Sebastian Vettel i jego ciężki powrót do rywalizacji w F1

Czterokrotny mistrz świata ma za sobą ciężki początek roku. Sebastian Vettel był zmuszony odpuścić pierwsze dwie rundy sezonu w Bahrajnie i Arabii Saudyjskiej z powodu zakażenia się koronawirusem. Teraz na Niemca, jak i resztę stawki, czeka GP Australii.

Zmierzch wielkiego kierowcy

Ostatnie sezony są ciężkie dla Sebastiana Vettela. Wszystko zaczęło się od 2019 roku, kiedy po dwóch nieudanych próbach zdobycia tytułu, do zespołu wszedł młody gniewny Charles Leclerc. Monakijczyk miał świetny debiutancki sezon w ekipie Alfa Romeo Sauber. Leclerc zdobył w 2018 roku 39 punktów i zakończył zmagania na trzynastym miejscu. Podopieczny akademii Ferrari dostał miejsce w stajni z Maranello również na sezon 2019. 

Monakijczyk zaczął od wysokiego C, pokazując Vettelowi, że wcale nie zamierza mu ustępować. Już w drugim wyścigu bezpardonowo atakował Vettela i dał wszystkim do zrozumienia, że był ewidentnie szybszy. Ostatecznie z powodu awarii jednostki Leclerc cudem ukończył wyścig na trzecim miejscu. W kolejnych wyścigach zawsze byli blisko siebie. W ostatecznym rozrachunku jednak to Monakijczyk okazał się lepszy, wygrywając dwa wyścigi i kończąc przed Niemcem w klasyfikacji na czwartym miejscu. Mogłoby być trzecie, gdyby nie kolizja w Brazylii między tą dwójką.

Kolejny sezon to była istna katastrofa w wykonaniu Vettela, 33 punkty i trzynaste miejsce na koniec sezonu. Dla porównania Leclerc był ósmy z 98 punktami na koncie. 

Nieudany nowy początek

Przejście do ekipy Aston Martina miało być nowym rozdaniem, odegraniem się. Niestety nie do końca tak było. W związku z kilkoma małymi zmianami w regulaminie zespół nie mógł sobie poradzić z maszyną skopiowaną od Mercedesa. Vettel wywalczył podium tylko dwa razy. Najpierw w szalonym wyścigu na ulicach Baku w Azerbejdżanie Niemiec zajął drugie miejsce, a następnie na Węgrzech powtórzył ten wyczyn, jednak z powodu zbyt małej ilości paliwa został zdyskwalifikowany. Brytyjski zespół zakończył sezon na siódmym miejscu w klasyfikacji konstruktorów, a czterokrotny mistrz świata był dwunasty z 43. punktami na koncie. 

Obecna kampania nie rozpoczęła się obiecująco. Bolid nie staje na wysokości zadania. Zamiast walki z przodu Aston praktycznie zamyka stawkę, a dodatkowo Niemca dopadł Covid. Za Vettela w pierwszych dwóch rundach pojechał jego rodak, Nico Hulkenberg. Teraz niemiecki kierowca powraca do stawki, ale przyznaje, że czuje się dziwnie, a także dziwnym było to, co go spotkało w ostatnich tygodniach. 

 

– To było osobliwe, dziwnie było tylko oglądać zmagania innych. Miałem starty, podczas których nie czułem się najlepiej i ścigałem się, ale tym razem nie było to możliwe. To była jednak zdecydowanie słuszna decyzja. Dziwnie mi się oglądało zmagania na ekranie, ale z drugiej strony to było też ciekawe. Zobaczyłem, jak to wygląda z zewnątrz. Nico, myślę, że spisał się naprawdę dobrze, oczywiście jechał bez przygotowania, od razu wskoczył i musiał wykonać swoją pracę. Uczestniczyłem we wszystkich spotkaniach, odprawach, słuchałem kierowców przez cały czas. Starałem się to jak najlepiej wykorzystać – mówi Sebastian Vettel.

Niemiec doskonale zdaje sobie sprawę z położenia, w jakim znajduje się jego zespół, ale nie traci wiary w swoją ekipę i w siebie. 

– Może nie wygrana, to byłoby trudne do osiągnięcia. Nie jest tajemnicą, że nie jesteśmy tam, gdzie chcemy być. Przed nami sporo pracy, postaramy się zrozumieć, co jest nie tak i spróbujemy rozwiązać nasze problemy najszybciej, jak się tylko da – kontunuuje niemiecki kierowca.

Vettel przyznał, że brakowało mu wyścigu w Australii w kalendarzu i bardzo się cieszy, że może się znów tu ścigać. 

– Uwielbiam to miejsce, sezon zawsze się tu zaczynał i dla mnie w pewien sposób tez się w tym roku tutaj zaczyna. Zmienili trochę tor – może sprawili, że jest lepszy, może go pogorszyli, tak czy inaczej zawsze lubiłem tu jeździć, więc nie mogę się doczekać, aby wsiąść do samochodu – kończy kierowca Aston Martina.

Fot. Materiały prasowe serii

Autor: Maksymilian Marciniak

Udostępnij

Translate »