Nowe pomysły na popularyzację skoków. Będzie więcej rekordów?

W tym roku w Polsce zawody z cyklu Pucharu Świata w skokach narciarskich rozegrane zostaną na trzech skoczniach w: Wiśle, Szczyrku oraz w Zakopanem. Czy pomimo słabszej formy Stocha i spółki na początku sezonu trybuny się wypełnią? Czy skoki w Polsce wciąż są jedną z najbardziej popularnych dyscyplin?

W listopadzie we Włoszech nieoficjalnie dyskutowali działacze: Sandor Pertile – dyrektor Pucharu Świata, Clas Brede Brathen z Norwegii oraz Rex Bell z USA. Choć spotkanie panów było nieformalne, to to o czym mówili, może niedługo zostać przedstawione szerszemu gronu jako propozycje wprowadzenia nowych rozwiązań, urozmaicających zawody i spowodują, że skoki narciarskie staną się ciekawsze i bardziej popularne.

O czym była mowa? Według nieoficjalnych wiadomość o tym, że trzeba zmienić system punktowania zawodów Pucharów Świata. Obecnie za zwycięstwo w turniejach skoczek otrzymuje taką samą liczbę punktów, po zmianach byłoby to zróżnicowane. System miałby być czymś na kształt Wielkiego Szlema. Więcej miałoby też być konkursów rozgrywanych na skoczniach mamucich.

Dążenie do poprawy rekordu świata w długości lotu, to kolejny sposób na zainteresowanie i przyciągnięcie publiczności, ale też wiązałoby się z przebudową skoczni, tak, żeby można było na nich latać nawet 265 metrów. Jak mówi Sandro Pertile zmiany miałyby rozwinąć skoki, sprawić, że staną jeszcze bardziej ekstremalne i rozrywkowe, a co za tym idzie: będą bawić widzów.

Jak bawią widzów w Polsce?

W tym sezonie w naszym kraju rozegrane zostaną trzy konkursy Pucharu Świata. Polska seria rozpocznie się 12 stycznia od kwalifikacji w Wiśle. Na 13 stycznia zaplanowano pierwszy w historii w naszym kraju konkurs duetów. Dzień później na skoczni imienia Adama Małysza rywalizować będą skoczkowie indywidualnie.

– Bilety sprzedają się bardzo dobrze – mówi Andrzej Wąsowicz – odpowiedzialny za organizację zawodów w Wiśle. – Obecnie mamy sprzedanych 4,5 tysiąca wejściówek, z czego prawie wszystkie siedzące. W sumie planujemy imprezę dla 6 tysięcy kibiców – dodaje Wąsowicz. – Życzę tylko sobie i kibicom, żeby nasi skoczkowie skakali dużo dalej, bo w naszym przypadku ma to duży wpływ na zainteresowanie imprezą – wspomina.

  

Według Wąsowicza niestety wielka popularność skoków narciarskich trwająca od czasów „Małyszomanii” powoli będzie słabnąć. – Rozmawiamy z innymi organizatorami imprez i zauważymy, że nie jest już tak dobrze, jak jeszcze kilka lat temu. Choć muszę przyznać, że młodzież wciąż garnie się do naszej dyscypliny. Jestem obecny na wielu zawodach dla dzieci i młodzieży i startuje tam po 200 osób, a co ważne jest też sporo dziewczynek – kończy Wąsowicz.

Bilety na Puchar Świata w Zakopanem sprzedają się całkiem nieźle. – W sumie mamy 25 tys. miejsc, w zeszłym roku udało się sprzedać zdecydowaną większość. Cieszymy się, że w tym roku w terminie naszego pucharu przypadają ferie województwa Mazowieckiego. Z doświadczenia wiemy, że punktem obowiązkowym wyjazdu do Zakopanego dla wielu rodzin są właśnie zawody na Wielkiej Krokwi. Ten konkurs ma już swoją długą tradycję. To nie tylko emocje sportowe, ale także świetne, wyreżyserowane widowisko, z występami muzycznymi na żywo, tancerkami i atrakcjami pokroju tej, którą mieliśmy kilka lat temu, czyli skoku basejumpera – Felixa Baumgartnera – mówi Sławomir Rykowski z biura prasowego Tatrzańskiego Związku Narciarskiego.

Dzięki temu co dzieje się na Wielkiej Krokwi, zakopiański konkurs zaliczany jest do pięciu najlepszych i tych z największą frekwencją w całej serii Pucharu Świata, obok niektórych zawodów rozgrywanych w ramach prestiżowego Turnieju Czterech Skoczni czy tych kończących sezon w Planicy.

– Jesteśmy też pierwsi na świecie pod względem frekwencji podczas kwalifikacji. Z reguły piątkowe preludium ogląda z trybun 10 tysięcy osób. Warto też podkreślić, że firma, która od lat bawi naszą publiczność, została poproszona o wyreżyserowanie show podczas tegorocznego Pucharu Świata w Lillehammer – dodaje Rykowski.

  

Według Rykowskiego na popularność wśród kibiców zakopiańskiego turnieju większego wpływu nie ma obecna, słaba forma polskich skoczków. Pod Tatrami zawsze są tłumy, choć może nie tak wielkie jak było ponad 20 lat temu.

– Czasy „Małyszomanii” były niesamowite i niepowtarzalne. To wybuchło nagle, Polska oszalała. Skocznia była wtedy otwarta i na konkurs przyszło 100 tys. kibiców. Wokół skoczni również były tłumy. Czasem myślę, że to cud, że nic się wtedy nikomu nie stało. Piękne wspomnienie, ale myślę, że już nie do powtórzenia – kończy Rykowski.

Aleksandra Szumska

FOT. Flickr

Udostępnij

Translate »