A jeśli wierzyć Hubbardowi, od dłuższego czasu obserwował ducha Harambe unoszącego się nad stadionem w Cincinnati.

Bengals celują w pierwsze w swojej historii mistrzostwo (w dotychczasowych trzech próbach) – nie zaszli tak daleko od 1998 roku. A z całą pewnością nie grali jeszcze nigdy z tak olbrzymim wsparciem.

 

A co na to Rams? Ci, których internet okrzyknął wrogami Harambe zauważają, że to mieszkańcy Cincinnati postrzelili goryla, a więc to LA go pomści.

14 lutego rusza Super Bowl. Mecz o pamięć zastrzelonego w 2016 goryla. A może i nawet o równowagę we wszechświecie.

Fot. Twitter

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »