Polscy kolarze torowi coraz bliżej igrzysk

Trzy medale przywieźli polscy kolarze torowi z rozgrywanych w Holandii mistrzostw Europy. Gwiazdą Biało-Czerwonej reprezentacji był Mateusz Rudyk, który na podium stawał trzykrotnie. Czy sukcesy odniesione w Apeldoorn bezpośrednio przekładają się na kwalifikacje olimpijskie?

Pierwszy krążek w Holandii wywalczyła nasza drużyna sprinterów. Mateusz Rudyk, Maciej Bielecki, Rafał Sarnecki i Daniel Rochna stanęli na ostatnim stopniu podium. Czwarte miejsce w tej samej konkurencji zajęła nasza ekipa kobiet w składzie: Urszula Łoś, Marlena Karwacka i Nikola Sibiak. Co ważne, wynik jaki osiągnęły – 47,189 – jest nowym rekordem Polski w sprincie drużynowym.

Drugiego dnia po kolejny medal sięgnął Mateusz Rudyk. Tym razem nasz najlepszy sprinter został wicemistrzem Europy indywidualnie. Polak w finale na welodromie w Apeldoorn przegrał z Holendrem Harriem Lavreysenem. Trzeci medal pochodzący z Jelcza-Laskowic kolarz zdobył w konkurencji zwanej keirin (Rodzaj sprintu na torze. W jednym wyścigu startuje od 4 do 9 zawodników. Pierwsze okrążenia jadą oni za pilotem prowadzącym na motocyklu lub skuterze, nadającym coraz szybsze tempo (do 45-50 km/h). W tej części zawodnicy starają się zająć jak najlepsze miejsce do startu, a następnie na 600–700 m przed metą (w zależności od długości toru) pilot zjeżdża na bok, zaś zawodnicy przyspieszają, rozpoczynając wyścig do mety).

  

Mateusz Rudyk nie tylko walczy z przeciwnikami i swoimi słabościami, ale także z chorobami. W wieku 12 lat lekarze wykryli u niego cukrzycę, a rok później chorobę Hashimoto i stwierdzili, że wyczynowe uprawianie sportu może zabić młodego kolarza. 

– Rozmawialiśmy z żoną wtedy z Mateuszem, był wszystkiego świadomy. Powiedział nam, że woli żyć krócej, robić to co kocha i być szczęśliwy. Niż żyć długo i być nieszczęśliwym. Zaakceptowaliśmy jego decyzję i wspieramy w tym co robi – mówi Zbigniew Rudyk, ojciec Mateusza i były kolarz. 

Na szczęście medycyna się rozwija i w dzisiejszych czasach sportowiec z cukrzycą nie jest aż tak wielkim ewenementem jak było to jeszcze kilkanaście lat temu. Co nie zmienia faktu, że Rudyk musi pilnować się na każdym kroku, robić pomiary poziomu cukru nawet kilka czy kilkanaście razy podczas zawodów, stosować pompę insulinową.

Wracając do mistrzostw Europy, bardzo dobrze w Holandii spisały się także siostry Pikulik. Daria była czwarta w scratchu (wyścig na 10 km) i piąta w omnium (wielobój). Wspólnie z siostrą – Wiktorią – zajęły czwarte miejsce w madisonie (startują w nim drużyny składające się z dwóch zawodników. W każdym momencie wyścigu ściga się tylko jeden zawodnik, drugi odpoczywa, jadąc wolniej w górnej części toru. Zmiana zawodnika ścigającego się następuje poprzez charakterystyczne wypchnięcie zawodnika, wchodzącego na zmianę przez schodzącego. Nazwa wyścigu pochodzi od hali Madison Square Garden w Nowym Jorku, gdzie wyścig rozegrano po raz pierwszy. Podczas jazdy rozgrywane i punktowane są lotne finisze oraz możliwe jest nadrobienie okrążenia nad peletonem. O zwycięstwie decyduje suma zdobytych przez drużynę punktów). Nie wiadomo, co by było gdyby nie poważna kraksa na początku rywalizacji, w której ucierpiały dwie nasze zawodniczki.

  

Dobra forma naszych „torowców” to z pewnością niezły prognostyk przed igrzyskami w Paryżu. Co prawda kwalifikacje wciąż trwają, to jednak nasi zawodnicy są coraz bliżsi wyjazdu na igrzyska. 

– Gdyby rywalizacja o przepustki do stolicy Francji zakończyła się dzisiaj, zakwalifikowalibyśmy drużyny sprinterskie mężczyzn i kobiet. Kwalifikacje mielibyśmy także w omnium, madisonie zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Nie udałoby się tylko w wyścigach drużynowych na 4 km – mówi Marek Rutkiewicz – dyrektor sportowy Polskiego Związku Kolarskiego. 

– Kiedy na igrzyska jedzie drużyna sprinterska automatycznie mamy też miejsca w sprincie indywidualnym oraz keirinie – tłumaczy Rutkiewicz. Przed zawodnikami jeszcze rywalizacja w ramach Pucharu Narodów, która będzie decydująca. 

– W sumie przed nami jeszcze trzy puchary, z czego do rankingu liczą się dwa najlepsze. Jesteśmy optymistami i bardzo cieszy nas przede wszystkim progres naszych drużyn sprinterskich. Medal mężczyzn, czwarte miejsce i rekord Polski pań – to mówi samo za siebie. Nie chciałbym już dziś mówić o medalowych szansach, ale wydaje mi się, że to oczywiste, że zawsze można liczyć na siostry Pikulik czy Mateusza Rudyka. Alan Banaszek jeśli pojedzie do Paryża, na pewno też da z siebie wszystko – kończy Rutkiewicz.

AS

Fot. 1 Archiwum PZKol

Udostępnij

Translate »