Świątek i Hurkacz napędzają polski tenis. Jakie ma to przełożenie?
Iga Świątek – pierwsza rakieta światowego tenisa, Hubert Hurkacz – ósmy tenisista rankingu ATP. Są powody do dumy, ale czy sukcesy naszych najlepszych zawodników przekuwają się na rozwój dyscypliny, pozyskiwanie sponsorów i zainteresowanie kibiców? Turniejów ranki ATP i WTA w Polsce jak nie było, tak nie ma.
Przed dekadą pasjonowaliśmy się występami Agnieszki Radwańskiej, Łukasza Kubota czy Jerzego Janowicza. Nie minęło kilka lat, a świat zachwycił się młodziutką Igą Świątek, która wgrała turniej Wielkiego Szlema – Roland Gaross. Jednym z najlepszych na świecie tenisistów jest również Hubert Hurkacz, który odnosi sukcesy na różnych szczeblach. Jeśli dodamy do tego wyniki Magdy Linett i Magdaleny Fręch oraz zwycięstwo podczas Australian Open w mikście Jana Zielińskiego to możemy uznać, że w polskim tenisie jest całkiem dobrze.
– Rzeczywiście wyniki są – przyznaje Rafał Helbik, dyrektor sportowy Polskiego Związku Tenisowego. – Z pewnością Iga Świątek, czy jeszcze młodsze pokolenie utalentowanych polskich tenisistów to pokłosie wyników Agnieszki Radwańskiej, czy Łukasza Kubota. Podobnie jest teraz. Coraz więcej osób zaczyna grać w tenisa dzięki sukcesom i sławie Igi czy Huberta Hurkacza. Mowa zarówno o dzieciach, jak i amatorach. Jeśli chodzi o najmłodszych, to mam wrażenie, że powoli pozbywamy się łatki sportu bardzo elitarnego, który od samego początku wymaga ogromnych środków finansowych. W dzisiejszych czasach zapisanie dziecka do szkółki tenisowej to koszt 200-300 zł miesięcznie. Jest to porównywalne z innymi dyscyplinami. Dodatkowo wiele ośrodków posiada swój sprzęt, z którego korzystać mogą najmłodsi, tak więc na samym początku nie trzeba inwestować swoich pieniędzy – dodaje Helbik.
To, co zaciera etykietkę sportu elitarnego to też fakt, że Polsce powstaje coraz więcej miejsc, w których można uprawiać tę dyscyplinę. To z kolei sprawia, że tenis jest dużo bardziej dostępny. Jak mówi Rafał Helbik, faktem świadczącym o tym, że tenis w Polsce się rozwija, jest również to, że szkoli się coraz więcej trenerów i instruktorów.
– Zwłaszcza na kursy instruktorskie pierwszego stopnia, organizowane przez PZT mamy pełne obłożenie – mówi Helbik. Oczywiste jest, że im więcej dzieci uda się przyciągnąć do dyscypliny, tym większa szansa na to, że uda się wychować kolejnego sportowca odnoszącego sukcesy rangi międzynarodowej.
– Przyznać muszę, że choć na początku drogi nie są potrzebne duże nakłady finansowe, to już na kolejnych etapach rozwoju młodego tenisisty inwestycje są niezbędne. Nie wszystkim kosztami jednak obciążani są rodzice. Wspólnie z Ministerstwem Sportu, Polski Związek Tenisa przygotował programy wspierające największe talenty – zaznacza Helbik.
Pierwszym z nich jest PIW, czyli Program Indywidualnego Wsparcia dla najbardziej wyróżniających się zawodników. Tenisiści otrzymują środki w ramach podziału na grupę A i B.
– Jest również NPUT, czyli Narodowy Program Upowszechniania Tenisa, w którym udział brać mogą kluby z całej Polski. Mamy też program „W drużynie raźniej” czy kadry w poszczególnych kategoriach wiekowych od U-12 przez U-14, U-16 po U-18. Najlepsi zawodnicy również otrzymują pomoc – kończy Helbik.
Szkolenie to jednak nie wszystko. Ważni są także sponsorzy, organizowane w Polsce imprezy oraz kibice. Zwłaszcza w kwestii sponsorów dyscyplina wyhamowała nieco w związku z aferą z byłym prezesem PZT. Związek coraz skuteczniej walczy o swoje dobre imię.
– Naszym podstawowym problemem obecnie jest to, że w tym roku nie mamy w naszym kraju imprezy, w której mogliby zagrać Iga Świątek czy Hubert Hurkacz. Organizatorzy zrezygnowali z kontynuowania organizacji BNP Paribas Warsaw Open, a kalendarz Billy Jane Cup i Pucharu Davisa tak się ułożył, że zarówno żeńska, jak i męska reprezentacja grają na wyjeździe. Być może uda się, że panowie rozegrają swój mecz w kraju we wrześniu – mówi Tomasz Dobiecki, rzecznik prasowy PZT.
– Jak wiadomo zarówno Hubert, jak i Iga są tenisistami z pierwszej dziesiątki rankingu, w związku z czym nie mogą występować w turniejach niższej rangi, takie jak organizowane są w Polsce. W związku z tym nie możemy wykorzystać ich potencjału do przyciągnięcia sponsorów czy kibiców – tłumaczy Dobiecki.
W zeszłym roku Igę Świątek polscy kibice mogli w Polsce oglądać dwa razy. W kwietniu zagrała w Billy Jean King Cup w Radomiu, a później we wspominanym już turnieju w Warszawie. Za każdym razem oklaskiwały ją tłumy. – W Radomiu Iga była świeżo po tym, jak została światowym numerem jeden. Ludzie więc prawie bili się o bilety. W drugim obiegu ich cena dochodziła nawet do 1000 zł – przyznaje Dobiecki.
Dodaje, że Świątek jest właściwie jedyną osobą, która jest w stanie zapełnić trybuny na polskich kortach. – Na pozostałych imprezach niższej rangi owszem są kibice, ale nie są to tłumy. O tym ile osób zasiada na trybunach, często decyduje tradycja danego turnieju – przyznaje Dobiecki.
AS
Fot. Archiwum PZT