US Open, jakiego nie znasz

W poniedziałek 29 sierpnia startuje wielkoszlemowy US Open z udziałem Igi Świątek (1. WTA) i Huberta Hurkacza (10. ATP). Zwłaszcza dla tego drugiego jest to turniej wyjątkowy, bo rozgrywany w kraju, w którym poza Polską spędził najwięcej czasu w dorosłym życiu. Oto kilka ciekawostek dotyczących nowojorskiej imprezy.

US Open to ostatni w kalendarzu ATP i WTA turniej wielkoszlemowy, zwiastujący nadchodzące zakończenie sezonu. Impreza rozgrywana w Nowym Jorku jest poniekąd wyjątkowa dla Huberta Hurkacza, bo rodowity Wrocławianin przez kilka lat mieszkał i trenował w USA.

— Wybraliśmy Florydę, bo tam jest tenisowa kultura, infrastruktura, trenerzy i świetni sparingpartnerzy. To jest bardzo trudna decyzja, żeby wyjść ze strefy komfortu i przenieść się w nowe środowisko. Bardzo dużo Amerykanów pisało w trakcie turnieju ATP 1000 w Miami, że trzymają kciuki za Huberta. Na tak olbrzymim rynku, jak ten amerykański, ludzie znają już to nazwisko i interesują się jego wynikami — mówił już rok temu po sukcesie Polaka w Miami Radosław Szymanik, były kapitan reprezentacji Polski, który pomagał Hurkaczowi w przeprowadzce za ocean.

Niegościnni gospodarze

W historii US Open najwięcej zwycięstw na koncie mają reprezentanci USA. Wśród pań Amerykanki wygrywały 94. razy, a Amerykanie 85-krotnie. U pań najwięcej triumfów na koncie mają Molla Bjurstedt Mallory (to Norweżka, ale przez małżeństwo z Amerykaninem uzyskała także paszport USA), która po tytuł sięgała 8 razy (pierwszy w 1915 roku, ostatni w 1926), Helen Wills Moody (7 tytułów, ostatni w 1931 roku) oraz Chris Evert Lloyd (lata 1975-1982) i Serena Williams (lata 1999-2014) – dwie ostatnie mają po 5 końcowych zwycięstw.

Rekordziści wśród panów wywodzą się jeszcze z ery turniejów amatorskich. Po 7 razy wygrywali Bill Tilden (lata 1920-1929), William Larned (1901-1911) oraz Richard Sears, który wygrał pierwszą edycję jeszcze w XIX wieku (1881) i sześć kolejnych z rzędu. Te liczby imponują, ale trzeba brać poprawkę na to, że mówimy o czasach zamierzchłych. W XXI wieku reprezentanci Stanów Zjednoczonych wygrali tylko 10-krotnie. W męskiej części turnieju zrobili to Pete Sampras w 2002 roku i Andy Roddick rok później. U pań 7 triumfów to zasługa sióstr Williams (2 tytuły Venus i 5 Sereny), a ostatni raz z wygranej w największym turnieju w kraju cieszyła się Sloane Stephens w 2017 roku. Amerykanie wciąż się liczą — zwłaszcza kobiety — ale nie można mówić już o takiej dominacji, jak przed laty.

Największa tenisowa arena świata

US Open od 1978 roku nieprzerwanie rozgrywane jest w Nowym Jorku. Wcześniej zawody te odbywały się także w innych miastach Stanów Zjednoczonych. Gospodarzem jest kompleks USTA Billie Jean King National Tennis Center, liczący aż 33 korty. Będąc precyzyjnym, na terenie samego obiektu są 22 korty, a kolejnych jedenaście w przylegającym do niego parku. Tenże park nazywa się Flushing Meadows Corona Park, stąd potoczna nazwa kompleksu, bo często mówi się, że US Open rozgrywane jest na kortach Flushing Meadows, co nie do końca jest prawdą.

Sercem USTA Billie Jean King National Tennis Center jest kort im. Arthura Ashe’a, czyli największa tenisowa arena świata, mogąca pomieścić ponad 22,5 tys. widzów. Mimo niekiedy absurdalnie wysokich cen biletów, na mecze finałowe zawsze wypełnia się do ostatniego miejsca.

  

Choć obiekt w sposób jednoznaczny kojarzy się z tenisem i US Open, to odbywają się na mim także m.in. koncerty, walki bokserskie, gale wrestlingowe i MMA. Sam stadion ma dla wielu Amerykanów znaczenie symboliczne, ponieważ jego patron Arthur Ashe to pierwszy w historii czarnoskóry reprezentant USA w Pucharze Davisa i pierwszy Afroamerykanin, który wygrywał turnieje wielkoszlemowe.

Polacy w US Open

Tylko raz w 140-letniej historii turnieju ktoś z Polski dotarł do finału singla. Była to Jadwiga Jędrzejowska, która w 1937 roku musiała uznać wyższość reprezentantki Chille Anity Lizany. De facto obie panie przerwały wówczas trwającą 18-lat amerykańsko-brytyjską dominację, bo od 1919 roku do finału zawsze docierała przynajmniej jedna reprezentantka gospodarzy. Z reguły nawet dwie, a jeśli już był to ktoś spoza USA, to zawsze Brytyjka. Na YouTube da się nawet znaleźć urywki — a może bardziej strzępy — półfinału z udziałem Jędrzejowskiej z 1937 roku. Polka w tym materiale uczy Amerykanów prawidłowej wymowy swojego nazwiska, bo ci zwracali się do niej per „Dżadwiga Dżendżedżowska”.

Trzykrotnie nasi reprezentanci docierali do finału gry podwójnej. Jędrzejowska w 1937 roku zagrała finał debla u boku Francuzki Mathieu (niestety też przegrany), a wczasach zdecydowanie bardziej współczesnych, w finale debla mieliśmy Marcina Matkowskiego i Mariusza Fyrstemberga. Nasz etatowy duet w 2011 roku przegrał decydujące starcie z austriacko-niemiecką parą Juergen Melzer – Philipp Petzschner.

Ostatni Polak w finale US Open to Łukasz Kubot, który w 2018 roku w parze z Brazylijczykiem Marcelo Melo przegrał finał debla z amerykańskim duetem Mike Bryan – Jack Sock.

Turniej mieszkańców Monako

W 2022 roku w drabince głównej znalazło się rekordowo dużo tenisistów, którzy choć reprezentują kraje, z których pochodzą, to na co dzień mieszkają w Księstwie Monako. Do rozliczenia podsyłają numery kont bankowych ulokowanych właśnie w tym maleńkim kraju na Riwierze Francuskiej. Całkiem niedawno ich grono poszerzył Hubert Hurkacz, zamieniając gorącą Florydę na kraj znajdujący się zdecydowanie bliżej Polski.

Hurkaczowi natychmiast zarzucono ucieczkę do raju podatkowego. Nikt tego oficjalnie nie potwierdzi, ale oczywistym jest, że brak podatku dochodowego w pierwszej kolejności przyciągnął uwagę Polaka i jego menedżmentu. Po pierwsze — nie jest to nic nadzwyczajnego w świecie tenisa, bo w Monako mieszkają m.in. Caroline Wozniacki, Petra Kvitova, Novak Djoković, Matteo Berrettini, Alexander Zverev, Stefanos Tsitsipas czy Miloš Raonic. Sparingpartnerów zatem nie brakuje, a sama infrastruktura także jest imponująca jak na tak mały kraj.

Po drugie — Hurkacz część podatków i tak płaci w Polsce, a po trzecie — nie zrezygnował całkowicie z Florydy. Został rezydentem Monako, co oznacza, że musi tam spędzać przynajmniej 183 dni w roku (przynajmniej w teorii) i mieć lokum, a np. 59-metrowe mieszkanie kosztuje w okolicach 12 mln złotych. Wynajem najtańszych kawalerek zaczyna się od 3,5 tys. euro miesięcznie i to pod warunkiem, że zgodzimy się podpisać umowę na minimum 3 lata.

To nie odstrasza jednak największych i co za tym idzie najlepiej zarabiających tenisistów świata, zwłaszcza że Monako daje im coś jeszcze. Coś, czego nie można przeliczyć na pieniądze — anonimowość. Księstwo jest rajem dla bogaczy także z tego względu.

– Widziałam kiedyś Rogera Moore’a na kawie, nie był przez nikogo niepokojony. Milionerów można spotkać na zakupach w Carrefourze – mówi portalowi money.pl dr Maja Czarzasty-Zybert, radca prawny i autorka bloga o Monako. To chyba jedyne luksusowe miejsce na ziemi, gdzie takie rzeczy są na porządku dziennym. Czarzasty-Zybert wymieniając atuty życia w Monte Carlo, wskazuje też na oddalone o zaledwie 30 kilometrów lotnisko w Nicei. Tamtejszy port oferuje częste i szybkie loty do Paryża i Londynu. Stamtąd można już udać się praktycznie wszędzie.

Czy czek opiewający na blisko 3 mln dolarów amerykańskich zostanie w tym roku zrealizowany w którymś z monakijskich banków? Patrząc na ilość rezydujących tam tenisistów, absolutnie nie można tego wykluczyć, choć prawdopodobieństwo mocno ograniczył fakt, że w Nowym Jorku nie wystąpi Novak Djoković.

FOT. Wikimedia Commons

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »