TOP 10 najgłupszych zwolnień trenerów w ekstraklasie

Trenerzy jak sir Alex Ferguson w Manchesterze United czy Arsene Wenger w Arsenalu to w dzisiejszym świecie futbolu praktycznie niemożliwa do powtórzenia bajka. Nie inaczej jest w naszej rodzimej PKO Ekstraklasie, gdzie szkoleniowcy zmieniani są jak rękawiczki, często w absurdalnych okolicznościach. W ostatnim czasie mamy nasilenie tego typu sytuacji, dlatego stworzyliśmy subiektywny ranking TOP 10 najgłupszych zwolnień trenerów w PKO Ekstraklasie.

10. Jacek Magiera ze Śląska Wrocław

Jacek Magiera trenerem Śląska Wrocław został w marcu 2021 roku. Zastąpił Vítězslava Lavičkę, który wprawdzie wyniki miał niezłe, ale nie realizował długofalowej wizji klubu. Chodziło o stawianie na młodych piłkarzy, którzy w przyszłości mieli być sprzedawani z dużym zyskiem. Czech wypromował w zasadzie tylko Przemysława Płachetę, który pełnił u niego rolę obowiązkowego młodzieżowca. Poza tym bardzo niechętnie sięgał po młodych zawodników, praktycznie nigdy na boisku nie przebywał więcej niż jeden, którego wymagały przepisy. Magiera był prawdziwym powiewem świeżości, który nie dość, że zaczął odważniej grać młodymi, to jeszcze zrobił najlepszy wynik od lat, zajmując ze Śląskiem 4. miejsce na koniec sezonu 2020/21, dające przepustkę do gry w europejskich pucharach. W eliminacjach Ligi Konferencji Europy wrocławianie pod wodzą Magiery wstydu nie przynieśli, prezentowali się godnie i zaskakująco dobrze łączyli grę w Europie z grą w lidze.

Problemy zaczęły się, gdy przyszedł poważniejszy kryzys. WKS nie wygrał żadnego z 8 kolejnych spotkań i Magierze podziękowano, biorąc za niego Piotra Tworka. Sęk w tym, że Magiera wprowadził do Śląska nowoczesny system gry 3-4-2-1 i przez trzy okienka transferowe drużyna była budowana pod grę tą formacją: pozbywano się np. skrzydłowych, a w ich miejsce przychodzili wahadłowi. Nagle Śląsk wszystko przekreślił i zatrudnił trenera, który akurat był do wzięcia, nie bacząc na to, że lubuje się w ustawieniu 4-4-2, ew. 4-4-1-1 albo 4-3-3. Trójką stoperów i wahadłowymi w całej karierze trenerskiej zagrał dwa razy i nie wypromował ani jednego młodego piłkarza. Efekt jest taki, że w chwili pisania tego tekstu Śląsk desperacko walczy o utrzymanie w PKO Ekstraklasie.

  

9. Maciej Bartoszek z Wisły Płock

Trener Bartoszek w ogóle nie ma szczęścia do pracodawców. A to jest zwalniany, a potem ponownie zatrudniany przez tego samego prezesa w Koronie Kielce (a następnie znów zwalniany), a to nie ma kompletnie żadnego wpływu na transfery, a to robi z Wisłą Płock 6. miejsce na koniec rundy jesiennej — wynik zdecydowanie powyżej oczekiwanego — by na wiosnę, zaledwie po czterech meczach bez wygranej i to z mocnymi rywalami, bez kilku wykluczonych przez kontuzje i inne zdarzenia losowe liderów swojego zespołu, otrzymać wypowiedzenie.

  

Nie jest tajemnicą, że Bartoszek miał na pieńku z dyrektorem sportowym Pawłem Magdoniem i ten drugi tylko szukał pretekstu, by w końcu go zwolnić. Powiedzieć, że to słabe, to nic nie powiedzieć. Polska piłka w pigułce.

8. Leszek Ojrzyński ze Stali Mielec

Trener śmiało mogący wpisać sobie do CV — ekspert od utrzymywania drużyn w ekstraklasie. Tego właśnie potrzebował beniaminek z Mielca w ubiegłym sezonie, ale chyba za bardzo uwierzył w efekt nowej miotły i zmieniał szkoleniowców co chwilę. Już samo zatrudnienie Ojrzyńskiego było dużym sukcesem, bo dał się namówić do powrotu po rodzinnej tragedii (po długiej chorobie zmarła mu żona). Nie musiał przyjmować tej oferty, bo miał mocne nazwisko, ale zwyczajnie postanowił, że chce wrócić do zawodu. Obietnice, jakie złożono mu w Mielcu, czyli: spokojna praca do końca sezonu bez względu na wynik, swobodny dobór najbliższych współpracowników, wypracowanie strategii, na której klub będzie bazował przez najbliższe lata — utwierdziły go w przekonaniu, że warto podjąć się tej misji.

I co? Po pięciu miesiącach, kiedy zespołowi faktycznie nie szło najlepiej wynikowo (średnia 1,07 pkt na mecz), ale za to postęp w grze zauważalny był gołym okiem, a Stal do bezpiecznego miejsca traciła zaledwie 1 pkt i miała zaległy mecz w zanadrzu, Ojrzyński otrzymał wypowiedzenie. Jak mawia Wojciech Kowalczyk: Organizacyjnie — typowa Stal Mielec.

  

7. Probierz z Bruk-Bet Termalici Nieciecza

Kabaret co się zowie. Michał Probierz najpierw dwukrotnie odchodził z Cracovii, gdzie pełnił rolę trenera oraz wiceprezesa do spraw sportowych całego klubu. Zdobył z tym klubem puchar i superpuchar Polski, grał w eliminacjach do europejskich pucharów. Najpierw po nieudanym starcie rundy sam złożył dymisję, ale ta nie została przyjęta przez zarząd, w którym… sam zasiadał. Kilka miesięcy później rezygnuje z niego prezes i właściciel klubu Janusz Filipiak, rozwiązując z umowę za porozumieniem stron.

Dostępność Probierza na rynku wykorzystać chciała Bruk-Bet Termalica Nieciecza i wydaje się, że początkowo jej się to udało. Szkoleniowiec przystał na ofertę, ale pod pewnymi warunkami. Przede wszystkim chciał mieć decydujący głos w kwestii transferów. Obiecano mu to, ale gdy Probierz rozpoczynał pracę od przeprowadzenia czystki, okazało się, że nagle musi konsultować to i uzgadniać z Krzysztofem Witkowskim juniorem — synem właścicieli klubu. Początkowo uznał to za logiczne, ale kiedy Witkowski junior — oficjalnie dyrektor sportowy „Słoni” – uparł się, że z listy ośmiu piłkarzy do odstrzału przedstawionych mu przez Probierza jeden musi zostać, trener poczuł się oszukany. Szans na porozumienie nie było, dlatego spakował manatki i odszedł z Termalici nie spotykając się nawet z piłkarzami.

  

6. Czesław Michniewicz z Legii Warszawa

Kolejna odsłona kompromitacji w zarządzaniu stołecznym klubem przez jej właściciela i prezesa w jednym. Dariusz Mioduski po serii zatrudnień pseudotrenerów typu Romeo Jozak i Dean Klafurić, awanturników w stylu Ricardo Sa Pinto, w końcu sięgnął po kogoś, kto zna nasze podwórko jak własną kieszeń i należy do wąskiego grona ciągle rozwijających się trenerów. Wyciągnięcie Czesława Michniewicza z kadry U-21 poczytywano jako sukces, a sam Michniewicz odpłacił się zdobyciem tytułu mistrza Polski i awansem do fazy grupowej Ligi Europy, gdzie Legia ogrywała Spartak Moskwa czy angielski Leicester City.

Michniewicz nie miał jednak wystarczająco szerokiej kadry, by łączyć — początkowo wręcz spektakularną — grę w pucharach, ze zdobywaniem punktów w PKO Ekstraklasie. Priorytetem była Europa, bo tam można było więcej zarobić i wypromować poszczególnych zawodników. Przypłacił za to posadą, co mimo wszystko było kolejną fatalną decyzją władz Legii. Nie trzeba było iść do wróżki, by przewidzieć, że Legia ze swoim potencjałem prędzej czy później z pucharów odpadnie, a wtedy będzie można skoncentrować się na lidze i zapewne Michniewicz by to dźwignął, ale to nie było już jego zmartwieniem.

  

5. Dariusz Marzec ze Stali Mielec

Mielecka Stal ponownie gości w naszym zestawieniu, co szczególnie nie powinno dziwić. To jednak był jeden z większych absurdów ostatnich lat, ponieważ Stal postanowiła… nie przedłużać kontraktu z trenerem, który zapewnił jej pierwszy po 24 latach awans do ekstraklasy. Powód był absurdalny — chodziło o to, że Dariusz Marzec ujął się za swoim sztabem i asystentami, co nie spodobało się władzom klubu. Te chciały wprowadzić zmiany i rozmowy nie znalazły szczęśliwego zakończenia.

  

W efekcie beniaminka objął Dariusz Skrzypczak, ale nie spełniał oczekiwań. Po czterech miesiącach zastąpił go Leszek Ojrzyński — o tym co wydarzyło się z nim, pisaliśmy wyżej — a ostatecznie utrzymanie zespołowi zapewnił 72-letni Włodzimierz Gąsior. Biedna jak mysz kościelna Stal kończyła sezon z czterema trenerami na etacie, po czym… nie dogadała się z Gąsiorem, mimo iż ten wstępnie był zainteresowany prowadzeniem zespołu także w kolejnym sezonie. Organizacyjnie — Stal Mielec.

4. Piotr Stokowiec z Lechii Gdańsk

Kolejny szkoleniowiec, który nie ma szczęścia w karierze. Najpierw pomógł Zagłębiu Lubin wrócić do ekstraklasy, reorganizując struktury klubu, stawiając na młodego Jarosława Jacha, Krzysztofa Piątka, Jarosława Kubickiego i innych wychowanków. Potem jako beniaminek zrobił w Lubinie brązowy medal i europejskie puchary, by w końcu odejść w najmniej spodziewanym momencie, będąc zastąpionym przez Mariusza Lewandowskiego, który kilka miesięcy się przy nim uczył. Stokowiec wyrobił sobie markę, dlatego długo na bezrobociu nie przebywał. Zgłosiła się Lechia Gdańsk, z którą zajął 3. miejsce w lidze (sezon 2018/19), dwukrotnie doszedł do finału Pucharu Polski i raz wygrał to trofeum oraz zdobył Superpuchar naszego kraju. Nagle, po grubo ponad 3 latach, dowiedział się, że już w Gdańsku nie pracuje.

  

Decyzja absurdalna zważywszy na to, co zrobił dla tego klubu i jak radził sobie bez jakościowych transferów i pieniędzy (piłkarze i sztab długimi miesiącami nie dostawali wynagrodzeń). Jego ostatnie 5 meczów w Lechii to: wygrana z Wisłą Płock 1:0, remis ze Śląskiem Wrocław 1:1, wygrana z Cracovią 3:0, porażka z Lechem Poznań 0:2 i remis z Radomiakiem Radom 2:2. Nie można więc powiedzieć, że problemem były bieżące wyniki. Decyzja ze wszech miar zła, głupia, nie do wytłumaczenia w sposób logiczny. Argument, że następca Stokowca radzi sobie nadspodziewanie dobrze, też odpada, bo w chwili rozstania ze Stokowcem zespół szedł w górę.

3. Jacek Magiera z Legii Warszawa

Trener przedstawiany jako szkoleniowiec na lata, mający żelazem wypalony herb Legii na sercu, nowoczesny, ceniony w środowisku, z pierwszymi małymi sukcesami. Dostał niejako w prezencie fazę grupową Ligi Mistrzów, bo awans do niej robił Besnik Hasi, ale tam sukces był już spektakularny: remis 3:3 z Realem Madryt w Warszawie (przy pustych trybunach) i dwie wygrane ze Sportingiem Lizbona dały mistrzom Polski 3. miejsce w grupie i przepustkę do fazy pucharowej Ligi Europy.

Sezon ten Magiera zastąpił zdobyciem mistrzostwa Polski, zaczął wprowadzać kolejnych młodych piłkarzy, ale po rozpoczęciu kolejnego i fiasku w eliminacjach do pucharów, właściciel klubu pokazał, że jego słowa nie mają większego znaczenia. Jeszcze miesiąc wcześniej zarzekał się, że nikt ani nic nie zmusi go do rezygnacji z Jacka Magiery, nawet jeśli prędzej czy później przyjdzie kryzys, bo to normalne. Aż tu nagle:

  

Cała Legia Mioduskiego

2. Piotr Tworek z Warty Poznań

Jeden z dwóch największych zakładników własnego sukcesu w tym zestawieniu. Kiedy kolejny raz w swojej krótkiej wciąż karierze trenerskiej wracał do Warty, miał za zadanie utrzymać klub na poziomie Fortuna 1 ligi, ponieważ dysponował jednym z najniższych budżetów. Jakaż piękna była to historia, kiedy mimo takiej biedy Warta wygrała baraże o awans i zameldowała się w PKO Ekstraklasie, pierwszy raz po 25-letniej przerwie.

Wszyscy w zielonej części Poznania (a więc naprawdę maleńkiej w mieście, by nie powiedzieć województwie Lecha) drapali się po głowach — jak z taką kadrą nie spaść z hukiem? Sam spadek nie byłby żadną tragedią, ale w pewnym momencie chodziło o to, by po prostu się nie kompromitować. Nawet stadionu nie było, a wynajem miejskiego, na którym gra Lech, ze względów finansowych nie wchodził w grę, nawet wliczając pokaźny zastrzyk gotówki od Canal+.

Tworek i jego banda tworzyła tak zgraną ekipę, że nic nie było w stanie ich złamać. Mimo wyprowadzki do Grodziska Wielkopolskiego Warta punktowała jak z nut, zawstydzając kolejnych rywali. Była mądrze wzmacniana i choć bazowała na graczach doświadczonych (m.in. na 37-letnim Łukaszu Trałce), uplasowała się na 5. miejscu na koniec sezonu 2020/21, do końca będąc w grze o europejskie puchary.

Na początku nowego sezonu czar prysł, strata skrzydłowego z Niemiec Makany Baku okazała się wielką wyrwą, a nowi długo nie dawali tego, czego się po nich spodziewano. Warta zaczęła dołować, czyli mówiąc bez ogródek — grać na miarę swojego prawdziwego potencjału. Sytuacja nie była dramatyczna, ale mimo to komuś w Poznaniu (lub Grodzisku) spadł sufit na głowę i uznał aktualny stan rzeczy za niedopuszczalny. Zwolnienie Tworka odbiło się szerokim echem w całej piłkarskiej Polsce, bo była to decyzja na wskroś absurdalna.

  

1. Dariusz Banasik z Radomiaka Radom

Sprawa najświeższa, ale najbardziej skandaliczna i kompromitująca władze klubu, które dopuściły się tego ruchu. Tworka zwolniono przynajmniej w momencie, kiedy zespół był w dolnych rejonach tabeli, a na następcę wybrano szkoleniowca młodego pokolenia z dużymi rekomendacjami, który dziś się broni (Dawid Szulczek). Dariusz Banasik także stracił pracę po historycznym przywróceniu klubu do ekstraklasy (Radomiak nie grał w najwyższej klasie rozgrywkowej od 36 lat), a wcześniej awansował z nim z 2. do 1. ligi.

  

Radomiak wiosną wygrał wprawdzie tylko jeden mecz i spadł z czwartego na szóste miejsce w tabeli, ale czy to powód do wstydu dla beniaminka z niekonkurencyjnym budżetem?! Okazuje się, że tak, bo działacze po udanej jesieni zakładali wywalczenie czwartej lokaty, która da grę w europejskich pucharach (w finale Fortuna Pucharu Polski zagra Lech Poznań z Rakowem Częstochowa, a więc drużyny, które poza czołową trójkę już nie wypadną) i teraz czują się rozczarowani. Kabaret, to mało powiedziane! Kibice jasno dali do zrozumienia co myślą o takiej decyzji, ale to nie miało już żadnego znaczenia.

  
Piotr Janas

FOT. twitter.com/ChrobryGlogowSA

Udostępnij

Translate »