Skoki: Oszuści mogą skakać o 20 m dalej!

Nie jest to najlepszy okres dla polskich skoczków narciarskich. Do nie najlepszej dyspozycji dochodzą stosunkowo częste dyskwalifikacje. Największym problemem są kombinezony. Stało się o nich głośno po ostatnim wywiadzie udzielonym przez dwukrotnego zdobywcę kryształowej kuli – Janne Ahonena.

Konkurs Pucharu Świata w Wiśle. Maciej Kot dostał szansę, by powalczyć o swoje pierwsze punkty do klasyfikacji Pucharu Świata w tym sezonie. Po przyzwoitych próbach w treningach przyszły kwalifikacje, w których oddał swój najdłuższy skok tego dnia. Nie cieszył się nim jednak zbyt długo. Po chwili został zaproszony na kontrolę sprzętu i zdyskwalifikowany za nieprzepisowy kombinezon.

Puchar Świata w Klingenthal. Paweł Wąsek oddaje bardzo dobry skok w pierwszej serii konkursowej, ale zamiast udać się w stronę wyciągu i myśleć o drugiej serii, zostaje wezwany na kontrolę kombinezonu. Efekt? Zbyt duży o 2 cm luz w obwodzie uda i dyskwalifikacja. Pokój kontrolera opuszczał ze spuszczoną głową. Nie wytrzymał tego Adam Małysz, legenda polskich skoków, a dziś dyrektor od spraw skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim.

– W sobotę po każdym skoku był kontrolowany Piotrek Żyła. To samo było z Kamilem w Wiśle. W niedzielę w Klingenthal ukarano Pawła, a w hotelu dwukrotnie mierzył ten kombinezon. Ostatni raz przed samym wyjazdem. Wszystko było w porządku. Andrzej Zapotoczny, który jest naszym specem od kombinezonów, mierzy już naszych zawodników co dwa centymetry, a jednak znowu okazało się, że za dużo było w obwodzie uda. To jest coś niesamowitego – denerwował się Małysz w rozmowie z Eurosportem. 

– Jeżeli kombinezon ma być przepisowy, to niech tak będzie. Najważniejsze jednak, żeby dla wszystkich były takie same zasady. Jeżeli są kontrole, to powinni być sprawdzani zawodnicy z każdego kraju, a nie cały czas wałkowani ci sami. Widać, że Niemcy i Austriacy też skaczą w kombinezonach, które odstają w tych miejscach, a kontrolowani nie są. Najważniejsze, żeby dla wszystkich były takie same zasady. Wiem, że winny się tłumaczy, ale jeśli nie będziemy głośno o tym mówić, to ciągle będziemy tak samo traktowani – dodał nasz mistrz.

Wyścig zbrojeń

Za napięcie wywołane dużą ilością dyskwalifikacji w tym sezonie – bo nie dotyczy to wyłącznie polskich skoczków – obwiniany jest nowy kontroler sprzętu FIS Mika Jukkara. Małysz w rozmowie z portalem „Onet” powiedział nawet, że skoczkowie nie lubią być przez niego sprawdzani, bo czepia się najmniejszych i zupełnie nieistotnych szczegółów. Nie brak głosów, że zawsze stara się szukać tak długo, aż czegoś nie znajdzie.

Z jednej strony jego rolą jest wyłapywanie nieprawidłowości, ale problem polega na tym, że Niemcy i Austriacy mają bardzo dużo „szczęścia” i praktycznie nie są kontrolowani, podczas gdy stroje tych pierwszych od dawna wzbudzają największe kontrowersje.

Każdy z niemieckich skoczków przed zejściem z wybiegu maksymalnie naciąga kombinezon, ruszając ramionami. W Klingenthal było to widać zwłaszcza w przypadku Markusa Eisenbichlera, który tak długo wymachiwał rękami, aż jego kombinezon nie zaczął unosić się wraz z ruchem rąk.

– Po takim zachowaniu od razu widać, że to jest manipulacja. Bezpośrednio po tym zdarzeniu długo z nim rozmawiano, ale nie poszedł do kontroli. Przecież za takie zachowanie z automatu powinien być wzięty pod lupę – zauważył Małysz.

Doping technologiczny – największy problem dyscypliny

Bezkompromisowe podejście do kwestii związanych z tzw. technologicznym dopingiem ma były wybitny skoczek, dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli – Janne Ahonen. 44-letni dziś Fin długo szukał swojej drogi po karierze (trzykrotnie ją wznawiał), aż w końcu postawił na firmę szyjącą kombinezony dla kombinatorów norweskich, a więc osób uprawiających m.in. skoki.

– Jeśli porównać najbardziej zmanipulowane kombinezony z tymi, które są całkowicie zgodne z przepisami, różnica w uzyskanej odległości na dużej skoczni wyniosłaby około 15 metrów, na skoczni takiej jak Ruka byłoby to ponad 20 metrów, na obiekcie do lotów narciarskich jeszcze więcej – tłumaczy Ahonen.

– Przed przełomem tysiącleci nie było zbyt wiele kombinowania. Nagle dokonał się wielki skok na przód w tej materii. Według mnie jest to największy problem tej dyscypliny – podkreśla w rozmowie z portalem Yle.fi

W dalszej części wywiadu czytamy, że zdaniem Ahonena nie ma na świecie substancji dopingującej, która mogłaby dać tak ogromnie nieuczciwą przewagę, jak właśnie bardziej nośne poprzez swą zawyżoną objętość kombinezony. Fin jest na tyle radykalny w tej sprawie, że optuje za stworzeniem osobnej komórki badającej sprzęt skoczków, niezależnej od FIS. Coś na wzór kontroli antydopingowych. – W innym przypadku nie pozbędziemy się problemu. Zawsze ktoś jest faworyzowany. Jeden sportowiec jest w jakiś sposób „łatwiejszy” do zdyskwalifikowania niż inny – argumentuje.

Tu dochodzimy do sedna sprawy. Z jednej strony nowy kontroler uważany jest za przesadnie szczegółowego, ale z drugiej ciągle jest zależny od FIS. Nikt by się nie czepiał, gdyby nie fakt, że w zgodnej opinii ekspertów z kombinezonami Niemców ewidentnie jest coś nie tak, te austriackie także pozostawiają pewne wątpliwości, a mimo to nie są kontrolowane. Cierpią na tym m.in. polscy skoczkowie, choć to nie częstsze niż zwykle dyskwalifikacje są obecnie ich największym problemem. Cierpi cała dyscyplina, bo wyścig technologiczny powoli zabija ducha tego sportu.

Fot. Tadeusz Mieczyński / Wikimedia Commons CC

Udostępnij

Translate »